Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Sulima o Twardych Piernikach, Anwilu i... kuchennych rewolucjach w koszykówce [wywiad]

Joachim Przybył
Joachim Przybył
Krzysztof Sulima w Toruniu spędził pięć udanych lat
Krzysztof Sulima w Toruniu spędził pięć udanych lat Sławomir Kowalski/Polskapress
Priorytetem było pozostanie w Toruniu, ale ile razy dostaniesz ofertę od mistrza Polski? - mówi Krzysztof Sulima, który właśnie przeniósł się z Polskiego Cukru do Anwilu Włocławek.

Pięć lat temu w pierwszym wywiadzie w Toruniu powiedziałeś: „Można przegrywać, ale zawsze trzeba zostawiać serce na parkiecie. Trzeba grać tak, by po meczu każdy mógł powiedzieć: zrobiłem wszystko, żebyśmy wygrali. Kibice na pewno to docenią.”
I dziś z czystym sumieniem mogę stanąć przed lustrem i powiedzieć, że tak właśnie było. W każdym meczu dawałem z siebie wszystko i zostawiałem serce na parkiecie.

Można powiedzieć, że dojrzewałeś razem z toruńskim klubem.
To była duża frajda widzieć, jak klub się rozwija. W Toruniu nie było działania na szybko, nic na siłę, to był rozwój małymi, rozsądnymi krokami. Uczyłem się klubu, klub uczył się tej dużej koszykówki. Dziś to niemal perfekcja, cała organizacja stoi na wysokim poziomie. Wielkie słowa uznania dla prezesa Macieja Wiśniewskiego za stworzenie takich warunków koszykarzom i kibicom.

Najfajniejsza chwila w ciągu tych pięciu lat?
Trudno wskazać jedną, cały ten okres był dla mnie wspaniały. Po każdych wakacjach wracałem do Torunia z uśmiechem na ustach. Poznałem tu mnóstwo wspaniałych ludzi i mam nadzieję, że te przyjaźnie przetrwają.

Bogicević, Winnicki, Mihevc - co ci dali ci trenerzy?
Każdy nauczył mnie coś innego i każdy mi pomógł stać się lepszym zawodnikiem. Nie sposób ich porównywać, bo też każdy oczekiwał ode mnie nieco innej gry.

Mam wrażenie, że najlepiej czułeś się trzy lata temu w drużynie z Trotterem, Weaverem i Winnickim.
To prawda, miałem wtedy obok na parkiecie wybitnego kreatora, który tworzył moją grę. Wysoki gracz jest w dużym stopniu uzależniony od takich partnerów. Kyle potrafił niesamowicie zagrać, to był jedyny sezon, w którym tak dużo było akcji dla mnie. Przy czym nie były to łatwe podania, trzeba było cały czas być czujnym, orientować się, gdzie jest piłka, która mogła nadlecieć w najmniej oczekiwanym momencie.

To był najlepszy koszykarz, z jakim grałeś?
W lidze tak. Weaver nie tylko podawał, ale w trudnych chwilach sam brał piłkę i trafiał. Ale kilka lat temu Marcin Gortat zapraszał mnie latem do Orlando i tam grałem m.in. z Jasonem Williamsem. Mówił mi: „idź pod kosz i cały czas spodziewaj się podania”. Czasem biegliśmy w trójkę do kontry i myślałem: nie ma szans, żeby do mnie podał, nie ma miejsca, a za chwilę dostawałem piłkę. Tamte treningi pozwoliły mi się odnaleźć w akcjach z Kylem, to były takie same podania.

Takiego gracza brakowało w ostatnim sezonie? A może z Dejanem Mihevcem nie znaleźliście wspólnego języka? Grałeś średnio tyko 16 minut.
Trener miał inną koncepcję, ja starałem się wycisnąć maksa z tego, co dostawałem na parkiecie. Uważam, że powinienem grać więcej. Pamiętam mecz z Dąbrową, w którym nie wyszedłem na parkiet. Nie jestem jednak gościem, który się skarży czy obraża. To była dla mnie dodatkowa motywacja. Następnego dnia przychodziłem na trening i pracowałem jeszcze ciężej.

Kibice jednak cały czas doceniali cię, niezależnie od minut. Czułeś wsparcie?
Rodzice mnie tak wychowali, żeby doceniać małe rzeczy i zawsze pozostawać sobą. W życiu prywatnym i w koszykówce wszystko staram się robić tak, aby nikt nie mógł mi zarzucić, że coś odpuściłem. Marzyłem o tym, że kibice zrobią mi bramę na weselu i przyjechali do Białegostoku. To była dla mnie niesamowicie ważna sprawa. Pięć lat temu kibice zaczynali swoją przygodę z koszykówką i było ich niewielu, a przez ten czas niesamowicie się rozwinęli. Zabrzmi to jak banał, ale ja naprawdę dla nich walczyłem o wszystkie medale, puchary. Grać dla nich było wielką przyjemnością. Bardzo im dziękuję za wsparcie przez te pięć lat.

Zabrakło w Toruniu tylko mistrzostwa. Wracasz w myślach do serii z Anwilem?
Wciąż ciężko o tym mówić. Przed sezonem srebro wziąłbym w ciemno, po ostatnim meczu były łzy, bo pracowaliśmy tak ciężko i zabrakło niewiele. Teraz już cieszę się z tego co mam. Stworzyliśmy świetne widowisko, pokazaliśmy, że kujawsko-pomorskie rządzi w PLK.

Mistrzowi się nie odmawia, Tomek Śnieg z kolei zapowiadał, że będzie chciał ściągnąć cię do Spójni. Zdradzisz kilka transferowych tajemnic?
Priorytetem dla mnie było pozostanie w Toruniu, ale ile razy dostaniesz propozycję od mistrza Polski? Biłem się z myślami, ale uznałem, że to szansa na kolejny krok w karierze, chcę spróbować sił jeszcze wyżej. Tomek z Piotrem Pamułą namawiali mnie na Spójnię, była bardzo dobra oferta ze Śląska. Jeśli jednak znalazłem się na poziomie finałów i walki o medale, to nie chciałem się już cofać.

CIĄG DALSZY NA KOLEJNEJ STRONIE >>>

Trener Milicić zawsze rozmawia z koszykarzami przed sprowadzeniem ich do zespołu. Co powiedział tobie?
Przedstawił mi koncepcję budowy składu, opowiedział jak ma wyglądać gra. Porozmawialiśmy o kilku rzeczach, których nie chcę zdradzać. Zawodnik chce czasem po prostu poczuć się doceniony. Ta rozmowa sprawiła, że czułem się potrzebny we włocławskim zespole.

A co ty chciałby dać Anwilowi?
Będę w stanie dać drużynie całe serce na boisku, będę grał na 110 procent w każdym meczu i nigdy nie odpuszczę.

Anwil to nie jest łatwy kawałek chleba. To trochę wejście na pędzącą karuzelę: jest szansa na wielkie sukcesy, ale trzeba uważać, żeby z niej nie wypaść.
Pewnie, że są obawy, ale lubię wyzwania. To będzie największe w mojej karierze. Nie przeraża mnie to, bo wiem, że ciężką praca można się wybronić i przezwyciężyć wszystko.

Żona też miała coś do powiedzenia czy to była wyłącznie twoja decyzja?
Bardzo dużo rozmawialiśmy, Karolina już raz po pół roku znajomości wszystko rzuciła i pojechała ze mną do Torunia. To nie była decyzja koszykarza, ale także rodziny. Chciałem, żeby także dla niej była to komfortowa sytuacja. Włocławek był jedyną opcją, żeby mogła nadal zawodowo rozwijać się w Toruniu. To ambitna kobieta, powiedziała mi: dam radę. To zdecydowało.

Ponoć są koszykarze, którzy boją się presji włocławskich fanów.
Niesamowite, co włocławianie zrobili w finałach w toruńskiej hali. Taką atmosferę wielkiej rywalizacji poznałem kiedyś we Wrocławiu, wiadomo jaką historię mają Śląsk z Anwilem. Nawet teraz pytałem starszych kibiców we Wrocławiu,
co powiedzą na kontrakt z Anwilem i nikt nie miał z tym problemu. Pamiętam jeden z meczów finałowych. Stanąłem na linii rzutów wolnych i hałas był tak przeraźliwy, że pierwszy raz w karierze nie mogłem się skoncentrować na rzucie. Wyobrażałem sobie, jak ten doping musi mobilizować miejscowych zawodników.

Nowych kolegów możesz zaprosić na obiad. Podobno jesteś najlepszym kucharzem wśród koszykarzy.
Zaraz najlepszym... lubię gotować, zdrowo zjeść. Bardzo długo uczyłem się tego, poznawałem swój organizm, żeby wiedzieć, jaka dieta jest najodpowiedniejsza. Uważam zresztą, że koszykarz powinien umieć gotować dla siebie. Tematem interesuję się od lat. Pamiętasz Michała Exnera?

Koszykarz z Warszawy.
Graliśmy razem w Politechnice, miałem 20 lat. To on wtedy dużo mi o tym opowiadał, podsuwał specjalistyczne artykuły. Dziś to ważny element treningu, wtedy mało kto tym myślał. Podczas mojej kariery testowałem swój organizm i miałem duże problemy z wagą w pewnym momencie było nawet 122 kg, przychodząc do Torunia 116.

CIĄG DALSZY NA KOLEJNEJ STRONIE >>>

A dziś?
Utrzymuję 106-108 kg. Wcześniej także chciałem schudnąć, ale mimo różnych prób nie do końca wychodziło. Wtedy dopiero nauczyłem się, że ważniejsze od ograniczania jedzenie jest kontrola tego, co zjadamy. Pierwszym moim dietetykiem była Edyta Dutkiewicz, żona Marcina, potem byli kolejni, trenerzy Artur Pacek z Get Better i Dominik Narojczyk. Szukałem nowych pomysłów, kombinowałem, zapisywałem sobie sprawdzone rozwiązania. Tak naprawdę kontrolę nad ciałem uzyskałem dopiero po badaniach pierwiastkowych w firmie Nutricus. Okazało się, że powinienem ograniczyć jajka, mleko krowie, kurczaki, bo mój organizm słabo takie jedzenie toleruje. Bez tych doświadczeń nie byłoby dziś pewnie Żubra w ekstraklasie, a na pewno nie byłoby w Anwilu.

To przyznaj, co ostatnio wykwintnego przygotowałeś?
Przerzuciłem się ostatnio na ryby. Dlatego bardzo mnie martwi, że nie ma już w PLK Koszalina. Od trzech lat, jadąc tam na mecz, zabierałem lodówkę. Nocowaliśmy za Mielnem nad morzem. Kupowałem po 10 kilogramów dorsza, łososia prosto od rybaków i mroziłem. Bo trzeba wiedzieć, że łosoś bałtycki i ten sklepowy to zupełnie coś innego. Bałtyckiego zresztą trudno dostać, połów trwa bardzo krótko zimą. Po przyrządzeniu mięso przypomina drobiowe.

Słyszałem, że jesteś też specjalistą od dziczyzny.
Dziczyzna w winie, udziec z dzika, comber z jelenia, coś wspaniałego. Na to trzeba mieć jednak czas, udziec robi się sześć godzin, ale potem mięso jest niesamowicie delikatne.

To może zostaniesz restauratorem na sportowej emeryturze?
Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Może restauracja, może będę trenerem, może prezesem w Białymstoku jakiegoś klubu (śmiech). Zobaczymy, dziś moim życiem jest koszykówka.

To na koniec jeszcze o koszykówce. Co chcesz poprawić jeszcze w swojej grze?
Pracuję nad rzutem z dystansu, w ostatnim sezonie widać było już efekty. Do tego dużo małych rzeczy, być szybszym, skoczniejszym. Chciałbym po prostu po każdym sezonie być lepszym koszykarzem.

Największe marzenie?
Mistrzostwo Polski i wyjazd na mistrzostwa świata do Chin. W życiu kieruję się mottem: „osiągając jedne cele, wyznaczaj sobie kolejne”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska