Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka spod Rojewa: Policjanci porwali mi syna z podwórka

DARIUSZ NAWROCKI
Jeden z policjantów wszedł do środka. Drugi został z nami. Ten, który wchodził do budynku, powiedział do swojego kolegi: jak będzie spier..., to strzelaj do skur... - mówi Sebastian
Jeden z policjantów wszedł do środka. Drugi został z nami. Ten, który wchodził do budynku, powiedział do swojego kolegi: jak będzie spier..., to strzelaj do skur... - mówi Sebastian fot. DARIUSZ NAWROCKI
Gdy matka 17-letniego Sebastiana wróciła z pracy, w domu zastała zapłakaną babcię. - Usłyszałam, że Sebastian o godzinie 10.00 wyszedł napalić w piecu i znikł - opowiada.

Zaczęła go poszukiwać. Telefon Sebastiana był wyłączony. Dodzwoniła się do niego dopiero o godzinie 15.30. - Idę z komisariatu - poinformował mamę Sebastian. Do domu miał 10 kilometrów.

Opowieść Sebastiana
Sebastian opowiada, że jak tylko napalił w piecu, zauważył, że ktoś kręci się po podwórku.

- Jeden z tych panów powiedział, że jest policjantem. Nie byli w mundurach. Kazali mi pokazać, co trzymam w szopie. Czegoś szukali. W końcu zapytał: gdzie jest skradziony towar ze sklepu? Nie wiedziałem, więc zostałem zakuty w kajdanki. Usłyszałem, że jestem zatrzymany pod zarzutem włamania z kradzieżą i ze grozi mi kara do 5 lat więzienia - wspomina Sebastian.

Po drodze zabrali jego 14-letniego kolegę, Kamila. - Mnie nie skuli - mówi Kamil. Poszli razem do innego budynku, w którym według policjantów mógł być ukryty łup. - Jeden z policjantów wszedł do środka. Drugi został z nami. Ten, który wchodził do budynku, powiedział do swojego kolegi: jak będzie spier..., to strzelaj do skur... - mówi Sebastian.

Łupu nie znaleziono. - Chciałem powiedzieć babci, że zabierają mnie na komisariat. Nie pozwolili. Nie mogłem też zadzwonić do ojca - wspomina Sebastian. Na komisariacie w Rojewie raz jeszcze poprosił o telefon do ojca. - Policjant kazał mi wyciągnąć kartę z telefonu i poinformował, że zadzwonię w swoim czasie. Po czterech godzinach zwolnili go do domu.

- Na obchodne policjant powiedział mi, że mam tydzień, aby dowiedzieć się, kto okradł sklep. Inaczej będę ciągany tak długo aż udowodnią, że to ja jestem winny. Do domu wracał na piechotę.

Opowieść policji

Joanna Wrzesińska, rzecznik prasowy inowrocławskiej policji tłumaczy, że Sebastian znalazł się w gronie osób podejrzanych o włamanie i kradzież do sklepu w gminie Rojewo. Zapewnia, że 17-latek nie był zakuty w kajdanki. Zgodził się też dobrowolnie pojechać na posterunek. Przyznaje, że policjanci nie pozwolili Sebastianowi zadzwonić do ojca.

- Z punktu widzenia prawa 17-letni chłopak traktowany jest, jak osoba pełnoletnia. Nie ma więc obowiązku powiadamiania rodziny o przesłuchaniu. Chłopak został poinformowany, że będzie mógł zadzwonić po wykonaniu czynności przez policjanta - tłumaczy Wrzesińska.

Dodaje, że policjanci nie mieli podstaw, by zachowywać się agresywnie. Wątpi więc, by użyli oni względem chłopców niecenzuralnych słów albo im grozili. Zapewnia, że policjanci chcieli odwieźć Sebastiana do domu, ale ten odmówił.

Opowieść matki

- Policjanci wiedzą, że zrobili źle. Teraz kręcą, bo boją się konsekwencji - opowiada matka. Złożyła skargę na pracę funkcjonariuszy.

- Przez tę akcję, cała wieś myśli, że mój syn jest złodziejem - żali się. Przyznaje, że Sebastian przed dwoma laty wszedł w konflikt z prawem. Rozebrał z kolegami silnik należący do jednego z gospodarzy. Pieniądze chciał przeznaczyć na petardy. Wpadł. Ma kuratora.

- Popełnił jeden błąd. Jak długo jeszcze będzie za to płacić? - pyta matka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska