Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwa leśne krzyże

Bogumił Drogorób [email protected]
W lewym boku figurki Chrystusa, na czerwonym krzyżu, widać wyraźnie ślad po kuli kłusownika z okolic Czarnego Bryńska, Mateusza Płachty
W lewym boku figurki Chrystusa, na czerwonym krzyżu, widać wyraźnie ślad po kuli kłusownika z okolic Czarnego Bryńska, Mateusza Płachty
Knieje tam były. W leśnej gęstwinie lasów za Górznem, mateczniku dzikiej zwierzyny, najlepiej radziły sobie dziki, jelenie, sarny.
Pod zielony krzyżem, gdzie córka młynarza z Wapionki czekała na swego miłego, codziennie ktoś składa kwiaty...
Pod zielony krzyżem, gdzie córka młynarza z Wapionki czekała na swego miłego, codziennie ktoś składa kwiaty...

Pod zielony krzyżem, gdzie córka młynarza z Wapionki czekała na swego miłego, codziennie ktoś składa kwiaty...

Szły na Czarny Bryńsk, na Syberię, to znów na Wierzchownię, albo Okalewko. W ślad za nimi postępowali... kłusownicy. Tak było sto pięćdziesiąt lat temu.

Opowieść stamtąd. I z tamtych czasów. Jest rok 1859, puchowy śniegu tren. Czapy wiszą na gałęziach, leśne dukty oświetla światło księżyca. Grudniowy dzień, ostatni w roku. Mateusz Płachta opuszcza swoją norę. Jeszcze tylko łyk gorzałki, dla rezonu. Żegna się, nie wypuszczając fuzji z ręki czyniącej znak krzyża.

Las zna bardzo dobrze, zwierzyny obyczaje też. Ale teraz najważniejszy dla niego jest
obyczaj kłusowniczy

Musi dojść do krzyża w ostatni dzień roku, paść na kolana, odmówić modlitwę, sięgnąć po fuzję i złożyć się. Musi tego dokonać w świetle księżyca i gwiazd. Musi przełamać strach. Choć stary z niego kłusownik, w strzelaniu biegły, drży cały na ciele. Choć nie pierwszy raz będzie strzelał do Chrystusa. - Panie Boże, tylko raz, jak zwykle - mamrocze idąc. -Ty już nie ucierpisz, a jak wykonam, co nam nakazano, zmiłuj się nade mną.

Obyczaj kłusowników z górznieńskich lasów nakazywał strzelać do figurki Chrystusa na krzyżu. Tam gdzie kula trafi, tam przez cały rok będzie trafiał i on w zwierzynę.
Idzie Mateusz Płachta w stronę Czarnego Bryńska, znajduje krzyż. Składa się i strzela. Trafia w lewy bok Chrystusa. Z figurki tryska krew, zalewając cały krzyż. Widząc co się dzieje, kłusownik pada na twarz w śnieg i leży krzyżem. Aż do nowego roku.

Historia kłusownika kończy się jego całkowitą przemianą. Wracając do swej nory Mateusz Płachta wyrzuca fuzję do jeziora, w pobliżu Czarnego Bryńska i ślad po nim ginie. Mówi się w okolicy, że porzucił kłusowanie i trafił do pustelni. Został tylko z tego zdarzenia czerwony krzyż. Kiedyś drewniany, dziś żelazny, ale też czerwony. Natomiast Chrystus jest ten sam, ze śladem po kuli kłusownika.

Powiadają, że człowiek jakiś, zgrzebnie ubrany, pojawiał się jeszcze tutaj czas jakiś, co roku w Wielki Piątek, w dzień śmierci Chrystusa na krzyżu. Wspinał się całując zranione miejsce, a w ostatni dzień roku stał całą noc pod krzyżem, by żaden kłusownik już nigdy nie wycelował do figurki Chrystusa, na czerwonym krzyżu.
Niektórzy wierzą, że to prawdziwa historia, są i tacy, dla których to raczej legenda. Wątpiący przyznają, że jest jednak w niej ziarno prawdy.

Kolejna historia z lasów górznieńskich związana jest z drugim leśnym,
zielonym krzyżem, ma też pewną dramaturgię, z tragicznym zakończeniem. I niesie pewne przesłanie - o miłości i wierności.

Rzecz działa się również ponad sto lat temu, jak głosi legenda zielonego krzyża. W pobliżu Górzna był młyn, na Wapionce. Młynarz, po przedwczesnej śmierci młynarzowej, sam musiał zadbać o wychowanie córki. Przy czym był bardzo podejrzliwy, śledził jej każdy krok, sam decydował, co dobre dla niej, a co złe.

Anula wyrosła na piękną pannę i z czasem przejęła wiele obowiązków w gospodarstwie. Doceniał to ojciec, a pomocnik młynarza, niejaki Józek, spoglądał na nią przenikliwym wzrokiem. Razem zasiadali do obiadu, kolacji. Anula nakładała na talerz najpierw ojcu, potem Józkowi, większe porcje serwując pomocnikowi młynarza. Ona też spoglądała w jego niebieskie oczy i, zdaje się, odwzajemniała rodzące się uczucie. Chowając się przed ojcem zaczęli umawiać się przy krzyżu, przy leśnej drodze wiodącej w stronę Czarnego Bryńska. Stamtąd szli na Szumny Zdrój, siadali pod starym dębem, albo uciekali do jaru Brynicy.

Młynarz uznał, że tak być nie może, że pomocnik z młyna, to nie partia dla jego córki.
Była niedziela. Po mszy porannej Anula pognała do lasu, pod krzyż, na spotkanie z Józkiem. Ten jednak nie przyszedł. Oślepiony przez młynarza nie mógł znaleźć drogi błądząc w lesie. Jego ukochana stała tak długo, aż zamieniła się w bluszcz, który oplótł krzyż. Do dziś, pod zielonym krzyżem, choć bez bluszczu, ktoś składa codziennie bukiet świeżych kwiatów...

Miłość, gniew, nienawiść, zazdrość - tam się właśnie spotkały. Na leśnym dukcie, na drodze do Czarnego Bryńska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska