Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto chroni profesora

Dariusz Knapik [email protected]
Na uczelni wolą prać brudy na własnym podwórku. Na zdjęciu - odzyskany przez audytora jacht Omega, wcześniej oficjalnie skasowany do złomowania.
Na uczelni wolą prać brudy na własnym podwórku. Na zdjęciu - odzyskany przez audytora jacht Omega, wcześniej oficjalnie skasowany do złomowania. Fot. Tytus Żmijewski
W roli prokuratora wystąpił kolega, sąd rozgrzeszył z zarzutów. Kto roztacza parasol nad profesorem Borsukiem?

Jeden z asystentów strzygł mu włosy, inni kupowali kąpielówki czy dresy, przewozili meble na daczę, służyli jako kelnerzy obsługując VIP-ów. Niedawno w artykule "Ogródek profesora" ujawniliśmy, co się wyprawiało w Katedrze Ochrony Środowiska bydgoskiego Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego. Jej szef, prof. nadzwyczajny UTP Stanisław Borsuk został zawieszony, a rektor skierował jego sprawę do komisji dyscyplinarnej.

W sumie postawiono mu 6 zarzutów. Podwładni oskarżali go m.in. o fikcyjne delegacje i faktury, przywłaszczanie sobie wyników ich badań, wykorzystywanie od lat sprzętu uczelni do celów prywatnych. Z katedry wyparował gdzieś kuter motorowy, zaś skasowany "na papierze" jacht Orion odnalazł się w warsztacie szkutniczym. Przewiózł go tam syn Borsuka. Jest tajemnicą poliszynela, że od lat podwładni profesora prowadzili za niego zajęcia. Do dziś nie powstała pod jego kierunkiem żadna praca doktorska.

Misja humanitarna

Wieść o uniewinnieniu Borsuka przez komisję dyscyplinarną spadła na władze wydziału i pracowników katedry jak grom z jasnego nieba. Jeszcze większe zdziwienie wzbudził fakt, że rozpatrzono tylko 2 z 6 stawianych mu zarzutów: mobbing oraz częste skracanie i odwoływanie zajęć bądź prowadzenie ich przez podwładnych. Komisja uznała je za czyny o znikomej szkodliwości.
Zdaniem jej członków narażanie profesora na udział w rozprawie i dochodzeniu dyscyplinarnym "nie jest wskazane ze względów czysto humanitarnych i etycznych".

W uzasadnieniu podkreślono m.in. jego ogromne zasługi dla rozwoju katedry i uczelni, pozyskiwanie pieniędzy na badania, także - osiągnięcia badawcze. Według komisji obwiniony "jest człowiekiem otwartym, życzliwym dla bliźnich i koleżeńskim, (...) powszechnie lubianym" itd.

Skąd więc zarzuty o mobbing? W ślad za profesorem, komisja tłumaczy to jego schorzeniami, po wypadku samochodowych w 2000 roku. "Świadomość utraty części zdrowia, jak też towarzyszące temu cierpienia bólowe, wywołują stany stresowe, które niekiedy powodują rozdrażnienia i niecierpliwość. Tymi stanami prof. Borsuk tłumaczy swoje, niekiedy niewłaściwe, zachowania wobec współpracowników. Wyjaśnia przy tym, że kilka razy użył zwrotów uznawanych za niegrzeczne czy nawet obraźliwe" - stwierdzają członkowie komisji. Jej zdaniem także prośby o różne przysługi wynikały ze "stanu zdrowia i złego samopoczucia" , nic nie wskazuje jednak na poniżanie pracowników.

Laurka na zlecenie

Jako koronny dowód ogromnych zasług profesora komisja wymienia skierowany na ręce rektora UTP list byłego już wiceministra środowiska Krzysztofa Zaręby, wynoszący pod niebiosa osiągnięcia Stanisława Borsuka. Kiedy rozmawiałem z profesorem, nie krył wieloletniej znajomości z ministrem, a dla niego - po prostu Krzysiem. Właśnie Zaręba był najważniejszym VIP-em podczas fety, jaką profesor zorganizował na 25-lecie katedry. A gdy ważyła się decyzja o zawieszeniu Borsuka, jak na zamówienie minister wysłał rektorowi panegiryk na jego cześć.

Sęk w tym, że już dwa tygodnie wcześniej pracownicy katedry dysponowali kopią tego pisma, ba pokazali je nawet prorektorowi. Jego autorem był bowiem jeden z ich kolegów, na osobiste zlecenie profesora. Potem laurka ta powędrowała do stolicy i wróciła do Bydgoszczy opatrzona podpisem wiceministra.

Słowo asystenta

Rozgrzeszono też profesora z zarzutów dotyczących zlecania podwładnym, by prowadzili zajęcia na jego konto. Zdaniem komisji nie ma bowiem żadnych dokumentów, które by to potwierdzały, a "trudno opierać się na stwierdzeniu asystentów, że ich przełożony nie prowadził zajęć zgodnie z programem". Sędziowie dali natomiast wiarę studentom. Gdy rozpatrywano ten zarzut, wpłynęło pismo 19 osób, które zapewniały, że zajęcia profesora były prowadzone właściwie, na dobrym poziomie i że są z nich zadowoleni.

Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby komisja nie odłożyła ad acta oświadczeń pracowników katedry. Przecież od lat profesor co semestr stwierdzał własnoręcznym podpisem osobiste wykonanie obowiązków dydaktycznych i bez zmrużenia oka pobierał za to pieniądze z publicznej kasy. Na wydziale wiedziano o tym od dawna. Dokumenty te poświadczali później prodziekan i prorektor ds. nauczania. W tych dniach prodziekan, ale także pracownik katedry i podwładna Borsuka skierowała do rektora pismo, w którym oddaje się do jego dyspozycji.

Kolega oskarżyciel

Oprócz rzecznika dyscyplinarnego zarzuty przeciw profesorowi badał też audytor uczelni. Ocenił go surowo, sugerując rektorowi pod rozwagę doniesienie do prokuratury. Ani audytora, ani jego sprawozdania komisja jednak nie przebadała.

Dlaczego zajęła się tylko dwoma zarzutami? Jej szef, prof. Czesław Rzekanowski tłumaczy mi, że komisja jest ograniczona wnioskiem rzecznika, ten zaś dopatrzył się tylko dwóch wykroczeń. Komisja nie ma też kompetencji, by badać nieprawidłowości finansowe.

- Pozostałe zarzuty są nieprawdziwe - twierdzi rzecznik dyscyplinarny, prof. Hubert Latoś. Podkreśla, że część z nich uległa już przedawnieniu.

Jest publiczną tajemnicą, że Latosia i Borsuka od lat łączą serdeczne kontakty, m.in. razem jeździli na obozy naukowe, rejsy dalekomorskie. Latoś nie zaprzecza, przyznaje, że zna się z obwinionym od początku lat osiemdziesiątych, gdy on był prorektorem ATR, a Borsuk - I sekretarzem Uczelnianego Komitetu PZPR. Dlaczego więc nie wyłączył się z tego postępowania? Latoś ripostuje, że wobec pozostałych rzeczników też mogłyby powstać podejrzenia o brak obiektywizmu.

Pora na rektora

- Chcę przypomnieć, że komisja dyscyplinarna jest dla rektora jedynie ciałem doradczym i to on podejmie w tej sprawie ostateczną decyzję. Na pewno nie zamieciemy jej pod dywan - oświadcza prorektor Tomasz Topoliński. Podkreśla, że cały czas toczy się osobne postępowanie dotyczące gospodarowania majątkiem katedry i jej finansów.

W lutym prof. Borsuk złożył dziekanowi pisemną rezygnację z funkcji szefa katedry. Obiecano mu za to utworzenie nowego zakładu, którego byłby kierownikiem. Miało mu podlegać dwóch pracowników. Po werdykcie komisji profesor szybko wycofał jednak swoją rezygnację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska