Przy stoisku z lampkami choinkowymi Szarota spotkał znajomą - Kamila Żukowska poprosiła go o podwiezienie na dworzec kolejowy. Wcześniej oboje poszli obejrzeć rękawice narciarskie, które miały być prezentem dla syna Szaroty.
- W wielkim koszu z rękawicami znalazłem jedną parę, która wyróżniała się pośród innych - _relacjonuje Szarota. - Zapytałem pana z obsługi, czy cena umieszczona na koszu dotyczy również tego kompletu. Powiedziano mi, żebym sprawdził to w czytniku, ale na rękawicach nie było kodu kreskowego. Wrzuciłem zatem rękawice do koszyka, żeby sprawdzić cenę w kasie.
**Pan pójdzie z nami!
Szarota dorzucił do koszyka kilka puszek piwa i poszedł do kasy. Gdy dowiedział się, że jego rękawice kosztują aż 79 złotych odłożył je przy kasie, zapłacił kartą i odszedł. Stojąca za nim kobieta, sądząc, że zapomniał zakupów, zawołała, żeby zabrał rękawice, lecz Szarota wyjaśnił, że z nich zrezygnował.
Kilka metrów od kasy Szarota został zatrzymany przez ochroniarza: - _Czy ma pan przy sobie coś, za co pan nie zapłacił? _Znieruchomiał, a gdy zaprzeczył, powtórzono pytanie. - Pan pójdzie z nami - tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedział ochroniarz.
Zaprowadzono go do niewielkiego pomieszczenia na zapleczu hipermarketu. Dalej - w relacji Szaroty - rozmowa miała następujący przebieg:
- Pan siada. Gdzie to masz? - ochroniarze niespodziewanie przeszli z Szarotą na "ty".
- O co wam chodzi?
- Głupa nie pal! Gdzie to masz?
- To chyba nieporozumienie...
- Facet, my tu nie mamy czasu!
Jedna reklamówka opróżniona została na podłodze, druga na stole.
- Co pan ma w kieszeniach? - na chwilę wróciła forma grzecznościowa.
- Czy to jest rewizja?
- Nie cwaniakuj, nie bądź taki chojrak.
Szarota posłusznie opróżnił kieszenie, zdjął buty, podczas gdy jeden z ochroniarzy przetrząsnął mu kurtkę. - Spodnie rozepnij!_ - padła następna komenda.
Pani z tym panem
Rozległo się pukanie. Do pokoju zajrzała Kamila Żakowska, ta z którą Szarota spotkał się podczas zakupów: - Karol, czy to długo potrwa? - zapytała.
- A pani z tym panem? - zapytał jeden z ochroniarzy, po czym polecił kobiecie opróżnić torebkę, zdjąć kurtkę i podnieść bluzkę.
W torebce znalazł tusz do rzęs, podpaski, klucze oraz dwie pomadki - ochronną i fioletową. Jedna z pomadek przykuła uwagę ochroniarzy. Zabrali ją i wyszli.
Pół godziny później jeden z mężczyzn wrócił i położył na stole identyczną pomadkę, tyle że w oryginalnym opakowaniu.
- Proszę, pani zobaczy, sprawdzi, wyciągnie - polecił Żakowskiej.
W tym momencie Szarota zorientował się, że sprawy przybierają dziwny obrót. - Kamila, broń Boże, niczego nie dotykaj! - ostrzegł kobietę i po raz kolejny zażądał wezwania policji. - Byłem przerażony, przecież ci ludzie mogli podrzucić nam wszystko i - z braku innych świadków - wszystko nam wmówić. Zaczęły mi się przypominać filmy o przesłuchaniach.
_Na hasło "policja" ochroniarze zareagowali poirytowaniem:
- Nie będziesz nam mówił, co mamy robić. Nikt cię nie pyta o zdanie.
Ktoś przyniósł rękawice i rzucił je na stół:
- Nie ściemniaj, chciałeś je ukraść.
- Panowie...
- My wiemy, mamy to nagrane, jak próbowałeś.
**Cena wolności
Szarota miał dość, ponownie zażądał wezwania policji. Wówczas ochroniarze zmienili ton, zaproponowali "kompromis":
- Pomadka 28,46 złotych, rękawice 79,99. Zapłacicie trzykrotność i jesteście wolni.
- Chciałbym obejrzeć kasetę w obecności policjanta - uciął Szarota.
- Zadzwonimy, jak będziemy chcieli.
- OK, niech pan zapłaci za rękawice i pomadkę normalną cenę i się rozstajemy. Przecież chciał pan kupić te rękawice? Teraz zna pan już cenę - zaproponował niski mężczyzna, który jako jedyny zachowywał pozory grzeczności.
Ale Szarota zaczął otrząsać się z szoku: - Nie ma mowy, czekam na policję.
- Jutro święta, a pan chce dwa dni spędzić w areszcie?
Mówią, że pan ukradł
Policja pojawiła się po 15 minutach. Funkcjonariusze przywitali się z ochroniarzami jak starzy znajomi. Sprawa wydała im się prosta:
- Są rękawice, mówią, że pan ukradł... - rzucił policjant wskazując na stół.
- Ale te rękawice przyniósł pracownik Carrefoura! - zdenerwował się Szarota.
- _My tu nie mamy czasu. Ochrona twierdzi, że pan ukradł. Sąd rozstrzygnie.
- Ale oni twierdzą, że mają film, więc może go obejrzymy - zaproponował Szarota.
- My tu nie przyjechaliśmy do kina, żeby filmy oglądać - zirytował się funkcjonariusz. - Jedziemy na komisariat.
_Szarota założył kurtkę i nawet nie spostrzegł, kiedy jeden z policjantów spiął mu dłonie kajdankami.
- Panowie, nie wygłupiajcie się, przecież wam nie ucieknę.
Prośby nic nie dały. - _Jeden z ochroniarzy rzucił tylko, że to oni decydują, w jaki sposób zostaniemy wyprowadzeni z hipermarketu - relacjonuje Szarota. - Takiego wstydu nie przeżyłem nigdy w życiu, myślałem, że zapadnę się pod kafelki w podłodze.
- Musieliśmy przejść przez cały długi, pełen ludzi hol w asyście policjantów i trzech ochroniarzy. Mnie na szczęście darowano kajdanki - wspomina Kamila Żukowska.
Przesłuchanie na komisariacie zakończyło się o 2 w nocy. Szarota musiał wziąć taksówkę, żeby dostać się do swojego auta zaparkowanego przed Carrefourem.
- Policjant, który nas przesłuchiwał był bardzo miły, twierdził, że nie bardzo rozumie całą sprawę i przypuszcza, że sprawa w ogóle nie trafi do sądu - twierdzi Karol Szarota.
Wspólnie i w porozumieniu
W lutym 2003 roku Szarota zachwiał się na nogach, kiedy pokwitował przesyłkę z sądu. Okazało się, że policja wniosła do sądu grodzkiego wniosek o jego ukaranie. "Działając wspólnie i w porozumieniu z Kamilą Żukowską" dokonać miał kradzieży jednej pary rękawic na szkodę Carrefoura.
Osobno obwiniona została również Żukowska, której zarzucono kradzież pomadki.
Pod wnioskiem podpisał się dzielnicowy Grzegorz Czyżewski, a swoją pieczątkę przystawił również zastępca komendanta IV Komisariatu Policji w Toruniu podinspektor Leszek Sandecki. Jako świadka wymieniono Łukasza O., pracownika hipermarketu.
Najdziwniejsze jednak, że w materiale dowodowym zabrakło kasety z nagraniem kradzieży, choć w podobnych przypadkach policja obowiązkowo zabezpiecza taki dowód. Tym razem kaseta została podobno ponownie wykorzystana i rzekomy material dowodowy przepadł.
Nagrania dokumentujące kradzież widzieć miał zarówno Łukasz O. z Carrefoura, jak i jeden z policjantów (zaprzyjaźniony z ochroniarzami) Marcin F. Problem w tym, że jeden utrzymywał, że Szarota wyjął rękawice z kosza i natychmiast wsadził je do kurtki, drugi natomiast miał widzieć jak włożył je do koszyka, po czym odszedłszy w ustronne miejsce upchnął je w kieszeniach.
Bodajże wynikało
Sąd uznał zeznania obu świadków za sprzeczne i niewiarygodne.
- To mogłoby być śmieszne, gdyby nie kosztowało mnie tyle zdrowia - mówi Szarota. - W jaki niby sposób miałbym schować w kieszeniach wielkie narciarskie rękawice. Wszystko to miało zostać utrwalone na kasecie, której zabezpieczenia cały czas się domagałem, a która "wyparowała".
_Dziwne były też losy pomadki. Łukasz O., zajmujący się monitoringiem, zeznał, że 23 grudnia wieczorem zauważył mężczyznę który rozpakował i schował pomadkę do kurtki. Przyznał, że nie udowodniono towarzyszącej Szarocie kobiecie, że pomadka pochodzi z Carrefoura.
Inny ochroniarz również niewiele wzniósł do sprawy twierdząc, że z kasety "bodajże" wynikało, że Żukowska pomadkę ukradła.
Policjant nie był w stanie wyjaśnić sądowi, dlaczego nie zabezpieczono kasety, ochroniarze również nie potrafili uporać się z tą zagadką. Sąd nie dał wiary protokołom opisującym zdarzenie. Uznał je za sprzeczne ze stanem faktycznym.
Satysfakcja o smaku dziegciu
Sprawa sądowa trwała rok, ponieważ na kolejne rozprawy nie stawiali się ochroniarze, których obecność w pracy - jeśli wierzyć usprawiedliwieniom - była niezbędna.
Szarota był obecny na każdej rozprawie. Pracował wówczas w Niemczech, więc za każdym razem musiał prosić o urlop i spędzić za kółkiem kilkanaście godzin.
Karol Szarota i Kamila Żukowska zostali uniewinnieni. Wyrok jest prawomocny, Carrefour nie wnosił apelacji.
- To jest dla mnie gorzka satysfakcja - podsumowuje Szarota. - _Mój ojciec był wieloletnim ławnikiem, kiedy powiedziano, że toczy się przeciwko mnie sprawa karna, strasznie się zdenerwował. Tego samego dnia dostał wylewu. Zmarł po kilku tygodniach. O tym, że w kajdankach wyprowadzono mnie ze sklepu dowiedział się również syn, którego musiałem zapewniać, że jego ojciec nie jest złodziejem.
Szarota postanowił upomnieć się o swoje. Przez wiele tygodni usiłował dowiedzieć się, czy dyrekcja hipermarketu zamierza przeprosić go za stracone nerwy. Przebijał się przez asystentki w Toruniu i w Warszawie.
- Wydałem mnóstwo pieniędzy na telefony. Mamiono mnie obietnicami, że ktoś oddzwoni, odpowie, skontaktuje się. Odsyłano od jednego do drugiego pracownika. W końcu usłyszałem niedwuznaczną sugestię, że nie powinienem spodziewać się odszkodowania, ponieważ Carrefour ma dobrych prawników - mówi Szarota. - Wtedy doszedłem do wniosku, że spławianie mnie przez wiele tygodni na różnych szczeblach to nie ignorancja, ale celowa taktyka.
Nie ma powodu przepraszać
Kontakt z centralą Carrefour Polska jest równie prosty, jak próba nawiązania łączności z polską stacją na Spitsbergenie. Konia z rzędem temu, kto znajdzie na stronie internetowej numer telefonu do firmy. W witrynie nie ma nawet adresu mailowego sieci, a wyłącznie tradycyjny adres pocztowy.
Maria Cieślikowska odpowiedzialna za public relations w firmie, sprawę Szaroty pojmuje swoiście: - Nie widzę powodu, abyśmy mieli przepraszać tego pana. Jeżeli ochroniarze podjęli interwencję, to widocznie były ku temu jakieś przesłanki. Potwierdziła to policja kierując wniosek o ukaranie do sądu.
Problem w tym, że jedynym dowodem, jakim dysponowała policja, były zeznania ochroniarzy Carrefoura, jak się okazało - pokrętne.
Dlaczego jednak doświadczeni policjanci pozwolili sobie na sporządzenie kompromitującego ich wniosku o ukaranie?
- Widocznie był materiał dowodowy, który pozostawiał wątpliwości, a te może rozstrzygać tylko sąd - twierdzi rzecznik toruńskiej policji Lilianna Kruś-Kwiatkowska. - Poza tym każdy może złożyć skargę na działania policji i ta skarga zostałaby dokładnie rozpatrzona.
Ale przecież obowiązkiem policji jest ocena dowodów. W sprawie Szaroty były one co najmniej kruche. Co więcej, w sądzie nie potwierdzono również, aby Szarota agresywnym zachowaniem prowokował do zastosowania środków przymusu bezpośredniego, a jednak zakuto go w kajdanki i publicznie poniżono.
Eskalacja bezprawia
- Mamy w tej sprawie do czynienia z drastycznym naruszeniem dóbr, nietykalności cielesnej, zniesławieniem, naruszeniem czci i godności - wylicza doktor Jan Piszczek, specjalista w dziedzinie ochrony dóbr osobistych. - Z tak wielką eskalacją bezprawnych działań rzadko się spotykam.
Podobnego zdania jest profesor Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: _- Rolą ochroniarzy jest wyłącznie zatrzymać podejrzanego, zabezpieczyć dowody i natychmiast przekazać go policji. Prowadzenie przez nich własnego "śledztwa" i przeszukań to zwykłe bezprawie.
**_Epilog
Policjant Marcin F. już po "sprawie rękawic" został skazany prawomocnym wyrokiem w innej sprawie karnej. Wydalono go z policji.
Kamila Żukowska do dziś nie odzyskała swojej pomadki.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Andrzej z "Sanatorium miłości" mieszka w DPS. Nie zgadniecie, kto chce mu pomóc
- Marcin Miller chudnie w zastraszającym tempie. Lider Boysów to teraz niezłe ciacho!
- Rutkowski grozi, że nagra piosenkę z Wiśniewskim! Będzie nowe Ich Troje?!
- Hanna Gucwińska nie doczekała się dzieci. Jej wyznanie wyciska łzy z oczu