Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciał mieć tatuaż, teraz walczy o odszkodowanie

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Paweł Siwochowicz: Jestem tatuatorem, to nie jest mój pierwszy tatuaż, wiem jak się z nimi obchodzić. Moja choroba jest spowodowana stylem pracy w tamtym studiu.
Paweł Siwochowicz: Jestem tatuatorem, to nie jest mój pierwszy tatuaż, wiem jak się z nimi obchodzić. Moja choroba jest spowodowana stylem pracy w tamtym studiu. Mariusz Kapała
Pan Paweł chciał mieć na przedramieniu tatuaż. I pojawiła się krwawa czaszka, ale wraz z nią - jak twierdzi - zakrzepica. Autorzy tego dzieła sztuki zapewniają, że z chorobą nie mają nic wspólnego.

Paweł Siwochowicz jest cały we wzorki. Co u tatuatora jest zupełnie normalne, szewc nie może przecież bez butów chodzić. Postanowił jeszcze nad sobą popracować - jak mówi - zrobić porządek z lewym przedramieniem. Były tam już rozmaite esy i floresy, ale nie cieszyły oka i raził placek czystej skóry. Idealny na lilię.

- Sam nie mogłem się tatuować, ból sprawia, że staję się niedokładny - opowiada Siwochowicz. - Znałem trochę ten zakład, poziom rysunkowy był w porządku, chociaż tatuatorzy bez wykształcenia plastycznego. Stan sanitarny na pierwszy rzut oka nie budził zastrzeżeń.

Zobacz też: Jak robi się tatuaż (zdjęcia Czytelnika)

Dobra czaszka nie jest zła

W lipcu przyszedł na sesję, która miała być pierwszą z serii. Planował "posadzić" tutaj lilię, ale ostatecznie tatuator przekonał go do czaszki. Znów cytując pana Pawła "nie kłóć się z tatuatorem, dobra czaszka nigdy nie jest zła".

- Lubię tatuaże i jeden w tą, jeden w tamtą nie robi mi różnicy - mówi. - Na lilię miejsce też się znajdzie. Cała operacja trwała z przerwami cztery godziny, zapłaciłem 500 zł.

Jednak sesja się nie skończyła, pan Paweł zdezerterował. Jak opisuje, tak piorunujące wrażenie zrobił na nim stan sanitarny.

- Nie wyrażałem na głos większości uwag, ale nie wytrzymałem, gdy telefon odebrano w rękawiczce ubrudzonej moim osoczem, a później ten aparat wylądował obok kubeczków i butelek z barwnikiem na stole zabiegowym. W ostrych słowach skrytykowałem takie zaniedbanie. Usłyszałem, że "to nic nie wnosi" - relacjonuje. - Po chwili powiedziałem, że mnie za bardzo boli i odpuściłem.

I plułem krwią

- To nie był duży tatuaż, a bolał jak żaden inny, o czym poinformowałem obsługę salonu - dodaje i zapewnia, że jako rutyniarz dbał o malunek w odpowiedni sposób, co dwie godziny przemywał go, smarował specjalną maścią i chronił pod folią. Następnego dnia dopadła go wysoka gorączka, drgawki i trafił na pogotowie, gdzie zaaplikowano mu środki przeciwbólowe, sterydy i leki przeciwalergiczne.

- Pięć dni po zabiegu już plułem krwią - opowiada. - To była zakrzepica. Zakrzep zatrzymał się w lewej nodze. Mój lekarz twierdzi, że przyczyną zapalenia żył, które przerodziło się w coś poważniejszego był tatuaż, a raczej sposób jego wykonania.

Postanowił szukać sprawiedliwości, zwłaszcza że koszty leczenia sięgnęły 3,5 tys. zł. W studiu tatuażu został wyśmiany. Usłyszał, że to prawdopodobnie była reakcja alergiczna po maści lub na czerwony barwnik.

- I że niby sam jestem sobie winny, gdyż zaniedbałem tatuaż lub złapałem coś w moim zakładzie - denerwuje się pan Paweł. - To absurd. Mam sporo tatuaży i wszystkie są w dobrym stanie. Pracowałem w najlepszych zakładach, wiem jak prawidłowo zabezpieczać miejsce wykonywania zabiegu, a moje studio jest odpowiednio wyposażone. Nie zaproponowano mi pomocy, a liczyłem na zwykłe ludzkie zachowanie.

I rusza na wojnę. Cywilną i karną. Domaga się 80 tys. zł odszkodowania, ale podkreśla też, że pragnie uchronić klientów tego studia przed problemami.

Wykłuć konkurencję

Przemysław Walkowiak, szef tatuatorów studia, w którym pan Paweł obstalował sobie czaszkę, tylko kręci głową. I dodaje, że ta historia nie rozpoczęła się przed kilkoma miesiącami, ale przed laty.

- Trudno zatem mówić, że "trochę" nas znał. Kręcił się wokół nas, podpatrywał, mówił, że chce się czegoś dowiedzieć, próbował coś tam robić w domu - opowiada Walkowiak. - Przez długi czas to tolerowaliśmy. Później zniknął, by powtórnie się pojawić w Zielonej Górze. I wtedy myślał, że jest gwiazdą na lokalnym rynku tatuażu. Jednak nie tak łatwo tutaj prosperować, zwłaszcza gdy ma się kredyt. Klienci nie walili drzwiami i oknami. Sądzę, że przyszedł już do nas z myślą pognębienia konkurencji.

Zakrzepica? Przecież ona nie przenosi się wraz bakteriami, czy wirusami. Stan sanitarny? Pokazuje na wyposażenie. Wielokrotne używanie jednorazówek? Czy to ma sens, gdy igła kosztuje 80 gr., a tzw. jednodniówki 1,8 zł? Słuchawka telefoniczna w dłoni w rękawiczce? tak, ale to nie było podczas zabiegu, ale przygotowania stanowiska.

- Pracuję w branży od lat i nigdy nie miałem takich problemów - dodaje Walkowiak. - Gdy coś się dzieje to z winy klienta. A to dziewczyna była uczulona na krem dla niemowląt, a to facet ze świeżym tatuażem robił opryski...

Skąd problemy pana Pawła? Musiał być wcześniej chory. A koszmarny wygląd tatuażu był spowodowany jego złym traktowaniem. Ta świeża rana, powinna być osłonięta, smarowana odpowiednimi maściami. Pierwszy tydzień jest najważniejszy, ale na pełne wygojenie trzeba poczekać dwa miesiące.

Tatuują na wyścigi

W Zielonej Górze jest pięć studiów tatuażu, w tym trzy uchodzące za takie z prawdziwego zdarzenia. Na dokładkę "artyści" garażowi. Ci uchodzący za dobrych narzekają, że muszą poprawiać po tych dobrych inaczej.

- Ostatnio naprawiałem siedemnastolatkę, która została tak przerżnięta przez pewnego partacza, że... - opowiada jeden z tatuatorów.

Bo i jak na stutysięczne miasto chcących zarabiać na rysunkach na skórze jest stanowczo zbyt wielu. Nie ma tylu wielbicieli ozdób na skórze. I jak komentują tatuatorzy ta wojna o czaszkę z pewnością ten rynek jeszcze zawęzi. Ludzie pomyślą, że takie "przeboje" to codzienność.

- Nie interesuje mnie wpływ tej sytuacji na rynek, ponieważ po czterech miesiącach bolesnych zastrzyków w brzuch, nie jestem w najlepszym nastroju, a możliwość oderwania się zakrzepu i zawału sprawia, że podchodzę do rzeczywistości z dystansem. Mam propozycje pracy za granicą, chociaż tego wolałbym uniknąć. Ta sprawa raczej oczyści sytuację, niż zaszkodzi - zapewnia pan Paweł - Rozumiem: młody tatuator, stres; nie rozumiem natomiast jak można zrobić komuś taką krzywdę i mieć później taką osobę w... poważaniu.

- Przyjechał, nie udało mu się utrzymać, zrobi dym i wyjedzie - mówią tatuatorzy dodając, że pan Paweł próbuje odkuć na nich swoją klęskę biznesową.

A walka bywa ostra. W Białymstoku jeden z zakładów spalono i - cytując naszego rozmówcę - fryzjer tego nie zrobił. Jednocześnie ta gałąź "przemysłu" nie jest zamknięta w żadne ramy. Nie ma związku tatuatorów, nie ma nawet biegłych sądowych, którzy byliby w stanie ocenić, czy tatuaż jest wykonany prawidłowo, czy też nie. Tatuator lokowany jest w jednej grupie z kosmetyczką. To tworzy pole do niedomówień i nadużyć.

- I wiem doskonale jaka będzie opinia lekarza - dodaje Walkowiak. - Że tatuowanie mogło być katalizatorem, który pobudził dolegliwość. Ale tak można powiedzieć po każdym zabiegu kosmetycznym. Dowiedziałem się, czego można o zakrzepicy. Ten przypadek naprawdę ma z nami niewiele wspólnego. I cóż, spotkamy się w sądzie i werdyktu jestem niemal pewien.

Czynnik ryzyka

Flebolog (lekarz specjalizujący się wyłącznie w diagnostyce i leczeniu chorób żył) Godzisław Chumiński uważa, że zakrzepicą żył głębokich, a z nią mamy tutaj do czynienia, w żaden sposób nie da się zarazić. Jednak sam zabieg mógł mieć z tym związek - odczyny zapalne, długotrwałe unieruchomienie kończyny. Każdy zabieg związany z unieruchomieniem to czynnik ryzyka przy tej chorobie. Jednak dotychczas w swojej praktyce lekarz nie spotkał się z przypadkiem związanym z wykonaniem tatuażu. Niestety wcześniej pan Paweł nie miał robionych badań...

- A wie pan, że ten klient, niby umierający, zrobił sobie wkrótce następny tatuaż - pyta Walkowiak.

- To był eksperyment medyczny, którego nie konsultowałem z moim lekarzem - ripostuje pan Paweł - Chciałem pobudzić procesy antykoagulacyjne, więc wybrałem terapię bodźcową, aby wyprodukować w moim organizmie antykoagulanty... I podziałało.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska