Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Los wymierza sprawiedliwość

Redakcja
Niespełna pięcioletnia Ania została brutalnie zamordowana w nocy z 1 na 2 marca tego roku. Zbrodnia wstrząsnęła całym krajem. Zabójcy byli kompletnie pijani.
Niespełna pięcioletnia Ania została brutalnie zamordowana w nocy z 1 na 2 marca tego roku. Zbrodnia wstrząsnęła całym krajem. Zabójcy byli kompletnie pijani. Fot. Wojciech Alabrudziński
Ojciec małej Ani, zamordowanej w marcu tego roku we Włocławku, nie żyje. Uniknie więc odpowiedzialności za znęcanie się nad rodziną.

Zabójca dziecka, 58-letni Bogusław T., zamiast do więzienia trafi natomiast do zamkniętego zakładu psychiatrycznego.

- Nie uniknie kary, na wolność nie wyjdzie - mówi o zabójcy małej Ani Marek Makowiecki, szef Prokuratury Rejonowej we Włocławku. I podkreśla, że tak zwane "żółte papiery", wbrew obiegowej opinii nie zwalniają od odpowiedzialności za popełnione czyny.
Diabeł w kieliszku
Niespełna pięcioletnia Ania została brutalnie zamordowana w nocy z 1 na 2 marca tego roku. Zbrodnia wstrząsnęła całym krajem. Zabójca, 58-letni Bogumił T. i jego żona, 45-letnia Grażyna T., byli kompletnie pijani. Oboje w małej dziewczynce, którą mieli się opiekować, widzieli diabła. I tego właśnie diabła Bogumił T. zatłukł siekierą.

Kilka godzin przed tragedią Anię przyprowadziła do mieszkania małżonków T. jej matka, Ilona W. Zostawiła dziecko, mimo iż jej znajomi już wtedy nie byli trzeźwi, a wśród sąsiadów mieli opinię nałogowych alkoholików. To właśnie matka dziewczynki dała im w dodatku pieniądze za opiekę nad dzieckiem, za które zabójcy prawdopodobnie kupili więcej alkoholu.

Ze szczególnym okrucieństwem
Włocławska prokuratura przedstawiła Bogumiłowi T. zarzut zabójstwa dziecka ze szczególnym okrucieństwem, jego żonę aresztowano pod zarzutem nieudzielenia Ani pomocy. Pod koniec maja główny oskarżony został przewieziony do specjalistycznego szpitala, gdzie poddano go kilkutygodniowej obserwacji psychiatrycznej.

Od początku wielu włocławian winą za tę tragedię obarczało również rodziców Ani, którzy powierzyli małe dziecko opiece osób o podejrzanej opinii. - Kiedy szedłem z nimi przez miasto jeszcze przed pogrzebem Ani, ludzie rzucali wyzwiska, czasem nawet na nich pluli - opowiadał nam jeden z krewnych Ilony W.

Obcasem po głowie
Po śmierci Ani wyszło na jaw, iż małżonkowie W. pozbyli się dwojga starszych dzieci Ilony z poprzednich związków. Sami zabiegali o to, by 9-letnia obecnie Oliwia i 11-letni Sebastian, trafili do Domu Dziecka. Wkrótce potem sąd pozbawił ich władzy rodzicielskiej, ustanawiając opiekunem prawnym rodzeństwa wychowawczynię z Domu Dziecka.

- Tata bił mnie po głowie butem z obcasem - opowiadał dziennikarzom Sebastian, pokazując liczne rany na głowie. O katowaniu brata przez Stanisława W. mówiła także Oliwia, która wiele razy była "ciskana" przez ojczyma na kanapę i zmuszana do siedzenia w wydzielonym kącie pokoju.

- Miały taki wygrodzony kąt w pokoju, z którego nie pozwalano im wyjść - wspominał jeden z kuzynów, bywający kiedyś w mieszkaniu przy ul. Piekarskiej, gdzie wychowywała się Ania.
Te informacje, potwierdzone dowodami i zeznaniami świadkowie, pozwoliły prokuraturze przedstawić Stanisławowi i Ilonie W. zarzutów narażenia zmarłej Ani na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia oraz znęcania się nad dwojgiem starszych dzieci, przebywających obecnie w placówce opiekuńczej. Za oba czyny grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.

Niespodziewany zwrot zdarzeń
Stanisław W. nie stanie jednak przed sądem. Przed dwoma tygodniami, podczas pracy na budowie w podwłocławskich Fabiankach, wypił tyle alkoholu, że zmarł z powodu zatrucia. - Los wymierzył sprawiedliwość - komentuje jeden z krewnych.
W niecodzienny sposób kończy się także śledztwo w sprawie zabójcy Ani, Bogusława T. - Opinia biegłych z Poznania jest jednoznaczna, sprawca nie stanie przed sądem z powodu niepoczytalności, co nie znaczy, że uniknie kary. Jednak zdaniem biegłych w momencie popełnienia zbrodni nie wiedział co robi, stwierdzono bowiem u niego patologiczne upojenie alkoholowe - wyjaśniał wczoraj dziennikarzom prokurator Marek Makowiecki.

Do 2 listopada Bogusław T. będzie przebywał w areszcie tymczasowym. Opinia biegłych z Poznania daje prokuraturze tylko jedno wyjście - zwrócenie się do sądu o umorzenie postępowania i skierowania zabójcy do zamkniętego zakładu psychiatrycznego.

Zabójca z Bodzanowa
Podobne rozstrzygnięcia zdarzają się niezwykle rzadko. Ostatnią głośną sprawę, zakończoną skierowaniem do zamkniętego zakładu sprawcy brutalnej zbrodni, prowadziła Prokuratura Rejonowa w Radziejowie. W styczniu 2004 roku 41-letni zamożny rolnik Marek D. z Bodzanowa zamordował w nocy swoją żonę Wandę i 12-letniego syna Kamila.

W czasie śledztwa przyznał, że chciał zabić także dwoje młodszych dzieci, ale się rozmyślił... Zbrodnię planował ponoć od kilku dni. Gołymi rękami udusił żonę, która w łazience robiła właśnie pranie, ciało zaniósł do piwnicy, a potem zawołał najstarszego syna i jego też zabił.

Ocalała 7-letnia dziewczynka i dwuletni chłopczyk. Ojciec nakarmił ich, zadbał o trzodę chlewną, napalił w piecu, po czym sam powiadomił o zbrodni rodzinę i policję.

Również w tym przypadku biegli uznali, że w krytycznym momencie mężczyzna był niepoczytalny, a więc niezdolny do kierowania swoim postępowaniem. Ponieważ za popełnienie przestępstwa w stanie zniesionej poczytalności nie ponosi się odpowiedzialności przed sądem karnym, sprawa została umorzona. Marek D. został skierowany do zakładu zamkniętego dla nerwowo i psychicznie chorych, gdzie przebywa do dziś.

BARBARA SZMEJTER
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska