Sprzedają, a za zarobione pieniądze kupują mundury i węże. Ostatnio zbierali na nowe wrota do remizy.
Drzonowo to niewielka wieś w gminie Lisewo. W szkole uczy się coraz mniej dzieci, dlatego ją zamkną. Mieszka tu jakby więcej starych kawalerów, to i nie dziwota, że dzieci do szkoły brakuje. Ale zacniejszą sławą w powiecie chełmińskim cieszy się miejscowa jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej. Od trzech lat prezesuje jej Marcin Daroń. Pod remizę zajeżdża prostu z budowy - stawia dom i bar - ubrany w koszulkę z nadrukiem legendarnej już grupy "Dżem".
Jestem z miasta, jestem ze wsi
- Do osiemnastki mieszkałem w Chełmży, później rodzice kupili dom w Drzonowie i przeprowadziliśmy się - opowiada Marcin Daroń. - Najpierw stąd uciekałem do przyjaciół w Chełmży i Toruniu, ale teraz już jestem stąd. Do straży zapisałem się późno, chyba w 2003 roku, a po trzech latach zostałem jej prezesem.
Marcin Daroń to strażak "skazany na bluesa". Pod koniec podstawówki dostał pierwszą gitarę akustyczną. Później już poszło. Grał w szkole średniej, teraz gra w chełmżyńskim zespole Blues Band Japidos. Własne teksty śpiewał w młodości, teraz wykonują covery. Wszyscy pracują, dlatego nie mają czasu na zgrywanie. Jedna - dwie próby i już koncert. Bywało, że odkładał gitarę i siadał do perkusji. I od tych bębnów i gitary zaczął się jego kontakt z drzonowską świetlicą. Zapytał, czy może do niej wstawić sprzęt i czasami poćwiczyć? Usłyszał - żaden problem.
- Wtedy świetlica nad remizą miała olejne lamperie i stare stoły - wspomina. - Ruszyłem z graniem, zaczęli schodzić się ludzie i wtedy postanowiliśmy, że coś trzeba we wsi zrobić.
Dziś drewniane boazerie zastąpiły farbę olejną. W świetlicy stoi duży stół do bilarda (kupili go w kilku za prywatne pieniądze), jest telewizor, komputery podłączone do sieci i tacza do darta. Nie mówiąc o stołach i krzesłach. W antyramach umieścili zdjęcia z wiejskich festynów, Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (jeżdżą na nią do chełmżyńskiej restauracji "Filip"), ferii zimowych i wakacji letnich, spływów kajakowych oraz innych imprez.
Po wsi za złomem
- Na wszystko potrzebne są pieniądze, dlatego zaczęliśmy akcję zbierania złomu po gospodarstwach - opowiada Marcin Daroń. - Najpierw proszę strażacką "młodzieżówkę", by wsiadła na rowery i rozwiozła zawiadomienie o zbiórce złomu oraz o celu, na który będą przeznaczone pieniądze. W tym roku zbieraliśmy na nowe wrota do remizy, bo stare, drewniane ledwo się trzymają. Ktoś da dziesięć kilogramów, inny - dwadzieścia, ale z całej wsi uzbierają się trzy czy cztery tony. Przecież prawie każdy albo był, albo ma kogoś w straży. Ludzie chętnie pomagają. Trzeba tylko podstawić ciągnik, kilku chętnych do załadunku i już. Nie możemy liczyć na wyższe władze strażackie, bo one nie mają pieniędzy. Jak dostajemy niby nowe węże, to po roku się rozpadają. Czyli, żeby ugasić pożar, musimy sami kupić sprzęt. Coś tam zarabiamy na festynach, na zabawie karnawałowej, na licytacjach na rzecz straży i trochę grosza uzbieramy. Pomagają nam też sponsorzy.
W remizie stoi bardzo stary i wysłużony żuk, który na szczęście wciąż jest na chodzie. A motopompę - jak mówią - mają jeszcze starszą od wozu. - Prezesem jestem tu już trzeci rok, a chyba od czterech lat ciągle obiecują nam nowy - dodaje Marcin Daroń. - Kilometr, półtora stąd ma w przyszłości przebiegać autostrada ze zjazdem w okolicy Lisewa. To przydałby się lepszy wóz, żebyśmy zdążyli dojechać z pomocą.
Do świetlicy przydałaby się także jakaś osoba, choć na jedną czwartą etatu, żeby przynajmniej dwa dni w tygodniu mogły przychodzić tu dzieci i młodzież.
Rozjechana stara wiara
Zapowiadało się, że w tym roku po raz pierwszy nie zrobią w Drzonowie festynu (ale będzie!), bo nie ma ludzi, by go zorganizować. Z kilkunastoosobowej paczki strażaków pozostały na miejscu trzy, może cztery osoby. Reszta zarabia na życie w Anglii, Szwecji lub Irlandii. - Gdyby się - odpukać - coś stało, to byłby problem z pełną załogą do wyjazdu - wzdycha prezes. - To samo z gminnymi czy powiatowymi zawodami strażackimi, brakuje ludzi.
- Ja stąd nie wyjadę - deklaruje Marcin Daroń. - Mam swoją firmę, sklep, stawiam bar rockowo-bluesowy. Nie nastawiam się na organizacje dyskotek, musi mieć swój styl i smak.
Na ten bar czeka dwanaście gitar (Marcin kolekcjonuje je od lat). Muzyka jest w nim od dawna. Ostatnio pojechał do Chorzowa na koncert "Metallicki". 60 tysięcy ludzi na stadionie. Prawdziwy czad, który czasami trzeba przeżyć! W pustej remizie może podłączyć gitarę i zagrać tak, że akordy poniosą się po polach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?