Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakby się człowiek zakochał

Małgorzata Święchowicz
Pierwsi Polacy po przeszczepach, którzy stanęli  pod pomnikiem wdzięczności dla dawców  narządów. Pomnik odsłonięto w ubiegłym roku  na placu Republiki w Nancy we Francji. Od  lewej: Mirosław Burski, Andrzej Marciniak,  Andrzej Domalewski, Dariusz Wędzel.
Pierwsi Polacy po przeszczepach, którzy stanęli pod pomnikiem wdzięczności dla dawców narządów. Pomnik odsłonięto w ubiegłym roku na placu Republiki w Nancy we Francji. Od lewej: Mirosław Burski, Andrzej Marciniak, Andrzej Domalewski, Dariusz Wędzel.
Niedawno spacerowałem po parku w Rzymie z Andreą Mongiardo, 23-letnim Włochem, którego serce należało kiedyś do mojego syna - tak zaczyna się opowieść, której w Polsce nikt nie mógłby opowiedzieć.

     - To czuły punkt - mówi prof. Wojciech Rowiński. Prowadzi Klinikę Chirurgii Transplantacyjnej w Warszawie, jest krajowym konsultantem, do tego przewodniczącym Fundacji Zjednoczeni dla Transplantacji. Nie pamięta, żeby u nas rodzina dawcy spotkała się z rodziną biorcy. A wyobraża sobie, jak niesamowite musi być takie spotkanie: ojciec widzi chłopaka, który dostał serce jego syna, przekonuje się, że to serce bije.
     - Piękne - mówi profesor Rowiński. - W Stanach Zjednoczonych dochodzi do takich spotkań. W Europie raczej nie są przyjęte, w Polsce są zabronione.
     Gdzie odwaga i zawstydzenie
     
Lipiec ubiegłego roku, Światowa Federacja Sportów dla Ludzi po Przeszczepie organizuje zawody w Nancy, we Francji. Przyjeżdżają silne drużyny z USA, Niemiec, Chin, Węgier. Są zawodnicy z Iranu, Birmy, Malezji. Z Polski jedzie zaledwie pięć osób - jeden po przeszczepie serca, czterech - po przeszczepie nerek. O zawodach jest głośno, migawki w telewizji. Polacy nie czują się pewnie, jeden nie chce robić sobie wspólnych zdjęć, jakby się krył z tym, że ma nie swoją nerkę. Myśli, że jeśli zdjęcia trafią do Polski, będzie miał kłopoty w pracy.
     Kapitan drużyny, Andrzej Marciniak, rehabilitant z bydgoskiego szpitala im. Jurasza (osiem lat po transplantacji), jeszcze niedawno też raczej by się nie obnosił z tym, że ma podarowaną nerkę. - Dopiero w Nancy zrozumiałem, że trzeba o tym mówić.
     Zobaczył stadion pełen ludzi, takich jak on, którzy właściwie już mogliby nie żyć. A później stanął na placu Republiki pod pomnikiem z serc. Przełamał się. Szuka teraz ludzi po przeszczepach, tych najbardziej aktywnych, dzwoni do Warszawy, Łodzi, Iwonicza. Chce, żeby zaczęli się pokazywać.
     - Niech świat zobaczy, że żyjemy - mówi.
     W Nancy najbardziej podobała mu się właśnie ta manifestacja życia - przyjechały tłumy, po przeszczepach i tacy, którzy dopiero czekają na transplantację. Ścigali się ze sobą, pływali, biegali, grali w badmintona. Alan Ayre, Brytyjczyk czekający na przeszczep nerki, zasłabł w czasie czwartego seta, zmarł.
     - Bardzo nam było żal, ale nie przerwaliśmy zawodów - mówi Andrzej Marciniak.
     Przypięli czarne wstążki, ścigali się dalej. Nie tyle dla siebie, co dla tych, którzy przyszli na stadion ich zobaczyć.
     Mirek Burski, taksówkarz z Łodzi (pięć lat po przeszczepie nerki) był wtedy w Nancy, pamięta tamtą atmosferę, tysiące Francuzów, którzy im kibicowali: ale, ale, ale!
     Światowa Federacja Sportów dla Ludzi po Przeszczepie zauważa, że tam, gdzie odbywają się zawody, poprawiają się wyniki w transplantacji, więcej ludzi zgadza się na pobranie narządów po śmierci.
     Składak w drugim życiu
     
Ci, którzy byli w Nancy, teraz trzymają się razem. Ćwiczą. - Trzeba coś robić, a nie tylko bujać się w fotelu - mówią.
     Andrzej Marciniak pracuje w szpitalu, to widzi przecież, co się robi z ludźmi po przeszczepach: każdy zamartwia się, czy przeżyje, odlicza pigułki: rano o ósmej sześć, o dziesiątej dwie, i znów o czternastej, o szesnastej, dwudziestej, dwudziestej czwartej.
     - Jak człowiek dostaje nowe życie, to wszystkiego się boi, najbardziej odrzutu - mówi. - Strach wsiąść do autobusu - bo może ktoś mnie szturchnie. Strach do sklepu - bo co będzie, jak zemdleję? A tu żyć trzeba. Wykorzystać tę szansę.
     Czasami śmieją się z siebie, że takie z nich składaki. Albo, że minął im termin gwarancji. Ale gdy rozmawiać z nimi poważnie, przyznają, że czasami jest kłopot z udźwignięciem darowanego życia, niektórzy sobie nie radzą. Szczególnie ci z nowym sercem._- Potrzebują pomocy psychologa - słyszę. - Bywa, że się rozpijają.
     Dariusz Wędzel z Milówki, kiedyś silny człowiek, górnik (pojechał na zawody w Nancy razem z Marciniakiem, ale wtedy był już o wiele mądrzejszy, niż zaraz po przeszczepie), gdy go wybudzili bał się nowego serca
. - O sercu pisze się wiersze i piosenki. W piosenkach jest przecież, że sercem się kocha. Więc bał się trochę, że skoro ma inne serce, to może i czuł będzie inaczej, kochał inaczej. Może już nie swoją żonę, tylko tę dziewczynę, w której podkochiwał się tamten. Teraz może się z tego śmiać.
     Dariusz Wędzel nie ma jeszcze czterdziestki, młody, kto by pomyślał, że straci serce z powodu grypy. - _Były powikłania
- mówi. Pięć lat męczył się, dusił, serce coraz słabsze, wymioty. - Pod koniec mogłem żyć tylko pod aparaturą. Zasypiałem nie wiedząc, czy kiedyś jeszcze się obudzę. A jak się budziłem, to miałem przekonanie, że już odszedłem.
     Tak więc marzył o nowym sercu, ale później, jak je dostał, marzył o starym.
     - Tęskniłem - wspomina. - Żal był dojmujący. Dlaczego nie ma już mojego serca, tylko jest czyjeś.
     I bardzo chciał wiedzieć, czyje. Ale też tak: i chciał wiedzieć, i nie chciał. Bo dręczące są myśli: ja żyję, a tamten - nie. I zbyt męczyłby go widok tego chłopca, albo jego rodziny. Więc lepiej, że nie zna twarzy. Wie tylko, że to 23-letni student, zginął w wypadku. Mieszkał nawet niedaleko. Ziomek, można powiedzieć.
     Wszystko się zmieniło
     
Krystyna Murdzek z Iwonicza, nauczycielka narciarstwa (przeszczep nerki), chciałaby dowiedzieć się czegoś o dawcy, wie tylko, że był z jej marzeń - mężczyzna, młody. - Bo ja marzyłam o nerce młodego mężczyzny - mówi. Chciałaby dowiedzieć się czegoś więcej, poznać go. Ale nie chciałaby poznać jego rodziny. - Czułabym się zagrożona - tłumaczy. Taka rodzina może by jeszcze czegoś chciała?
     Dlatego bałaby się spotkania. - Wolałabym, żeby wszystko mi się przyśniło, jak on wyglądał, co robił w życiu - mówi. Bo ona, przed przeszczepem, starała się trzymać fason, ale wiadomo, dializy, psujące się żyły, jedną trzeba było usunąć, wstawić sztuczną, z goreteksu. - Nikt człowieka nie pytał, czy ma ochotę tak żyć - mówi. Ona akurat ochoty nie miała, nic jej nie smakowało, ani jedzenie, ani seks. - Po przeszczepie wszystko się zmieniło. Jestem szczęśliwa, jakbym się zakochała.
     Biegaj, biegaj
     
Lipiec tego roku. Polacy znów szykują się do zawodów dla ludzi po przeszczepach - tym razem w Lublanie. Wylatują 28 sierpnia. Andrzej Marciniak wziął na siebie sprawy organizacyjne, akurat w tym jest bardzo dobry. Można powiedzieć, że koordynowanie, to już jego zawód, pasja - do południa jest rehabilitantem w bydgoskiej klinice neurologii, po pracy idzie piętro wyżej, bierze dyżur na oddziale transplantologii, koordynuje przeszczepy - jak ma zgłoszenie o dawcy, musi informować centrum, zebrać wywiad o biorcach, skompletować ekipę operującą. Ma małe biurko, telefon stacjonarny, dwie komórki. Gdy jest akcja - w kółko do niego dzwonią, albo on dzwoni. Dlatego, jak już tak umie koordynować przeszczepy, może skoordynować wyjazd ludzi po przeszczepach. Zagrzewa ich do ćwiczeń. - Jak tam, biegasz? Biegaj, biegaj.
     Sam też wystartuje w Lublanie, w chodzie i w pływaniu. Trenuje. A jeszcze trzeba było załatwić bilety na przelot, pieniądze na buty, koszulki sportowe (- Ludzie po przeszczepach nie są majętni, wszystko, co mają, idzie na leki, na przeżycie - mówi). Bilety już załatwione. Koszulki też, z napisem "Transplant Team Poland".
     - Właściwie trzeba by było zrobić mistrzostwa w Polsce, żeby tu, na miejscu, pobudzić ludzi do działania, pokazać, ilu żyje po przeszczepach, ilu ćwiczy - mówi Kajetan Hądzelek, wiceprezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. W ubiegłym roku pojechał do Nancy, widział te ekipy ludzi po przeszczepach, zjechali z całego świata, żeby pokazać w jakiej są formie.
     - Byłem pod wrażeniem.
     Chciałam im uciec
     
Krystyna Murdzek przygotowuje formę na zawody w Lublanie - biega, pływa. Ostatnio jechała na korty, patrzy, za nią karetka, w karetce ludzie, których poznała na dializach - ten młody z Iwonicza, i trzech innych. Ścisnęło ją za gardło, dodała gazu. - Chciałam im uciec, nie mogłam patrzeć, taki to ból - mówi.
     Mirek Burski, taksówkarz z Łodzi, po przeszczepie nerki (pięć lat minęło w kwietniu), też przygotowuje się do zawodów w Lublanie. Wstaje o siódmej, biega, 5-10 kilometrów. Pływa, czasami pójdzie na siłownię. Koledzy (nie wszyscy wiedzą o przeszczepie) śmieją się, że lata jakby miał wystartować na olimpiadzie w Atenach.
     Andrzej Domalewski mieszka pod Warszawą, pracuje w korpusie służby cywilnej policji - też po przeszczepie nerki, też, tak jak reszta, ćwiczy przed wyjazdem do Lublany. - Trzeba żyć, a nie tylko czas zabijać - mówi.
     Ci po przeszczepach, nerek, serca czy wątroby, jak się spotkają, to w kółko by tylko o życiu mówili. Najpierw, oczywiście, pogadają, co kogo boli, jak tam kreatynina? A frakcję jaką masz? Bo jak frakcja u sercowców jest za niska, może być odrzut.
     Między sobą łatwiej rozmawiać, jest zrozumienie. Z innymi człowiek się boi, co powiedzą? Że żyjesz, bo ktoś umarł? Że może załatwiłeś sobie przeżycie? Znajomy Andrzeja Marciniaka, który prowadzi klub sportowy, ukrywa, że ma cudzą nerkę, boi się, że ludzie przestaną przychodzić, Dariusz z Milówki, ten po przeszczepie serca, długo nie mógł znaleźć pracy).
     - Sercowcy generalnie mają gorzej od nas - mówią ci z nerkami. Tak więc, jak się spotykają, to powymieniają się uwagami, kto ma lepiej, kto gorzej. A później głównie rozmawiają o planach, i o tym, co kto zrobił po przeszczepie. Ten zabrał rodzinę na wakacje, ten dom zbudował.
     Prof. Rowiński zna te historie, kobietę, która po przeszczepie wzięła rozwód i taką, która urodziła dziecko. Mężczyznę, który znalazł dobrą pracę i takiego, który okazał się drobnym złodziejaszkiem. - Ludzie po przeszczepie po prostu wracają do swoich zajęć - mówi.
     Nicholas daje życie
     
- Przeszczepy, to wciąż trudny temat - twierdzi Krystyna, nauczycielka narciarstwa z Iwonicza. - U was, w Kujawsko-Pomorskiem, wiele się zmieniło, macie dużo przeszczepów, ale u nas, na Podkarpaciu nie ma dawców, nie ma tematu.
     Dlatego ona chce temat wywołać, przygotowała książkę "Moje drugie narodziny", planuje wydać w tym roku. I zaangażowała się w organizację zawodów "Nicholas Cup" - odbędą się w lutym, w Zakopanem. Z całego świata mają przyjechać dzieci po przeszczepach, żeby szusować na nartach, skakać, bawić się w śniegu, jak to dzieci.
     - To wielka sprawa - mówi prof. Rowiński o zakopiańskich zawodach, na ich organizację potrzebują 400 tysięcy złotych (- Nie mogłaby pani napisać, może by ktoś pomógł?) Zawody o Puchar Nicholasa wzięły swoją nazwę od amerykańskiego chłopca, Nicholasa Greena - miał siedem lat, gdy we wrześniu 1994 roku wyjechał z rodzicami na wakacje do Włoch i został postrzelony podczas napadu rabunkowego na autostradzie pod Neapolem. Przestępcy pomylili wozy, chcieli ostrzelać samochód, którym przewożona była biżuteria do sklepów jubilerskich. Rannego chłopca nie udało się utrzymać przy życiu, rodzice podjęli decyzję o oddaniu organów do przeszczepu - dzięki temu uratowali czterech włoskich nastolatków i trzech dorosłych. Siedem osób! Rodzice Nicholasa poznali wszystkich już w kilka miesięcy po operacji, spotykają się. Później Regg Green, ojciec Nicholasa, opisał te spotkania w Los Angeles Times - "Niedawno spacerowałem po parku w Rzymie z Andreą Mongiardo, 23-letnim Włochem, którego serce należało kiedyś do mojego syna... kiedy objąłem Andreę ramieniem, w rzeczy samej poczułem więź z sercem Nicholasa".
     Regg Green interesuje się tym, co robi Andrea, obserwował jak dorasta. Przekonuje, że tak można. I nie ma w tym nic przerażającego, ani przygnębiającego, ani niezręcznego.
     Andrea miał 15 lat, gdy trafił na listę oczekujących na przeszczep. Po tym, jak dostał serce, skończył szkołę, gra w piłkę, pracuje u wuja, który zajmuje się nieruchomościami. Maria Pia Pedala miała dziewiętnaście lat, gdy zapadła w śpiączkę - po przeszczepie wątroby Nicholas a wyszła za mąż, urodziła syna. Syn ma na imię Nicholas.
     Zresztą we Włoszech to imię noszą już nie tylko dzieci, ale szkoły, szpitale, skwery. Transplantolodzy mówią o fenomenie Nicholasa, o zarażającym ludzi altruizmie - we Włoszech trzykrotnie wzrosła liczba dawców. Niestety, to wciąż za mało. Państwo Green założyli Nicholas Green Foundation - uświadamiają ludziom na całym świecie, że istnieje problem niedoboru organów do transplantacji.
     Spis spraw beznadziejnych
     
Andrzej Marciniak dzwoni do znajomych po przeszczepach, tych najbardziej aktywnych, najbardziej odważnych. Niech pokażą, że żyją. Może to poprawi atmosferę dla przeszczepów.
     Na razie na półce przy drzwiach, trzyma gruby segregator spraw beznadziejnych: mógł być przeszczep, a nie było. Elżbieta, 48 lat, śmierć mózgu, rodzina nie pozwoliła pobrać organów do przeszczepu. Łucja, 38 lat, wylew, śmierć mózgu, brak zgody rodziny. Olga, 28 lat, udar. Piotr, 30 lat, udar. Anna, wypadek... Wszędzie: brak zgody, odmowa, definitywna odmowa.
     W Polsce za mało jest dawców, a teraz jeszcze za mało pieniędzy na transplantacje.
     - W tym roku zabraknie około 20 mln złotych - przewiduje prof. Rowiński.
     Staram się, nie przynoszę wstydu
     
- _Codziennie żyłam nadzieją na nową, silną nerkę. Wyobrażałam ją sobie, ale nigdy nie wyobrażałam sobie dawcy - _mówi Krystyna Murdzek z Iwonicza. Teraz, gdyby jej się przyśnił, mogłaby dowiedzieć się czegoś o nim, a on może czegoś o niej. - Staram się, żyć jak najlepiej. Nie przynoszę mu wstydu - mówi z zapałem. 52-letnia nauczycielka, po AWF-ie, nie przerwała prowadzenia lekcji, a zdążyła jeszcze napisać książkę. Jest instruktorem narciarstwa, trenuje dzieci niepełnosprawne. Sama też daje sobie w kość - w Lublanie, na zawodach ludzi po przeszczepie, popłynie na 50 metrów stylem klasycznym, a później pobiegnie na 100 i 200 metrów.
     PS. Imiona osób, których rodziny nie zgodziły się na przeszczep, zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska