Polityczny koniec roku upłynął w mało świątecznym nastroju. Wprawdzie wojsko świętowało rozstrzygnięcie przetargu na samolot wielozadaniowy, który zgodnie z powszechnymi oczekiwaniami wygrali Amerykanie, ale jednocześnie pojawiły się, za sprawą artykułu w Gazecie Wyborczej, informacje o propozycji kupienia sobie przez Agorę korzystnych dla niej przepisów ustawy o radiofonii i telewizji (tak bowiem należy traktować ową słynną już propozycję Lwa Rywina). Niewątpliwie niejasny tok prac nad tą ustawą mógł pokusy różnych propozycji łapówkarskich tworzyć. Wojna o media elektroniczne była wszak jednym z głównych tematów minionego już roku i nie została rozstrzygnięta. Wprawdzie materia ustawy jest bardzo trudna i niewątpliwie posiedzenia sejmowej komisji pokazały, że parlamentarzystom trudno intelektualnie problem objąć (pokazały nawet, że większość parlamentarzystów zupełnie ta sprawa nie obchodzi, szukają jedynie przy okazji pola do politycznych popisów), ale w tym przypadku z zakulisowymi grami zdecydowanie przesadzono. Nie wydaje się, by zatrzymanie prac na miesiąc przez marszałka Marka Borowskiego napięcia usunęło. Rzecz bowiem nie tkwi w błędach legislacji, ale w politycznej woli rozwiązania politycznych problemów. Kształt ładu medialnego w Polsce do takich właśnie należy.
Kiedyś w raporcie Banku Światowego o korupcji w Polsce znalazła się informacja, że ktoś próbował kupić w Sejmie uchwalenie ustawy za 3 mln dolarów. To oczywiście bzdura. Można wydać sporo pieniędzy na lobbing i w obecnym parlamencie lobbing jest wyjątkowo rozpowszechniony. Czy stoją za nim pieniądze i jakie, nie wiadomo. Może tylko toczy się gra interesów i gra o polityczne wpływy, z czego większość parlamentarzystów nie zdaje sobie nawet sprawy. W każdym razie po kilku latach zmagań z korupcją, po uchwaleniu ustaw antykorupcyjnych, restrykcyjnych w kwestiach finansowych ordynacji wyborczych i ustawy o partiach politycznych wcale nie zrobiło się czyściej i przejrzyściej. Jawność oświadczeń majątkowych parlamentarzystów niczego nam nie wyjaśniła. Wprost przeciwnie, namnożyła wątpliwości, których nikt nie wyjaśnia. Taka sama jawność ma objąć majątki samorządowców i już słychać, że nikt nie sprosta zalewowi tych oświadczeń i nikt ich prawdziwości nie zweryfikuje.
Prawo trzeba oczywiście zmieniać, antykorupcyjne doświadczenia pokazują jednak, że nawet radykalne zaostrzenie przepisów nie jest receptą uniwersalną, że zawsze są luki, którymi korupcja jednak się wciśnie. Teraz głośno o tym, że potrzebna jest ustawa o lobbingu. Być może jest potrzeba, już w Sejmie ubiegłej kadencji przygotowywała projekt Unia Wolności. Nigdy nie wszedł on jednak pod obrady. Zapewne teraz się pojawi, jako remedium na te zjawiska, które pojawiły się ostatnio, choćby przy okazji uchwalania ustawy o biopaliwach, z którą teraz kłopot ma prezydent (zawetować czy nie), czy z ustawą o radiofonii i telewizji, która od miesięcy jest przedmiotem politycznych zmagań, a teraz okazało się, że być może także zmagań korupcyjnych. Mnożenie przepisów często jednak służy tylko zamazywaniu rzeczywistości, zwłaszcza gdy z ich egzekucją jest nadzwyczaj marnie. Sprawy pachnące korupcją mają bowiem u nas nadzwyczajną wprost zdolność do rozpływania się w czasie. Przypadek to czy świadoma polityka? Słabość wymiaru sprawiedliwości czy zbyt mocne plecy pływających w mętnej wodzie? Zapewne wszystkiego po trochu.
Mętna woda
Janina Paradowska, "Polityka"