Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skleja czołgi w wersji mini. Zobaczcie jakie piękne! [zdjęcia]

Joanna Bejma
Jacek Wesołowski z Inowrocławia co prawda nie jest chirurgiem, ale posługiwanie się skalpelem ma dobrze opanowane. Kiedy skleja modele czołgów i figurki żołnierzy, najpierw musi je wyciąć. Skalpel jest więc niezbędny, bo niektóre elementy mają zaledwie... jeden milimetr.

Czego tutaj nie ma. Są niemieckie panthery, tygrysy, nie brakuje amerykańskich shermanów i radzieckich KV. A skoro są czołgi, muszą być i żołnierze. Niektórzy spokojnie pilnują pancerniaków, inni walczą na froncie. Jest scenka z Normandii i Włoch z 1944 roku, Kurska i Tunezji z 1943 r., czy Stalingradu rok wcześniej. Mamy w końcu epizod z Powstania Warszawskiego, a nawet scenę z filmu „Furia”.

Pasją inowrocławianina jest modelarstwo redukcyjne. Jacka Wesołowskiego najbardziej interesuje okres II wojny światowej, szczególnie walki w Normandii i Powstanie Warszawskie. Czołgi, dioramy i żołnierze to misternie wykonane modele z plastiku, tektury lub żywicy. Miniaturowe odpowiedniki najsłynniejszych czołgów z czasów II wojny światowej, są tak dokładnie odwzorowane, że tak naprawdę, od oryginałów różnią się tylko wielkością. Do ich skonstruowania używa się elementów, które mają od kilku centymetrów po zaledwie jeden milimetr!!!

Oczy mi się świeciły

Zaczęło się od samolotów.
- Na sklejenie pierwszego modelu namówił mnie kolega z podstawówki. Mieliśmy po 15 lat - wspomina. - Zawsze jak do niego przychodziłem i widziałem ile on ma tego na półkach poustawiane, to aż oczy mi się świeciły. Myślałem wtedy, że też bym tak chciał. Dostałem raz od niego niesklejony samolot i farbki. To był amerykański myśliwiec airacobra. Powiedział „Sklej, zobaczysz jak cię to wciągnie”. Skleiłem i stwierdziłem, że to całkiem fajne - dodaje.

- Nadszedł w końcu moment, że na inowrocławskim rynku pojawił się pierwszy tygrys, czyli czołg z czasów II wojny światowej, później zdobyłem armaty przeciwpancerne. Powydawałem wszystkie sklejone do tej pory samoloty, bo wciągnęła mnie pancerka. Pamiętam swoje pierwsze czołgi - tygrysy, pantery... to był temat egzotyczny. Jakościowo znacznie odbiegały od tego, co dzisiaj można znaleźć na rynku - oświadcza.

Na twarzach emocje

Miniaturowy sprzęt i ludzie - w oryginalnych gabarytach stworzyliby niezłą dywizję - w mieszkaniu mojego rozmówcy mieszczą się na zaledwie kilkunastu metrach kwadratowych. Wrażenie robią detale. Mimo, że figurki ludzi i sprzętu są niewielkie, odwzorowane są z niesłychaną, wręcz koronkową precyzją. Twarze ludzików nie są pozbawione emocji. Zastygają też w różnych pozycjach - żołnierz przygotowujący się do strzału, podający butelkę, uciekający mieszkaniec oblężonego miasta, czy palący maluśkiego papieroska czołgista! Czołgi też odwzorowane są z największą pieczołowitością. Widać na nich nawet błoto!
Część figurek i sprzętu inowrocławianin wkomponował w dioramy pokazujące wojenne epizody. Na mnie największe wrażenie robią dwie.

Pierwsza to scena ze słynnej „Furii” (zdjęcie w lewym dolnym rogu). Tytułowa furia to niemiecki sherman z pięcioma amerykańskimi żołnierzami walczącymi na niemieckim froncie. Jacek Wesołowski stworzył dioramę pokazującą, jak obok przejeżdżającego czołgu, przed bombardowaniami, śmiercią i strachem uciekają niemieccy żołnierze i cywile.

Druga diorama „Warszawa - sierpień 1944” (zdjęcie w górnym rogu), przedstawia oczywiście scenę z Powstania Warszawskiego. Przy niej mój wzrok zatrzymuje się na dłużej. Z jednej i z drugiej strony mam zbombardowane budynki. W ich ruinach widać wyposażenie mieszkań - meble, porozrywane firanki w oknach a nawet kolorowe obrazki na ścianach - na jednym dom i świecące słoneczko!!!

- Meble akurat zrobiłem sam - mówi Jacek Wesołowski. - To połączenie tektury z milimetrową balsą, czyli cieniutkim drewnem - wyjaśnia.
Między ruinami mamy wjeżdżający na barykadę niemiecki czołg. Na barykadzie zaplątała się biało-czerwona flaga. Niedaleko biegną powstańcy - jeden ranny niesiony przez kolegę - którzy ostatkiem sił próbują przegrupować się i zejść do kanalizacji. Wokół całe mnóstwo gruzu...

To jedna z najważniejszych dioram w kolekcji. Powstała w cztery miesiące. Przyniosła modelarzowi wiele nagród i wyróżnień m.in. I miejsce na II Otwartym Konkursie i Wystawie Modeli Redukcyjnych w Olsztynie, XIII Ogólnopolskim Konkursie Modeli w Zgierzu, czy II Łużyckim Konkursie Modeli Redukcyjnych o Puchar Burmistrza Miasta Lubań (wszystkie w 2011 roku).

Zgodnie z prawdą historyczną

Większość potrzebnych do stworzenia dioramy elementów można kupić w sklepie lub w sieci - od budynków, ludzików, różnego rodzaju sprzętu, lamp, elementów barykad do roślinności. Mało jest niestety żołnierzy polskich. Powstańcy, którzy zostali wykorzystani w makiecie z sierpnia 1944 roku to... przerobieni Niemcy. Na rynku jest co prawda firma, która produkuje polskich żołnierzy z żywicy - figurki wykonane z tego materiału są dokładniejsze od tych z plastiku - ale mojemu rozmówcy niezbyt przypadły do gustu. Jest ich też bardzo mało.
- Można zaopatrzyć się w figurki ułanów z 1939 roku, są wykonane przez naszych krajowych producentów, ale nie imponują mi dynamiką - dodaje.

Stara się, by każda stworzona przez niego diorama, tak jak chociażby rekonstrukcje i inscenizacje historyczne, była zgodna z prawdą historyczną. Tu nie ma miejsca na nadinterpretację. A że Jacek Wesołowski dużo czyta, ogląda filmy dokumentalne, i po prostu interesuje się historią, nie ma z tym problemu.
Ważna w tym wszystkim jest także kolorystyka.
- Chemia modelarska w ostatnim czasie poszła mocno do przodu. Teraz możemy dostać zestawy z niesamowitą kolorystyką. Są także instrukcje, jak i co malować - dowiaduję się.

- Pancerka to też nie jest sam plastik - kontynuuje. - Chcąc to wszystko dobrze odwzorować zestawy zawierają tak zwane elementy fototrawione, czyli różnego rodzaju blaszki, z najmniejszymi szczegółami czołgu. Trzeba je powycinać, odpowiednio uformować i nakleić. Niektóre są tak malutkie, że wypadają z pęsety. Plastik tego nie pokaże. Mamy także elementy żywiczne. Dzięki nim na przykład, pancerz czołgu jest chropowaty.

Tężnie i „karniak”

Od tematyki wojskowej Jacek Wesołowski odstępstwo zrobił dwa razy. Wykonał bowiem bardzo dokładną makietę Zakładu Karnego w Inowrocławiu - gdzie pracował w ochronie - oraz makietę tężni w Solankach.
Jedna i druga została wykonana na specjalne zamówienie. Zakład robił czternaście miesięcy, tężnie dwa i pół.
Do wykonania tężni wykorzystał drewno i papier, do Zakładu Karnego tylko tekturę. Zanim inowrocławianin przystąpił do wykonania „karniaka” sfotografował wszystkie jego zakamarki (zdjęcie w prawym dolnym rogu).

- I na tej podstawie mogłem zacząć dłubać, aczkolwiek tektura to nie jest to, co lubię najbardziej - przyznaje.

Są tu odwzorowane wszystkie szczególiki. Kiedy nie wiedział z czego wykonać druty kolczaste, z pomocą pospieszył kolega.

- Podpowiedział, by użyć drutu do plombowania kłódek. Pomocna okazała się też moja ciocia, która na siatki w oknach podarowała moskitiery - dowiaduję się.

Tygrys leży w kartonie

Kolejne wyzwanie? Do tej bogatej kolekcji modelarza dołączy wkrótce wyjątkowy model. Kiedy Jacek Wesołowski odchodził na emeryturę, koledzy z pracy podarowali mu pięknego tygrysa.
Prezent w postać czołgu leży na razie w częściach w kartonie. Kiedy poskleja i pomaluje wszystkie elementy, stanie się właścicielem czołgu w skali 1:16! - Jeszcze nie wiem gdzie go postawię, bo to model znacznie większy od tych, które posiadam - dodaje.


Zenek Martyniuk i Przyjaciele w Inowrocławiu! [zdjęcia]

Kierowca łódzkiej komunikacji prowadzi i... skleja autobusy miejskie
TVN Turbo

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na inowroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto