Cichy sylwester na rynku nie wszystkim odpowiadał

Silent Disco polegało na tym, że każdy gość imprezy dostawał słuchawki i wybierał, jakiej muzyki chce słuchać. I słyszał ją tylko w słuchawkach a na zewnątrz panowała cisza.

Do dyspozycji na płycie Starego Rynku było kilka namiotów, tak aby bydgoszczanie w razie niepogody mieli się gdzie ukryć. Do tego telebim z koncertem w tle.

- Po co to komu było - mówi jedna z naszych Czytelniczek. - Chyba tylko młodzi mieli tam co robić. Zresztą nie narzekam, bo nie podobało mi się, więc poszłam dalej. Ale pompy nie było. Ciekawe ile pieniędzy na to poszło.

Dokładnie 170 tysięcy zł - tyle zaproponował wykonawca, który wygrał przetarg. To była najniższa cena.

Negatywnych komentarzy na temat tej sylwestrowej imprezy miejskiej w internecie jest sporo. Co na to urząd miasta? - Projekt Silent Disco był wyjątkowym przedsięwzięciem na sylwestrowej mapie kraju. Staraliśmy się zaoferować bydgoszczanom coś nowego, coś nietypowego, coś co mogłoby nas wyróżnić - mówi Marta Stachowiak, rzecznik prasowy prezydenta Bruskiego. - Ogromnie szkoda, że nie wszystkim idea Silent Disco przypadła do gustu, ale ci którzy zajrzeli do naszych namiotów na pewno nie byli zawiedzeni. Według danych operatora imprezę odwiedziły trzy tysiące osób.

Rzeczniczka dodaje, że urzędnicy uznali, że warto zaoferować mieszkańcom inny rodzaj rozrywki niż drogi koncert podrzędnej „gwiazdy“.

- Oczywiście doświadczenie z organizacji tegorocznej imprezy sylwestrowej będziemy brać pod uwagę przy okazji organizacji kolejnych - komentuje Stachowiak. - Ile osób, tyle opinii. Ale oczywiście zastanowimy się, co zrobić, żeby następnym razem więcej bydgoszczan było zadowolonych.

(JPL)