Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

John Godson: Chciałbym osiągnąć tyle, co Bartoszewski

Adam Willma [email protected]
pierwszy w Polsce czarnoskóry poseł na Sejm
pierwszy w Polsce czarnoskóry poseł na Sejm Fot. Adam Willma
- Gdyby ktoś 10 lat temu powiedział mi, że będę posłem na Sejm, stuknąłbym się głowę.

Z Johnem spotykam się w łódzkim Technoparku. Jako główny specjalista zajmuje pokój z główną księgową, Magdaleną Walicką-Bąk. Pani księgowa już oswoiła się z najazdem dziennikarzy: - Jeśli chce mnie pan spytać czy zrobiło mi się nieswojo, gdy przyprowadzono mi do pokoju czarnoskórego kolegę , to z cała pewnością nie. Ja już wcześniej głosowałam na Johna w wyborach samorządowych, więc teraz ucieszyłam się, ze wreszcie osobiście go poznam.

Godson, słucham

I w ciągu dwóch lat wspólnej pracy trochę poznała: - To przeuroczy człowiek, pracowity, dbający o rodzinę i oddany misji w samorządzie. Brzmi jak laurka? No może, ale inaczej naprawdę się nie da. W ciągu dwóch lat tylko raz widziałam go naprawdę zdenerwowanego. Ale nawet wtedy nie był nie był niegrzeczny, za to bardzo stanowczy.

Ta ostatnia cecha utkwiła w pamięci Maciejowi Glińskiemu, pastorowi ewangelikalnego Kościoła Bożego w Choszcznie: - Nawróciłem się dzięki Johnowi. Nigdy wcześniej nie spotkałem człowieka, który o swojej wierze mówiłby z taka pasją. John jest urodzonym liderem - konsekwentny, uparty i nie lubiący owijać w bawełnę. No właśnie nie wiem jak sobie z tym poradzi w polityce, bo dla mnie był zaprzeczeniem dyplomaty. Mówił wprost, nawet jeśli bolało. Nie wszystkim się to podobało, ale taki już jest.

Łodzianom się podobało - Godson bił rekordy popularności wśród mieszkańców. Numer jego prywatnego telefonu komórkowego dostępny jest w internecie. Ludzie spodziewali się głosu sekretarki a witało ich uprzejme "Godson, słucham". A gdy nie odbierał, zawsze oddzwaniał.

Andrzej Nędzusiak, naczelny prezbiter Kościoła Bożego w Chrystusie: - John ma jedną ważną cechę - niesłychanie szybko się uczy i wyciąga wnioski.

Czarny yaris

Do technoparku John przyjeżdża yarisem w kolorze czarnym ( - Ciekawe dlaczego akurat taki kolor sobie wybrał - śmieje się Walicka), a tuż za nim skoda z dziennikarzami TVN. Filmują jeden dzień z życia czarnoskórego posła.

- Czy mnie to denerwuje? Nie, przyzwyczaiłem się, znam obowiązki dziennikarzy - mówi świeżo upieczony poseł z uprzejmym uśmiechem.

Właśnie wraca z Warszawy, a kalendarz na dzisiejszy dzień ma jeszcze pełny. Zaraz po pracy w Technoparku pojedzie na dyżur radnego, który przedłuży się pewnie do późnego wieczora. W międzyczasie porozmawia z kilkoma dziennikarzami. Nasza rozmowę co chwile przerywa telefon. John spogląda do kalendarza i umawia kolejne spotkania: BBC, NDR, Newsweek, TVN24... Jeśli znajdzie trochę czasu w nocy, popracuje nad którymś z doktoratów, bo pisze pisze aktualnie dwa, z różnych dziedzin, kończy też dwa inne kierunki studiów. Przyjaciele twierdzą, ze sprzyja mu biologia - wystarczają mu 3-4 godziny snu na dobę.

Zbyt dobry chłopak

W przemysłowym mieście Abia w Nigerii wychowywał się w zacnej metodystycznej rodzinie, w której dzień rozpoczynała wspólna modlitwa o piątej rano. Rodzice byli dyrektorami szkół, ludźmi przykładającymi dużą wagę do edukacji dzieci. W domu mówiło się tylko po angielsku. John należał do prymusów. Ale przyszedł czas buntu. Zaczął palić jako jedenastolatek, zadawać się z podejrzanym towarzystwem, uciekać z domu
Wszystko zmieniło się wskutek lektury Biblii.

Dokładnie za sprawą fragmentu Ewangelii Jana: "...aby każdy kto w niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne" - precyzuje Godson. - Dalej był fragment o tym, że zbawienie to dar. Miałem z tym fragmentem problem, bo nauczony byłem, ze na wszystko trzeba sobie w życiu zapracować, nawet na kieszonkowe. Słowo "dar" było abstrakcją. To było w maju 1997 roku - klęknąłem w pokoju, zacząłem się modlić, oddałem życie Bogu. Paradoksalnie okazało się, że dla moich rodziców to było zbyt dużo i zbyt radykalnie. Chcieli żebym był dobrym chłopakiem, ale nie aż tak - śmieje się John.

Być jak Iwan

Na drugim roku studiów trafił na konferencję chrześcijańską, na której padło pytanie "po co żyję".
John: - Bardzo mnie to poruszyło, powiedziałem że chcę aby moje życie miało sens. Nie chcę po prostu przespacerować się przez życie.

Na tej konferencji złapał kontakt z pastorem z Rumunii. Ten podarował mu czasopismo o prześladowaniach chrześcijan we wschodniej Europie. Było tam między innymi zdjęcie człowieka o imieniu Iwan - zwłoki zmasakrowane przez KGB. John był wstrząśnięty: - Powiedziałem: "Panie Boże, chciałbym zastąpić Iwana".
Zebrał grupę 25 studentów. Modlili się wspólnie o Europę Wschodnią. Gdy w 1989 roku żelazna kurtyna opadła był już pewny, że pojedzie do Europy. Zgłosił się do chrześcijańskiej organizacji misyjnej. Ta dała mu do wyboru Polskę, Rosję i Węgry. Ze względu na Iwana chciał wybrać Rosję, ale w tym samym czasie dostał listy od Szkota pracującego w Chrześcijańskim Stowarzyszeniu Akademickim w Polsce. Jimmy Grant zaprosił go do pracy w Polsce.

- Nie miałem pojęcia o Polsce. Dopiero gdy zacząłem czytać, dowiedziałem się o Lechu Wałęsie, "Solidarności"

Gorsze niż rasizm

Trafił do Choszczna. Tę nazwę opanował szybko, gorzej szło mu wymawianie słowa "Szczecin".
W Szczecinie przeżył twarde lądowanie w polskiej rzeczywistości - 23 grudnia w 1993 roku, gdy wychodziłem ze sklepu po raz pierwszy został pobity. Wychodził ze sklepu, gdy zaczepiło go trzech młodych ludzi. Spytali, co tutaj robi. Na takie zaczepki John miał już gotową odpowiedź: "Nie rozumiem". Jeden próbował zgasić papierosa na oku Johna, drugi splunął, trzeci uderzył.

Drugie pobicie przyjął spokojniej: - Za pierwszym razem nie miałem pojęcia, ze takie rzeczy się zdarzają, więc byłem zupełnie zszokowany. Potem już byłem przygotowany, rozumiałem słowo "czarnuch". Ale znacznie trudniejsze niż czarny kolor skóry było dla mnie to, że nie byłem katolikiem. Nietolerancja religijna to według mnie poważniejszy problem w Polsce niż rasizm.

W Choszcznie, do którego trafił , założył zbór i szkołę języków obcych.
- Byliśmy tam jedyną wspólnotą protestancka, więc któregoś dnia ksiądz z ambony nazwał nas sektą i ostrzegł przed nauką w mojej szkole - wspomina Godson. - Z dnia na dzień straciłem 120 uczniów i popadłem w spore tarapaty.

Pożegnanie z Onyekwere

- Dlaczego Łódź? Bo z Łodzi wszędzie jest blisko, co jest ważne gdy często przyjeżdżają goście z zagranicy. Przede wszystkim jednak miałem wewnętrzne przekonanie, że w Łodzi jest nasze miejsce. Żona bardzo to przeżyła, bo jest przywiązana do Szczecina, w którym żyliśmy w domu z dużym ogrodem, sto metrów od jeziora.

- I nagle znalazł się pan w brzydkiej jak noc Łodzi.
- Łodź nie jest brzydka - odpowiada z przekonaniem John. - Łódź to diament, który wymaga jeszcze odpowiedniego szlifu.

Polityka - to też było wewnętrzne przekonanie. Utwierdzili mnie w tym przyjaciele, którzy twierdzili, że powinienem kandydować, chociaż znajomi pastorzy ostrzegali, że polityka to jedno wielkie szambo.

Jak zwykle działał prostolinijnie. W 2004 roku poszedł do powiatowego biura Platformy, żeby zapisać się do partii. Gdy przedstawił szczegółowo swój program powiatowy szef PO zaproponował mu miejsce na liście radnych.

Awansował błyskawicznie - został szefem zespołu do spraw etyki w łódzkiej Platformie i radnym z najlepszym wynikiem.
Dwa lata temu podjęli z żoną decyzję o zmianie nazwiska. Bo Godson to właściwie drugie imię Johna.
- I tak wszyscy mówili na nas Godsonowie, bo Onyekwere trudno zapamiętać.

Modlimy się za niego

Godson zapewnia, że nie da się łatwo zaszufladkować: - Będą mieli ze mną problem. Wiem, że SLD podobałby się poseł-Murzyn, ale niestety ten Murzyn jest jest przeciwko aborcji. W PiS-ie pewnie podobałoby poseł który wprost deklaruje chrześcijańskie poglądy, tylko szkoda, że Murzyn. Dla mnie ważny będzie dla mnie zawsze człowiek - wiem, że zarówno w PiS jak i w SLD można znaleźć ludzi, w którymi chciałbym się porozumieć.

Pastor z Choszczna: - Nie wiem czy jesteśmy bardziej ucieszeni tym wyborem czy zatroskani. John pokazał w radzie, że można uprawiać polityke bez kłamstw. Ale czy w Sejmie tez mu się to uda? W każdym razie modlimy się za niego.

Nie jestem Obamą

Na pytanie o wady, Godson bez namysłu rzuca hasło: autopromocja.
- Wychowałem się w kulturze anglosaskiej, więc mam problem z tą charakterystyczną słowiańską skromnością. Jeśli coś zrobiłem, mówię o tym otwarcie, nie widzę powodu, żeby to ukrywać. Ale wiem, ze nie zawsze jest to dobrze przyjmowane.

Dziennikarze już przyklejają Johnowi metki: "polski Obama", albo "polski Luther King".
- Nie jestem ani Obamą ani Lutherem Kingiem. Jestem polskim Godsonem.
- A jak w pana uszach brzmi "premier Godson" czy "prezydent Godson".

- W tej chwili jak żart. Ale gdyby ktoś 10 lat temu powiedział mi, ze będę posłem na Sejm uznałbym go za szaleńca. Bardziej mi zależy, żeby zapamiętano mnie jako człowieka, który wspiera innych, który przyłożył się do modernizacji kraju, a przede wszystkim do powszechnego, bezpłatnego dostępu do internetu. Chciałbym, żeby Polska otworzyła się na inwestycje w Afryce i miała tam swoje złoża surowców, tak jak każde poważne państwo. Chciałbym, żeby Polska nie miała kompleksów wobec Niemiec Rosji czy Chin. Pod koniec życia chciałbym osiągnąć tyle, ile Władysław Bartoszewski. "Prezydent Godson"? Tak daleko nie sięgam, bo nie urodziłem się w Polsce. Ale w polityce nie powinno się używać słowa "nigdy". Takie rzeczy leżą w rękach Boga. Oraz wyborców.
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska