Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś... tylko 20 lat temu. 18 kwietnia 1988 palec w sercu

WALDEMAR PANKOWSKI
Doktor Andrzej Witkowski do dziś pracuje w grudziądzkim pogotowiu. Teraz jest jego szefem. Zasiada też w Radzie Miasta.
Doktor Andrzej Witkowski do dziś pracuje w grudziądzkim pogotowiu. Teraz jest jego szefem. Zasiada też w Radzie Miasta. Fot. Piotr Bilski
Doktor Morawski palcem tamował krwotok. Pozostali lekarze, w tym doktor Witkowski, zszywali i masowali serce.

Aż 38-letni grudziądzanin, choć już był w stanie śmierci klinicznej, powrócił do życia.

Pierwsze dwie godziny dyżuru doktora Andrzeja Witkowskiego w grudziądzkim pogotowiu ratunkowym, 18 kwietnia 1988 roku, upłynęły wyjątkowo spokojnie.

Tata umiera
O 21.47 telefon poderwał jednak całą załogę karetki reanimacyjnej na nogi.

- Tata umiera. Mama wbiła mu nóż w serce - płacząc mówiła do słuchawki 16-letnia dziewczyna.

Za chwilę błyskając niebieskim światłem "koguta" i ostrzegając syreną karetka pogotowia pognała w stronę grudziądzkiej dzielnicy Strzemięcin.

- W budynku przy ulicy Śniadeckich nie było światła na klatce schodowej. Macając rękami po ścianach dotarliśmy na czwarte piętro - opowiada doktor Witkowski. - Na podłodze, w kałuży krwi, leżał mężczyzna. Tętno było ledwo wyczuwalne.

Z noszami w egipskich ciemnościach

W kompletnych ciemnościach, z ważącym 100 kilogramów pacjentem na noszach, lekarz i sanitariusze odbyli drogę z czwartego piętra na parter. Potem szaleńcza jazda po mieście i wprost z karetki Marcin P. trafił na stół operacyjny.

Zanim jednak lekarze rozpoczęli zabieg, mężczyzna znalazł się w stanie śmierci klinicznej.

Przy pomocy tak zwanych haków brzusznych, pamiętających jeszcze okres międzywojenny, (na wyposażeniu grudziądzkiej lecznicy 20 lat temu nie było urządzeń do rozchylania żeber) udało się wreszcie medykom odsłonić serce.

Rano zaczął sam oddychać

Doktor Artur Morawski włożył palec, w mierzącą trzy centymetry ranę, którą nóż zostawił w sercu.

- W tej sytuacji był to jedyny możliwy do zastosowania sposób zatamowania krwotoku - mówi doktor Witkowski.

Pozostali medycy przystąpili do zszywania rany, a zaraz potem masażu serca. Po kilkudziesięciu sekundach serce zaczęło znowu bić.

Choć to zakrawa na cud - osiem godzin później pacjent został odłączony od respiratora. Wkrótce zaczął sam oddychać. Dwa tygodnie później wrócił do domu.

Życie zawdzięczał lekarzom: Arturowi Morawskiemu, Andrzejowi Witkowskiemu, Ryszardowi Błażyńskiemu, Jarosławowi Kapciuchowi, Annie Świtakowskiej (anestezjolog) oraz pielęgniarkom: Barbarze Madajewskiej, Marii Furs, Katarzynie Pieczka i Barbarze Lange.

Do dziś w pogotowiu

Doktor Witkowski pracuje w grudziądzkim pogotowiu do dziś. Jest zresztą jego szefem.

I jak twierdzi zdarzyło mu się już kilka razy ratować pacjentów z ranami serca. Jednak jak sam przyznaje, ten sprzed 20 lat, miał spośród nich najwięcej szczęścia.

- Bo jego rana należała do tych najbardziej niebezpiecznych. Nóż wbił się w prawą komorę serca. Zwykle pacjentów z tego typu ranami niestety nie udaje się już uratować - przyznaje doktor Witkowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska