Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dywersja znad Tamizy

Hanka Sowińska [email protected]
Melduję: "W godzinach popołudniowych niemieckie elementy w Bydgoszczy zorganizowały i wykonały coś w rodzaju zbrojnej dywersji w dużej skali. Bunt został krwawo stłumiony."

     3 i 4 września 1939 r. sztab Wodza Naczelnego, marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego co kilka godzin otrzymywał wojskowe meldunki o sytuacji w Bydgoszczy. Oficerowie Armii "Pomorze" informowali o zbrojnej dywersji w mieście i samosądach dokonywanych na niemieckich mieszkańcach.
     Głowę powinni posypać popiołem ci historycy, którzy twierdzili, że na temat "bydgoskiej krwawej niedzieli" już nic nie ma w archiwach. Okazało się, że jest. Tylko trzeba szukać. Jeśli nie nad Brdą, to może nad Tamizą...
     Archiwista zaskoczony
     
Londyn. Instytut Polski i Muzeum im. gen. Władysława Sikorskiego. Obok polskich i zagranicznych (niemieckich i rosyjskich) archiwów, również ta placówka była na liście wytypowanych do spenetrowania przez historyków, zajmujących się wyjaśnieniem wydarzeń z pierwszych dni września 1939 r. Dziś możemy powiedzieć, że był to bardzo dobry adres.
     - Jadąc do Londynu wiedziałem, że są tam na pewno relacje żołnierzy Armii "Pomorze", którzy 3 i 4 września wycofywali się przez Bydgoszcz. Tymczasem w ogromnym zbiorze akt, dotyczących września 1939, natrafiłem na oryginalne meldunki wojskowe. Są one jedynymi, dotąd odnalezionymi źródłami historycznymi, powstałymi w tamtych dniach. Dokumenty Armii "Pomorze", przechowywane w Centralnym Archiwum Wojskowym w Warszawie-Rembertowie, odnoszą się tylko pośrednio do tego, co działo się wówczas w mieście. Najwcześniejsze raporty w zasobie CAW pochodzą z 4 września i dotyczą sytuacji spoza Bydgoszczy. Rezultatami kwerendy zaskoczony był nawet Andrzej Suchcic, kierownik archiwum w Instytucie Polskim. Przyznał, iż nie wiedział, że w aktach jest tyle informacji o Bydgoszczy - mówi dr Tomasz Chinciński, historyk z bydgoskiej Delegatury Instytutu Pamięci Narodowej, który spędził w brytyjskim archiwum ostatni tydzień maja tego roku. Plon pobytu to 450 stron kserokopii dokumentów, z czego kilkanaście stanowią wojskowe meldunki.
     Zmieniłem zdanie
     
Co się stało 3 i 4 września 1939 r. w Bydgoszczy?
     - Doszło do rozruchów, których ofiarami padli miejscowi Niemcy.
     Tak rozpoczynał się bulwersujący wywiad, którego w sierpniu 2003 r. udzielił "Gazecie Wyborczej" prof. Włodzimierz Jastrzębski. Przypomnijmy: historyk z Akademii Bydgoskiej, po latach zajmowania się "krwawą niedzielą" ogłosił, że w mieście nie było dywersji niemieckiej, a do uchodzących przez Bydgoszcz żołnierzy strzelali... polscy cywile. Na uwagę rozmówców, że kiedyś twierdził co innego, profesor powiedział: - Długo sam byłem jej (czyli niemieckiej dywersji - przyp. H.S.) zwolennikiem. Minęło jednak prawie dwadzieścia lat, w czasie których pogłębiłem swoją wiedzę na temat tamtych wydarzeń. I zmieniłem zdanie.
     W rozwinięciu szokującej, choć nie prezentowanej po raz pierwszy tezy (jej premiera odbyła się na łamach "Bydgoskiego Ekspressu" w grudniu 2002 r.) zawarty został opis tragicznego losu bydgoskich Niemców, na których strach i frustrację wyładowali Polacy. W opinii profesora to co się w mieście działo, przypominało Dziki Zachód, bo wszyscy strzelali do wszystkich. Efekt - Polacy zabili 358 niewinnych Niemców! Ofiar wśród polskich cywilów w ogóle nie było! Na pewno zabito 20 żołnierzy.
     Badanie, zamiast śledztwa
     
Rewelacje prof. Jastrzębskiego, który przez dziesięciolecia w swoich publikacjach przekonywał, że w Bydgoszczy była dywersja, wywołały oburzenie i szok. Zmianą poglądów, nie popartą żadnymi nowymi dowodami, najbardziej zaskoczeni byli bydgoszczanie i historycy. W rozmowie z "Pomorską" prof. Leon Kieres, szef Insytutu Pamięci Narodowej mówił: - Prof. Jastrzębski zmienił swoje wcześniejsze opinie, a tym samym zniweczył swój dotychczasowy dorobek.
     Również na naszych łamach bydgoski historyk ogłosił, że będzie usatysfakcjonowany, gdy IPN, na wzór Jedwabnego, podejmie śledztwo w sprawie "krwawej niedzieli".
     - Prokurator nie wyda postanowienia o wszczęciu śledztwa, bo działania polskiej ludności cywilnej w Bydgoszczy, legitymowane konwencją haską o zasadach prowadzenia wojny lądowej, były zgodne z prawem międzynarodowym - _zapewnił prof. Witold Kulesza, szef Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, zastępca prokuratora generalnego. - W ramach zwalczania niemieckiej dywersji dokonywano egzekucji na Niemcach nie dlatego, że byli Niemcami - padli oni ofiarą podejrzenia o to, że współdziałali w dokonywaniu aktów dywersji przeciwko polskiemu wojsku.
     Zamiast śledztwa, z inicjatywy Instytutu, w listopadzie 2003 r. powołany został specjalny zespół, którego zadaniem jest wyjaśnienie tamtych, dramatycznych wydarzeń. W jego skład weszli historycy z Bydgoszczy (w tym prof. Jastrzębski), Torunia, Poznania i Warszawy. Przez minione pół roku penetrowali polskie i zagraniczne archiwa. Pod koniec czerwca spotkali się w delegaturze IPN, by zdać relację z kwerend.
     Bandy na nas napadają
     
Rok temu prof. Jastrzębski mówił:
- Dowodów na niemiecką dywersję nie ma.
     Nie ma? Zajrzyjmy do raportu przygotowanego przez dr. Chincińskiego.
     Jest 3 września, godz. 6.00. Płk dypl. dr Ignacy Izdebski, szef sztabu Armii "Pomorze" informuje szefa sztabu Naczelnego Wodza:
"(...)Wysyłanie oficerów łącznikowych nie daje rezultatów, wskutek działania licznych band dywersyjnych".
     Kolejny komunikat pochodzi z godz. 8.30. Płk Izdebski donosi:
"(...) organizacje niemieckie tworzą bandy dywersyjne, które przy każdej sposobności napadają na nasze oddziały i tabory, niszczą łączność (....). 2 września w godzinach popołudniowych między miejscowościami Stawki a Rozanna (szosa Chełmno-Kosowo-Rozanna) banda dywersyjna zniszczyła około 40 samochodów z amunicją. W miejscowości Łęgnowo (dziś wschodnia Bydgoszcz) banda ostrzelała transporty 13 Dywizji Piechoty, w rejonie Chełmży w ciągu nocy strzelaniny dywersantów (...)"..
     Komunikat z godz. 19.30 stanowi podsumowanie pierwszego dnia "bydgoskiej krwawej niedzieli". Szef sztabu Armii "Pomorze", przedstawiając naczelnemu dowództwu sytuację z godziny 18.00, nie tylko z rejonu Bydgoszczy, ale również Koronowa i Świecia, pisał:
     "(...) W Bydgoszczy w czasie walk na przedmieściu miały miejsce masowe akty dywersyjne ze strony Niemców. Akty dywersyjne: poza meldowanymi w Bydgoszczy, notowano akty sabotażowe na liniach telefonicznych i telegraficznych. W Toruniu Niemiec rzucił granat ręczny - został na miejscu zabity przez przechodzącego żołnierza (...)".
     Samosądy nie do opanowania
     
Dr Chinciński:
- Meldunki Armii "Pomorze" przeleżały w Londynie 65 lat. Nie były znane historykom, nigdzie też nie zostały opublikowane. Wyjątkiem depesza z 3 września, z godziny 18.52. W latach 50. ukazała się w wielotomowym wydawnictwie "Polskie Siły Zbrojne podczas II wojny światowej", które wydano na Zachodzie.
     W tej depeszy oficer operacyjny Armii "Pomorze" płk Aleksandrowicz meldował szefowi sztabu naczelnego wodza gen. bryg. Stachiewiczowi:
     
"(...) w godzinach przedpołudniowych, a raczej w popołudniowych niemieckie elementy w Bydgoszczy zorganizowały i wykonały coś w rodzaju zbrojnej dywersji w dużej skali. Bunt został krwawo stłumiony (...)". _
     Dowódcy nie ukrywali prawdy przed swymi przełożonymi. Meldowali nawet o tym, czego pewnie by nie chcieli napisać. Informowali, że polscy żołnierze, wspólnie z ludnością cywilną, dokonują samosądów.**

     Takiej treści meldunek do szefa sztabu Naczelnego Wodza wysłał o godz. 20.00 dowódca Armii "Pomorze" gen. dyw. Władysław Bortnowski. "(...) ciągle strzelanie na tyłach (...) samosądy natomiast w stosunku do ludności niemieckiej dokonywane przez żołnierzy wspólnie z ludnością cywilną są nie do opanowania, gdyż policji na większości obszaru już nie ma. Dookoła pożary wzniecone albo bombardowaniem albo podpaleniem. Zresztą dało się zauważyć, że podpalenia są dziełem Niemców, którzy w ten sposób sygnalizują kierunek późniejszych uderzeń".
     
Strzelali do nas z okien
     Meldunki Armii "Pomorze" nie są jedynymi dokumentami w londyńskim archiwum, mówiącymi o niemieckiej dywersji w Bydgoszczy. Informacje o tych wydarzeniach znajdują się także w materiałach Oddziału II Sztabu Głównego, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Ministerstwa Spraw Wojskowych.
     Samodzielny Referat Informacyjny nr VIII w Toruniu donosił, że 1 września 1939 r. o godz. 2.10 "miejscowa ludność niemiecka i banda dywersyjna, która przekroczyła granicę do Polski, napadła na załogę placówki Zelgniewa".
     W Instytucie Sikorskiego są także relacje żołnierzy polskich. Najwcześniejsze pochodzą z października 1939 r. Podporucznik Stanisław Małolepszy z 59 pp 15 DP wspominał: "(...) do Bydgoszczy mieliśmy kilka wypadków dywersji, przy przechodzeniu zaś Bydgoszczy nocą zostaliśmy z okien domów ostrzelani bardzo silnie (...)".
     Ppor. Henryk Rencki, żołnierz 23 pp 27 DP, w relacji spisanej w grudniu 1940 r.: "W ciągu tych dni robiliśmy obławy na cywilnych dywersantów Niemców, którzy napadali na nasze drobne oddziały w lasach i mordowali pojedynczych żołnierzy wchodzących do chałup (...)".
     
Zabijali cywile i żołnierze
     **Zapytaliśmy prof. Jastrzębskiego, jak ocenia wyniki londyńskiej kwerendy? - Meldunki, do których dotarł dr Chinciński wychodzą naprzeciw mojej tezie, że w Bydgoszczy i na terenach przyległych Polacy - zarówno cywile jak i żołnierze - dopuszczali się samosądów. O tym mówią też relacje niemieckie. W ramach prac zespołu byłem w Archiwum w Bayreuth, w którym jest ogromny zasób akt dotyczących prześladowań ludności niemieckiej. Głównie interesowały mnie te dokumenty, które mówią o wydarzeniach z września 39. Przywiozłem ponad 500 kopii relacji osób niemieckiego pochodzenia, które mieszkały w Bydgoszczy i sąsiednich powiatach. Dopiero wstępnie je przyjrzałem.
     Wracając do dywersji. Jak znajdziemy niezbite dowody, że przygotowała ją np. Abwehra czy SS to wszystko będzie jasne. W tej kwestii sytuacja ciągle pozostaje patowa. Przypomnę, że o niemieckiej dywersji mówią meldunki znajdujące się w archiwum w Rembertowie. Publikował je dr Tadeusz Jaszowski.
     Przyznam, że nie rozumiem prof. Jastrzębskiego (pewnie nie tylko ja). W meldunkach powtarzają się dwie, jakże istotne dla wyjaśnienia przebiegu "krwawej niedzieli" informacje: o niemieckiej dywersji i samosądach. Ale bydgoski historyk przyjmuje do wiadomości tylko te, które mówią o krwawo stłumionym buncie. Profesor zapomina, że cywile na terenach nieokupowanych, atakowani przez dywersantów, mieli prawo sięgnąć po broń w obronie własnej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska