Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Wałęsa: - Jak najdłużej żyć i rozdać jak najwięcej wolności

Rozmawiał: Roman Laudański roman.laudań[email protected]
fot. tytus żmijewski
Rozmowa z byłym prezydentem RP Lechem Wałęsą

- Czy wywołanie kryzysu bydgoskiego było potrzebne władzy do wcześniejszego wprowadzenia stanu wojennego? Mogliśmy obudzić się bez "Teleranka" już w marcu 1981 roku?
- Gdybyśmy poszli za tym uderzeniem i dali się wciągnąć, to prawdopodobnie koniec nastąpiłby szybciej. No właśnie - co się wtedy opłacało? Tego nie wiemy. Byłem za tym, żeby jeszcze pograć i nie dać się uwikłać, a jeśli oni to zrobią, to żeby było ewidentnie widać, że robią źle. Tak, żeby naród to widział. Dziś możemy się zastanawiać: a po co Jasiu (Rulewski - przypis redkcji) tam (do sali WRN-u - przypis redkcji) wszedł? Po co w politykę? Z mojego punktu widzenia było to bardzo niekorzystne dla nas, dla związku. Dlatego robiłem wszystko, włącznie z rzucaniem...

-... słynną już marynarką podczas posiedzenia komisji.
- Robiłem wszystko, żeby w tym momencie nie dopuścić do konfrontacji.

- Kolega zapamiętał słowa Jacka Kuronia: "Trzeba Moskwie pokazać, że ma gołą dupę". Czy to wtedy część związku chciała udowodnić swoją siłę?
- Nie, tego chyba nie powiedział Jacek. On i inni pchali wtedy, kiedy nie było jeszcze tak niebezpiecznie. Oj, w marcu było ślisko... Te słowa o Moskwie padły chyba z ust osoby należącej do innej grupy.

- Ale w samym związku był wówczas podział na tych, którzy chcieli grać ostro i na zwolenników spokojniejszego kursu?
- Każdy się wtedy czuł, że i on może zostać pobity w podobny sposób. Przypomnę też, że masę rzeczy nie było wtedy załatwianych. W związku panował marazm, a z drugiej strony tak duży ruch żądał rozwiązań i władzy. Miał swoje tempo, a ja je hamowałem, bo patrzyłem na to inaczej. Moja koncepcja zakładała: jak najdłużej żyć i rozdać jak najwięcej wolności, bo i tak nam ją zabiorą, a później będziemy odzyskiwać. Ciągnąłem tak maksymalnie aż do Radomia, a później już nie dało rady.

- Komisja Krajowa najpierw uchwaliła w Bydgoszczy strajk generalny, a później, gdy rzucił pan marynarką i wyszedł, zmieniła uchwałę na czterogodzinny strajk ostrzegawczy.
- Hamowałem sprawy w Bydgoszczy, nie chciałem, żeby wszystko się skończyło, ale - zaznaczam - to był mój punkt widzenia. A ponieważ byłem ambitny, to przeforsowałem swoje zdanie. W większości związek był ze mną. Kiedy ludzie dostawali argumenty, że my nie mamy siły, oni są silniejsi, to jednak przyjmowali je i wygrywałem. Byłem sprytny, wciągnąłem Andrzeja Gwiazdę, żeby odczytał hamujący tekst (Na to wspomnienie prezydent śmieje się serdecznie - przyp. Lau), bo wtedy tamci powiedzieli, że jeżeli nawet Gwiazda jest za tym..., to my też. Pomagałem mojej koncepcji, jak tylko mogłem.

- Od tego zaczęła się wasza nieprzyjaźń z Andrzejem Gwiazdą?
- Wcześniej, dużo wcześniej. Po poddaniu strajku w stoczni zaczęły się walki wewnętrzne. Miałem największe doświadczenie w walce i forsowałem swoją koncepcję. Przyjechali Geremek i Mazowiecki, grupa doradców. Chciałem ściągać mądrych ludzi, żeby siedzieli z nami. Jak czołgami wjadą, to i po nich. A moi koledzy na czele z Borusewiczem i Gwiazdami chcieli doradców wyrzucić do domu. Uważali, że oni są nam niepotrzebni. A ja ich wmontowałem.

- Nie tylko podczas kryzysu bydgoskiego wszyscy zastanawiali się: wejdą - nie wejdą? Co pan na ten temat wtedy sądził?
- Nie musieli wchodzić, bo już tu byli...

- ...trwały w Polsce przedłużone manewry wojsk Układu Warszawskiego.
- Straszyli nas tym wszystkim. Moja gra polegała na tym, że mówiłem: nie chcemy się bić, nie chcemy walczyć z komunizmem. Chcemy tylko prawdy i uczciwości. Zachowywałem się jak trener, który na pierwszym treningu nie kładzie na barki zawodnika dwustu kilogramów, tylko po trochu dokładałem. Jak już masowo mogliśmy powiedzieć więcej, to patrzyłem, czy już można podnieść poprzeczkę i podnosiłem. Nie można kłaść za dużo na barki, żeby nie wystraszyć i nie zerwać.

- Z Janem Rulewskim miał pan chyba trudną przyjaźń? Raz lepiej, raz gorzej?
- O, nie, żeby było jasne. Tacy ludzie jak Rulewski byli mi bardzo potrzebni. Gdyby ich nie było, to ja musiałbym być takim radykałem. Wolałem, żeby oni mi harcowali, a ja ich poskramiałem. Sam byłem umiarkowany, czyli władza mnie tolerowała i osiągałem cele. To nie była wredna gra. Chciałem wygrać wolną Polskę. Zawsze pokazywałem, że inni są gorsi, a dzięki temu zmuszałem czerwonych, żeby mnie popierali, bo ja byłem rozsądny. Gdyby nie było Jasia Rulewskiego i innych, to miałbym bardzo złą sytuację, bo musiałbym być na ich miejscu. Ale patrzyłem: nie podpalają za dużo? Aha, dobrze. Podpalają za dużo! Oj, to trzeba mniej. Taka była taktyka, o której wtedy nie można było powiedzieć, a dziś już tak.

- Jesteśmy w czasie Wielkiego Tygodnia, w którym pora na refleksję i podsumowania. Za co powinniśmy kochać Lecha Wałęsę? Za co postawić mu pomnik?
- Eee, niech dziewczyny mnie kochają. Politycy nie muszą. To był inny czas. Udało mi się, miałem boską pomoc i nieprawdopodobne szczęście. I to mi wystarczy. Nic więcej nie chcę. Następne pokolenie idzie już po innych możliwościach i startuje z innych lotnisk. Niech myślą o przyszłości, a dziadków niech zostawią w spokoju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska