Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Design na lata 60. powraca. Mistrzem tych lat jest Stanisław Lejkowski

Jolanta Zielazna
Jolanta Zielazna
„Leniwiec”, zaprojektowany przez Stanisława Lejkowskiego i Wacława Leśniewskiego, l. 60
„Leniwiec”, zaprojektowany przez Stanisława Lejkowskiego i Wacława Leśniewskiego, l. 60 JZ
Fotel „leniwiec”, wnętrza klubów, restauracji, księgarni, kin, dziesiątki plakatów, pomniki, setki grafik i rysunków - prace Stanisława Lejkowskiego, bydgoskiego artysty wymieniać można długo. Ale kto w ogóle wie, ile i co „Lejek” zdziałał?!

Na wrześniowym spotkaniu ze Stanisławem Lejkowskim w Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy trzeba było dostawiać krzesła. Organizatorzy nie spodziewali się, że przyjdzie więcej niż 30-40 osób. Tymczasem zainteresowani przyjechali nawet z Wrocławia czy Warszawy, o Toruniu nie wspominając. Byli projektanci, blogerzy zainteresowani meblami vintage, ktoś z polskiej Akademii Nauk.

Spotkanie było pokłosiem wystawy „Punkt podparcia. Rzecz o meblach bydgoskich” - mebli projektowanych dla Bydgoskich Fabryk Mebli, m.in. przez Stanisława Lejkowskiego. Mały salonik nie mógł wszystkich pomieścić.

Z zainteresowaniem oglądano zestaw kombinowany 1329 Rajmunda Hałasa, fotel, który autorzy Stanisław Lejkowski i Wacław Leśniewski nazwali „leniwcem”, komodę z zestawu kombinowanego typ 1020, zaprojektowane przez Lejkowskiego i Leśniewskiego.

„Leniwiec” i zestawy kombinowane

Nie ma wątpliwości, że ta wystawa wywołała falę wspomnień. O meblach, czasach, projektantach. Od kilku lat obserwujemy modę na dizajn lat 60. Meble (i nie tylko meble) z tego okresu są bardzo pożądane, za oryginalne do renowacji trzeba niemało zapłacić. - Bardzo mocno widać inspirację latami 60., we wzornictwie wyposażenia wnętrz - zauważa Michał Kaliski, zajmujący się renowacją mebli vintage. Odnowiony przez niego „leniwiec” przyciągał oko na wystawie „Punkt podparcia” i później w bwa. Szybko znalazł się kupiec.

ZOBACZ TAKŻE:Orzeł w brązie czy kawa w filiżance?

- Zainteresowanie dizajnem tej epoki jest dużo większe, niż nam się wydaje - mówi Agnieszka Gorzaniak z Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy.

Co ważniejsze - dopiero od jakiegoś czasu wzory tamtych mebli zyskały konkretnych projektantów. To znaczy - zawsze ich miały, ale długo były to postacie anonimowe.

Pół wieku temu, gdy Stanisław Lejkowski z Wacławem Leśniewskim projektowali swojego „leniwca” dla Bydgoskich Fabryk Mebli, gdy powstały projekty Rajmunda Teofila Hałasa (m.in. bardzo popularne w latach 60. krzesło typ 200-190), Józefa Chierowskiego (fotel 366) - projektanci byli anonimowi. Jeśli fabryka mebli kupiła projekt, autor znikał. Żadnymi prawami autorskimi nie zawracano sobie głowy.

- Pan Lejkowski jest jednym z ostatnich żyjących projektantów tych mebli. Wiele osób chciało go posłuchać, a jego cieszyło to zainteresowanie - mówi Gorzaniak, która wrześniowe spotkanie w bwa prowadziła.

Projektów dla Bydgoskich Fabryk Mebli powstało więcej. Nie wszystkie się sprawdziły, nie wszystkie były udane. O wielu Stanisław Lejkowski nawet już nie pamięta.

Między renesansem a gotykiem

Współpraca z Bydgoskimi Fabrykami Mebli (1955-1956) w długim zawodowym życiu Stanisława Lejkowskiego była w sumie epizodem, choć - jak się okazało - znaczącym. Przypomnienie tego faktu było pretekstem do pokazania, jak duży, różnorodny i czasami już zapomniany jest dorobek „Lejka”, jak mówili na niego w środowisku, jak artysta nazywany jest nawet w domu.

Urodzony w Chełmnie (w roku 1929 roku) Stanisław Lejkowski ciągle jest zawodowo czynny. W tym tygodniu jeździ do rodzinnego miasta, przygotowuje wystawę (otwarcie 19 listopada) „Powrót do źródeł”.

Skąd się wzięło u Lejkowskiego zainteresowanie rysowaniem, projektowaniem? - No przecież w Chełmnie biegałem między renesansem a gotykiem - żartuje.

Chwilę później mimochodem wspomina, że kiedyś znalazł w szufladzie rysunki mamy z okresu gimnazjum. Artystyczne uzdolnienia miał też jej brat. Więc może coś odziedziczył?

Na studiach (Wydział Sztuk Pięknych UMK w Toruniu) zaliczył tyle różnych sekcji, bo polikwidowano wtedy kluby studenckie, więc gdzieś trzeba było chodzić. To raczej żart, ale jest faktem, że zgłębiał wiedzę z różnych zakresów: od konserwacji zabytków architektury i rzeźby, przez witrażownictwo, architekturę wnętrz, kompozycję brył oraz płaszczyzn, grafikę, rysunek i anatomię - by zostać przy niektórych tylko. Ta wiedza bardzo się później przydała. Dlatego trudno jednoznacznie określić, kim Lejkowski jest. Omnibus, po prostu. - Nowości! Ja ciągle miałem takie „odbicia”, że szukałem czegoś innego, nowego, żeby było inaczej. Niektórzy mieli mi to za #złe, co tam wymyślam! Potem się przydało - mówi projektant.

Mondrian po bydgosku

U niego kilka rzeczy działo się jednocześnie, zlecenia dostawał w Pracowni Sztuk Plastycznych. Zlecenie na projektowanie mebli przyszło właśnie tą drogą. Był przełom lat 50. i 60., we wzornictwie na Zachodzie pojawiały się nowe trendy. Znali je, bo do klubów międzynarodowej książki i prasy przychodziły specjalistyczne wydawnictwa.

To jest pewne, takiego mebla raczej nie spotkamy u znajomych w domu. Będziemy na 100% oryginalni, ale czy ktoś na nim będzie chciał siedzieć dłużej niż 5 minut?

Wygoda czy moda? Co wybieracie? Najbardziej niewygodne i zad...

Poza tym zaczęto budować bloki, mieszkania były mniejsze. - To zmuszało do innej struktury, powstawały inne meble. Uczyłem się tego od Wacława Leśniewskiego. Od nowa, jak na uczelni, technologii przede wszystkim. Co i jak się skleja, co się trzyma, a co nie.
Ważna była funkcjonalność, wygoda. Zestawy kombinowane to właśnie były te nowe trendy.

- Wymyśliłem zrobić z tego Mondriana. Czyli jeśli w kanapie były trzy oparcia i trzy siedziska, to dwa były w tym samym kolorze, a jedno w innym, na przemian - wyjaśnia. - Kolory były również w fornirach: sośnie, buku, mahoniu. Jeśli dobrze zestawisz kolory, to regał jest kolorowy, zanim wstawisz do niego rozmaite przedmioty. Tak samo w szafach garderobianych bawiłem się fornirem.

Lejkowskiemu nawet trudno dziś przypomnieć sobie, jakie meble projektował. Nie wszystko szło do produkcji. Wie, że projekty krążyły też między fabrykami. Wspomina: - Kiedyś pojechałem do Wrocławia, widzę, stoi moja toaletka. Ale jakaś inna. Myślę, ktoś zerżnął ze mnie. Jednak nie, to była moja, tylko jednorodna kolorystycznie i to nie pasowało. Jeśli z góry określi się kolory - funkcjonują jako całość. Gdy ich nie ma - jest bryła.

Co w tych meblach było takiego, że dziś mówi się o nich „kultowe”? - Byłbym kłamcą, gdybym wymyślił do tego teorię - uśmiecha się Lejkowski. - Tak się zdarzyło, był taki okres, tak dookoła projektowano i ja się w to wdrożyłem - mówi.

Od Savoyu po Zawiszę

Meble Stanisław Lejkowski projektował jeszcze później, ale już jako element wystroju danego wnętrza.

Choć właściwie to zaczęło się jednak od wnętrz, chronologicznie rzecz biorąc. Konkretnie - od nocnego klubu Zodiak w Bydgoszczy. Wtedy poznali się z Wacławem Leśniewskim. - On mnie zauważył - podkreśla projektant. - To miał być pierwszy klub młodzieżowy, ale przyszła odwilż i wszyscy odwrócili wzrok ze Wschodu na Zachód. W miejscu bilarda umieściliśmy coctailbar, całkowita zmiana!
Kto dziś, poza długoletnimi pracownikami branży gastronomicznej i seniorami środowiska plastycznego pamięta, że była nawet Alejka „Lejka”, jak niektórzy z przekąsem albo złośliwie nazywali ówczesne Aleje 1 Maja czyli obecną ulicę Gdańską? Zaczynając od Savoyu (dancing), przez klub Parnasik, kawiarnię Cristal, restaurację Rybną, Karczmę Słupską, Słowiankę po restaurację na Zawiszy. Zapewne coś jeszcze było po drodze, ale pan Stanisław już nie pamięta.

Oczywiście, to wszystko powstawało w różnych latach, a zaprojektowanego przez Lejkowskiego Cristalu czy Parnasika pewnie nikt już nie pamięta.

On zaprojektował też m.in. wnętrze restauracji i kawiarni Michał i Baśka, Domu Ekonomisty, restauracji w hotelu Ratuszowym.
Domagał się, by najpierw lokal miał nazwę, bo do jej charakteru projektował wnętrze. - Nie lubiłem robić, byle robić. Zawsze zwracałem uwagę, by była dydaktyka. W Ratuszowej, w wejściu wisiały obrazy sieniowe. Bo kiedyś w sieni było malarstwo. Ale już w szatni fryzem była mennica, czyli dydaktyka o pieniądzu w bydgoskich mennicach.

Oczywiście, wszystkiego nie robił sam. - Podstawowy projekt i koncepcja były moje. O #szczegółach dyskutowałem z fachowcami - wyjaśnia. - Do realizacji moich pomysłów angażowałem zawsze najciekawsze osoby, dobierałem wartościowych specjalistów.
Wylicza: - Do dziś realizuję wiele projektów z Janem Gordonem, świetnym grafikiem. Obrazy malował mi Andrzej Nowacki, Marek Danielewicz, gdy potrzebowałem rzeźbę rozmawiałem z Aleksandrem Dętkosiem, Marianem Guczalskim, przy teleturnieju Bank Miast z Ignacym Bullą robiłem oprawę telewizyjną, współpracowałem z Ziukiem Makowskim.

Alejka „Lejka” to oczywiście nie jest pełna lista prac, nazwijmy to „wnętrzarskich” Stanisława Lejkowskiego. W samej Bydgoszczy to jeszcze m.in. sala portretowa w Urzędzie Wojewódzkim, nieistniejący już Urząd Stanu Cywilnego przy obecnej ulicy Czartoryskiego, kino Orzeł (sprzed remontu), wnętrze Teatru Kameralnego (z Wacławem Leśniewskim), ale także obiekty m.in. w Świeciu (sala kinowa), Tucholi, Toruniu (kino Bałtyk), Chełmnie, Inowrocławiu (sala koncertowa i szkoła muzycznej), Ciechocinku, wnętrza sklepów.

Nie wiem, czy niejedynym wnętrzem, które przetrwało w niezmienionej postaci, jest księgarnia przy ul. Gdańskiej 17 w Bydgoszczy. Kierowniczka mówi, że klienci do dziś zachwycają się antresolą.

Pytam artystę, czy ma jakąś dokumentację, choćby spis miejsc, które zaprojektował.

- Czasami robiłem próbę i fotografowałem, ale nie wszystko. Nie sądziłem, że to jest coś ciekawego. Skąd mogłem wiedzieć?

Pechowy pomnik

Lejkowski sam lub we współpracy zaprojektował też kilka pomników. W Rudzkim Moście koło Tucholi, w Chełmnie. No i ten na obecnym skwerze Leszka Białego w Bydgoszczy.

Niedokończony pomysł pomnika 1000-lecia, nazwanego później pomnikiem Czynu Społecznego. 1000-lecie państwa polskiego, czyli 1966 rok.

Autor nie ukrywa, że pomysł był polityczny. Trzy stojące, wygięte elementy miały symbolizować trzy partie: PZPR, ZSL i SD. Na blokach po bokach - historia, z jednej strony przed zaborami, z drugiej - powojenna. U góry miało być gniazdo i siadający na nie orzeł z podniesionymi skrzydłami.

Partii się to nie spodobało.

- Orzeł za bardzo przypominał im tego z Monte Cassino, na tablicach widzieli za dużo świętych, a był przecież konflikt państwa z Kościołem - opowiada teraz projektant. - Cały pomysł dostał w łeb. Do formy się przyznaję, bo moja, ale do oprawy już nie.

- Ale wie pani, ten pomnik to dowód, że Bóg istnieje. Na odsłonięcie przyjechali oficjele z Warszawy, z kwiatami, wieńcami, grała orkiestra, miał być wbudowany akt erekcyjny. Nagle zerwała się burza, wszyscy w pośpiechu uciekali, porzucili kwiaty, aktu erekcyjnego nie wkopano. Pomnik oficjalnie nie został odsłonięty i później już do tego nie wracano.

- Nie mógł pan wycofać się ?

- Nie. Elementy, które stoją, były już gotowe. To było robione na zlecenie Wojewódzkiej Rady Narodowej, prosił mnie jej przewodniczący Aleksander Schmidt. Nie był „czerwony”, był z ZSL.

Lejkowski do partii nie należał.

- Wykonywałem dla nich zlecenia. Wolałem im coś zrobić niż należeć - tłumaczy.

Znak czasu - praca

Zaprojektowane i wykonane wnętrza, paradoksalnie, okazały się ulotne. Plakaty, grafiki, ekslibrisy, małe znaki graficzne, setki rysunków piórkiem, później już flamastrem i wiele, wiele innych - przetrwały w domu.

CZYTAJ TAKŻE:Bydgoszczanka ze staroci naszych dziadków robi niezłe sztuki. Sztuki mebla

Cztery lata temu, na 60-lecie pracy artystycznej, Stanisław Lejkowski przygotował wystawę „Znaki czasu. 60 lat optymizmu”. To były dziesiątki rąk, trzymających telefony komórkowe. Wszystko zwielokrotniały lustra. Nota bene, lustra to też znak rozpoznawczy „Lejka”.

Co dziś jest znakiem czasu? - Komórka jest w dalszym ciągu aktualna. Za chwilę będzie coś innego, nie wiem, co. Dlatego mówię, że przy jakimkolwiek projektowaniu u mnie zawsze musiała być „dydaktyka”. Jeśli projekt nic nie oznaczał, nie był nic wart - wykłada Lejkowski swoje zasady. - Ale to ja tak mówię. Ktoś inny może powiedzieć inaczej.

W każdym razie, jeśli w przyszłym roku Stanisław Lejkowski przygotowałby wystawę na 65-lecie pracy, spokojnie mógłby dać podtytuł „65 lat optymizmu.”

Ciągle aktywny, ciągle coś przygotowuje. Ostatnio robił tablice dla warszawskiej Legii, dla Chełmna, gdzie rondo nazwano im. 66. kaszubskiego pułku piechoty, w którym służył jego ojciec, a teraz postawiono obelisk.

- Umarłbym, gdybym nic nie robił. Nie lubię próżni - mówił, gdy niedawno rozmawialiśmy.

Nie czuje, że pracuje.

- Robię to, co mnie cieszy. Bardzo się dziwiłem, że nie dość, że to lubiłem, to jeszcze mi za to płacili. Nawet nieźle.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska