Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jestem Janka, na którą mówią Agatka

Redakcja
Kiedyś pracowała w drukarni. Zimą w cieple, latem w cieniu. Nie ...
Kiedyś pracowała w drukarni. Zimą w cieple, latem w cieniu. Nie ... Agata Kozicka
Kiedyś pracowała w drukarni. Zimą w cieple, latem w cieniu. Nie było źle. Zakład padł i trafiła na ulicę. Chodkiewicza. Pracuje w mrozach i zamieci, w skwarach i upałach. Gdyby miała teraz wybrać: drukarnia czy ulica - przyznaje, że woli być Agatką.

Jest godzina 9.30. Do skrzyżowania Chodkiewicza i Paderewskiego zbliża się grupa dzieci z pobliskiej szkoły nr 37. Pani Janka ze znakiem „Stop” wychodzi na środek ulicy. Samochody stają. Dzieci z opiekunami bezpiecznie przechodzą przez przejście. „Dzień dobry”, „Dzień dobry” - każdy z maluchów musi pozdrowić panią Jankę. „Dzień dobry ponownie” - wyrywa się oryginalnie jeden w czapce Spidermana.
„Dokąd idziecie?” - pytaniem zagaja stojąca na środku ulicy w całym rynsztunku kobieta. „Do Pałacu Młodzieży”.

Na tym skrzyżowaniu pani Janka pracuje od 5 lat. Zna wszystkie dzieci z okolicy. - Nie z imienia, ale na pewno z widzenia - precyzuje. - Niektóre spotykam po kilka razy dziennie. O, idzie mój Aniołek. Cóż to za grzeczna dziewczynka. A ten był chory ostatnio. Szedł do szkoły z bólem brzucha. Wracał po kilkunastu minutach. Następnego dnia skacząc zmierzał na lekcje. „Mama mi dała kropelki i od razu pomogły” - opowiadał.

One też jej z imienia nie znają, chociaż mówią na nią „Agatka”. - Czasami pytają, czy mam tak na imię? Niektóre wołają na mnie „Stopka”, a jeszcze inne „Pomarańczka”, bo mój strój służbowy taki ma właśnie wyrazisty kolor. Myślę, że mam tu więcej znajomych niż u siebie na Babiej Wsi, gdzie mieszkam.

Przez wiele lat pani Janka pracowała w drukarni. Najpierw w centrum miasta, potem - gdy w miejscu zakładu stanęła galeria handlowa - w Brzozie pod Bydgoszczą. Ale zakład upadł i trzeba było znaleźć sobie inną pracę. - Do emerytury zostało zaledwie kilka lat. Gdzie mnie wezmą? - zastanawiała się.

Po roku trafiła do Centrum Integracji Społecznej. - Bo usłyszałam od kuzynki, że jest praca w charakterze osoby przeprowadzającej dzieci przez ulicę. Poszłam porozmawiać z dyrektorem. Chyba wydałam mu się odpowiednią osobą do tej pracy, bo ją dostałam. Ale najpierw było szkolenie z policją. O podstawach ruchu drogowego, o tym, jak używać znaku stop, jak wychodzić na ulicę.

Na początku bardzo się bała. Nie tego, że potrąci ją samochód, że wyskoczy z niego wkurzony kierowca z kijem bejsbolowym, który w agresywny sposób będzie chciał pokazać, że coś mu się nie podoba. Bała się o dzieci, które przeprowadzała przez ulicę. - Człowiek pracował wcześniej w miejscu, gdzie był odpowiedzialny za siebie, a tu nagle taka zmiana. A co będzie jeśli jakiś kierowca nie zauważy znaku, zatrzyma się o kilka centymetrów za daleko? Mnie potrąci, to trudno, ale te malutkie dzieciaczki?! - tłumaczy. - Początkowo bardzo mnie to stresowało. Teraz już mniej. Nie żebym w ogóle się tym nie przejmowała. To jest moje przejście i czuję się odpowiedzialna za to, co się na nim stanie.

Kierowcy bywają niemili. - Wyskakuje raz jeden i krzyczy, że jestem od przeprowadzania dzieci, a nie dorosłych i ma pretensje, że się musiał zatrzymać. A nie ma racji.

Stanowisko, jak twierdzi, nazywa się „opiekun dzieci i młodzieży”. - Mam w obowiązkach przeprowadzanie nie tylko najmłodszych, ale także niepełnosprawnych i starszych osób.

Nie wszyscy chcą jednak pomocy. - Są osoby w wieku podeszłym, które specjalnie tutaj wraz ze mną chcą przechodzić. A są i takie, które irytują się wręcz, gdy wyskakuję na ulicę, by zapewnić im bezpieczeństwo. Nic na siłę.

Kiedykolwiek by nie przyjść między 7.10 a 15.10 na skrzyżowanie, pani Janka tam będzie. - Zimą możemy - wtedy, gdy trwają lekcje - schować się na 15-20 minut. Wypić gorącą herbatę. Latem tutaj nie jest źle. Cień, troche drzew.

Ale co tam mrozy i zawieje, co tam upały, skoro wokół tylu miłych ludzi. - Zapraszają na śniadanie, czasem na herbatę. Odmawiam, bo nie mogę zejść ze stanowiska pracy, ale to bardzo miłe, że proponują. Miło, że szkoła zaprasza mnie na spotkanie przy kawie i ciastku na Dzień Nauczyciela. Czuję się częścią szkoły. W końcu znam te dzieciaki. Dla nich jestem.

I tylko jedno spędza sen z powiek pani Janki. - Jeśli teraz będą Chodkiewicza remontowali, to co ze mną będzie? Mogą mnie przenieść na jakiś czas, ale chciałabym potem móc wrócić w moje miejsce.

Autor: Agata Kozicka


Zobacz też:

Biegali w Myślęcinku

Akademik CM w budowie

Walentynki 2013

Konkurs dla zakochanych

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto