Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miasto to ja!

Dariusz Knapik
Burmistrz Nakła powołał niedawno pełnomocnika do walki z korupcją i innymi patologiami drążącymi miasto. Warto, by pełnomocnik zainteresował się bliżej swoim szefem.

     Przez pierwsze miesiące urzędowania burmistrz Nakła, Piotr Centała urządzał sobie gabinet, kazał miejskiej straży zaciągnąć przed nim warty, zwalniał urzędników, rozdawał funkcje i posady swoim poplecznikom. Wreszcie zwrócił gospodarskie oko na "Wodociągi", podległą sobie spółkę komunalną.
     Pod koniec lutego 2003 roku odwołał prawie całą 5-osobową radę nadzorczą spółki. Na jej czele stanął teraz Stefan Sukacz, bliski współpracownik Centały w kampanii wyborczej. Po kilku dniach nowa rada zwołała konferencję prasową, z udziałem burmistrza. Dziennikarze z Bydgoszczy i Nakła dowiedzieli się, że w spółce bardzo źle się dzieje, a jej szefowie rozrzutnie gospodarują publicznym groszem.
     W kolejnych tygodniach szef i członkowie rady zaczęli grzebać w dokumentach, przesłuchiwać pracowników, badać koszta szkoleń, delegacje itd. Śledztwo toczyło się za plecami prezesa spółki, Jerzego Żmudy, który z rezygnacją oczekiwał na dymisję.
     Gdy burmistrz zgłodnieje
     
Na początku maja Centała wezwał Żmudę do ratusza. Prezes jechał jak na ścięcie. Ku zaskoczeniu burmistrz przyjął go sympatycznie, powiedział, że chce porozmawiać o firmie, obejrzeć zakład i oczyszczalnię ścieków. Na razie jednak pojadą coś zjeść, bo zgłodniał. Zadysponował, że udadzą się pod Nakło, do znanego lokalu "Cieszymir" w Rudzie. Do ekipy dołączył zastępca burmistrza, Andrzej Krupiński.
     Tego dnia nie było już żadnego zwiedzania firmy ani rozmów o jej stanie i kondycji, bo obiad przeciągnął się prawie do wieczora. Potraw konsumowanych przez towarzystwo nie zdołaliśmy niestety ustalić, wiemy natomiast, że burmistrz wzmacniał organizm "Finlandią", na jego życzenie mocno schłodzoną. Żmuda, który od lat nie tyka żadnego alkoholu, służył za kierowcę. Ale najpierw zapłacił rachunek.
     Po tym obiedzie śledztwo rady nadzorczej straciło znacznie na intensywności, nikt nie mówił już głośno o niegospodarności w "Wodociągach". Były natomiast kolejne eskapady burmistrza po okolicznych lokalach, sponsorowane z prywatnego portfela Żmudy. Wiemy o kilkunastu takich wypadach. Ile prezes łącznie zainwestował w dożywianie burmistrza, to już jego słodka tajemnica, którą na razie nie chce się z nikim podzielić.
     Na duńskim wikcie
     
Do ulubionych lokali Centały należał wspomniany "Cieszymir", gdzie notabene, w sierpniu 2003 roku urządził swoje przyjęcie weselne. Najdrożej kosztował wypad do luksusowego zajazdu "Celmar" pod Piłą. Przy okazji zabrała się tam także przyszła małżonka burmistrza wraz z synem. Trzeba jednak przyznać, że Centała, gdy mocno zgłodniał, godził się też na posiłki w skromniejszych warunkach, np. w lokalu pod Śmielinem, gdzie konsumował karkówkę z grila, pod mocno wychłodzone piwko.
     Bardziej służbowy charakter miał już pobyt burmistrza na bydgoskich targach "Wod- Kan". Żmuda od kilku miesięcy prowadził już mocno zaawansowane rozmowy z Duńczykami w sprawie ich udziału w II etapie budowy stacji uzdatniania wody w Nakle. W godzinach przedpołudniowych Centała wraz ze Żmudą konferowali z radcą duńskiej ambasady i przedstawicielami rządowej fundacji "Zielone miasta Danii". Wieczorem goście wydali w bydgoskim hotelu "City" bankiet na cześć burmistrza.
     Tuż przed rozpoczęciem wiceburmistrz przywiózł żonę Centały, tym razem bez syna i odjechał. Po kolacji Żmuda wrócił do Nakła, a burmistrz z małżonką skorzystali z noclegów zafundowanych w hotelu "City" przez Duńczyków.
     Rozmowy niekontrolowane
     
Już na drugim obiadku w pewnej restauracji Centała zażyczył sobie komórki. Radni atakują go bowiem za wysokie koszty rozmów telefonicznych i bardzo by mu się przydał jakiś aparat. Taki, który nie podlegałby ich wścibskiej kontroli. Najpóźniej pojutrze! Żmuda, z którego nie wywietrzał jeszcze strach przed dymisją, zaczął gorączkowo myśleć, aż wymyślił.
     W "Wodociągach" była tzw. komórka alarmowa. Używano jej podczas wyjazdów do awarii, a normalnie leżała w szufladzie. Żmuda, rad nie rad, udał się nazajutrz do Centały i wręczył mu aparat. Gdy na początku czerwca przyszedł rachunek, złapał się za głowę. Przez niespełna dwa tygodnie wygadano ponad 300 zł. Dotychczas koszt rozmów wynosił 40-50 zł i mieścił się w ramach miesięcznego abonamentu. Prawdziwy szok nastąpił jednak przy kolejnym rachunku: przekraczał tysiąc zł.
     Żmuda wystraszył się nie na żarty. Nawet komórki używane przez niego i zastępcę kosztowały miesięcznie 300, w porywach 400 zł. Na jego prośbę księgowa wrzuciła wszystko w koszta firmy, opisywała, że dotyczyło to awarii i różnych wyjazdów. Prezes zdawał sobie jednak sprawę, że biegły kontrolujący bilans może zakwestionować te rozliczenia.
     - Już latem rozniosło się po firmie, że szef dał komórkę Centale. Cieszyliśmy się, że burmistrz dał się kupić. Oddalało to od nas groźbę zwolnień, które dotknęły już ratusz i inne miejskie firmy - mówi pracownik "Wodociągów".
     Dzwoni żona do fryzjera
     
Kolejny rachunek, za lipiec, znów przekroczył tysiąc zł. Ale w sierpniu wieści o komórce przeciekły do miasta. Pod koniec sierpnia radny Bolesław Kalisz zapytał na sesji, czy to prawda, że burmistrz korzysta z aparatu "Wodociągów" ? Burmistrz pytanie radnego zignorował, ale nazajutrz bez zapowiedzi pojawił się w gabinecie Żmudy i wręczył komórkę. Kazał mu ją zlikwidować, tak by po aparacie i numerze nie został nawet ślad. Łącznie rozmowy w tym okresie kosztowały firmę ok. 3,5 tys. zł.
     Być może sprawa wcale nie skończyłaby się tak gładko, gdyby radni wiedzieli wówczas, że komórka przypadła faktycznie pani Centałowej. W tym okresie burmistrz wynajmował bowiem mieszkanie, gdzie nie było telefonu stacjonarnego. Faktem jest, że podczas owych 3,5 miesięcy z komórki ani razu nie połączono się z jakimkolwiek numerem należącym do spółki czy jej prezesów. Gdzie więc dzwoniła pani burmistrzowa?
     Najczęściej na komórkę Centały. W czerwcu 99 razy, w lipcu 100, a w sierpniu tylko (?) 78 razy. Słono kosztowały podatników rozmowy do Holandii, kilka razy w miesiącu. Mieszka tam jej siostra. Sporo połączeń dotyczyło Żelechowa i innych miejscowości w okolicach Ryk, skąd pochodzi rodzina burmistrzowej. Najwięcej telefonów wiązało się jednak z przygotowaniami do ślubu młodej pary, co nastąpiło 15 sierpnia.
     Dzwoniono więc do różnych bydgoskich salonów sukien ślubnych, czasem nawet trzy razy z rzędu. Były też połączenia do zajazdu "Cieszymir", gdzie zaplanowano przyjęcie, do toruńskiej firmy przewozów osobowych, salonów fryzjerskich, księży itd.
     Burmistrzowa telefonowała też często na dyżurny numer radia Nakło. Zawsze w poniedziałki, w godz. 9.00-9.30, gdzie Centała miał stałe dyżury w ramach kontaktów z wyborcami i odbierał spontaniczne telefony od słuchaczy.
     Mercedesa pod dom
     
W końcu czerwca Centała wpadł do gabinetu Żmudy i od progu oświadczył, że musi wyjechać na kilka dni w sprawach rodzinnych i pilnie potrzebuje samochodu. Wtedy nie miał jeszcze auta, doraźnie woził go swym citroenem zaprzyjaźniony biznesmen z Nakła, wcześniej członek jego sztabu wyborczego. Wiadomo, że Centała nie wsiądzie do poloneza traka, a tym bardziej do któregoś z żuków używanych przez wodociągowe pogotowie. Przyparty do muru prezes kazał więc kierownikowi działu technicznego zatankować do pełna dostawczego mercedesa vito i pobrać 200 zł zaliczki na paliwo.
     Po kilku dniach burmistrz zadzwonił, żeby przyjechać po auto. Żmuda osobiście odebrał mercedesa spod bloku burmistrza. Z kluczykami Centała wręczył prezesowi fakturę VAT za paliwo. Jako "odbierający" figurował podpisany z nazwiska prezes "Wodociągów". Dysponujemy oryginalnymi podpisami Żmudy, lecz ten na fakturze w niczym go nie przypomina. A gdyby burmistrz podpisał fakturę własnym nazwiskiem, firma musiałaby go obciążyć kosztami do zwrotu.
     Wiemy co najmniej o dwóch takich eskapadach burmistrza. Za każdym razem przywoził faktury za paliwo. Zaufani prezesa wypełniali karty drogowe, oczywiście wszystko na lipę. Na szczęście Centała wkrótce kupił samochód. Od tego czasu często wpadał do firmy, a podwładni Żmudy myli mu autko. Nadal jednak permanentnie nękał go głód, a taki miał już sposób bycia, że wcale tego nie ukrywał. Raz sekretarka udostępniła mu swoje kanapki, ale przy następnych wizytach Żmuda sięgał do portfela i wysyłał któregoś z kierowników po kurczaka z rożna.
     Jesienią Centała kazał wymienić w swoim aucie opony z letnich na zimowe. Jeśli chodzi o zaplatę, nawet się nie zająknął.
     Ściśle tajny komputer
     
Latem burmistrz złożył prezesowi jeszcze jedną propozycję nie do odrzucenia: chce laptopa. Pojutrze! Żaden tandetny śmieć, padła konkretna marka i model. Żmuda miał kłopot, firma przędła cienko, a w planach zakupów na 2003 rok nie było nawet mowy o laptopie. Prezes zwołał więc kolektyw. Wymyślili, że kupią komputer jako koniecznie potrzebny sprzęt dla użytku Żmudy i zapiszą go mu "na stanie". Ten zakup utrzymano w najściślejszej tajemnicy. W "Wodociągach" nawet szeregowi pracownicy wiedzieli bowiem, że prezes od kilku już lat korzysta do celów służbowych z prywatnego laptopa.
     Nazajutrz, za blisko 8 tysięcy kupiono komputer, drukarkę i nawet torbę, by Centała nie przybiegł jeszcze raz, by uzupełnić mu sprzęt. Wszystko to prezes osobiście zawiózł szefowi.
     "Przysługi" procentowały. Przycichła rada nadzorcza, w ratuszu nikt nie wypominał niegospodarności. 28 czerwca, dosłownie dwa dni przed ostatnim terminem, Centała wezwał Żmudę z potrzebnymi dokumentami i od ręki podpisał tzw. skwitowanie działalności zarządu spółki za 2002 rok.
     Świnka dla młodej pary
     
Tymczasem szybkimi krokami zbliżał się ślub burmistrza. W czasie jednego z obiadów Centała zaordynował, by prezent od załogi "Wodociągów" zakupić dopiero po weselu. Wtedy będzie bowiem wiadomo, co dostali na przyjęciu i wówczas wymyśli się, czego jeszcze brakuje młodej parze na nowej drodze życia.
     Po ślubie z ratusza przyszła dyspozycja: serwis obiadowy. Żmuda przypomniał sobie, że na biurku kadrowej stoi świnka skarbonka, gdzie personel biurowy wrzucał po 2 złote za każde spóźnienie i tyle samo okupu od niecenzuralnego słowa. Po rozbiciu świnki okazało się, że nazbierało się dobre kilkaset złotych. Prawie wszyscy pracownicy, nawet fizyczni dorzucili po parę groszy i zgromadzili razem 850 zł.
     Pewnego dnia kierownik oczyszczalni pojechał z burmistrzową furgonetką do Bydgoszczy i zaczęli chodzić po śródmiejskich sklepach. Centale powiedziano bez ogródek, ile wynosi zebrana suma. Ale żona wybrała serwis za 1750 zł i kazała zapakować. Przerażony kierownik zadzwonił z komórki do Żmudy, co ma robić? Prezes złapał się za głowę, ale kazał mu wyłożyć własne pieniądze. Potem czterem zaufanym pracownikom przyznano premie i z tych pieniędzy zwrócono kierownikowi pożyczkę.
     Sponsor na krawędzi
     
Jesienią stosunki burmistrza z prezesem uległy ochłodzeniu. Centała mnożył żądania, a Żmuda nie miał ani pieniędzy ani możliwości, by je wypełniać. Po ufundowaniu za 4 tysiące sztandaru dla szkoły w Paterku burmistrz kazał mu kupić dwa komputery dla Szkoły Podstawowej nr 2 w Nakle. Żmuda odmówił. Potem z polecenia Centały przychodzili działacze samorządów osiedlowych po pieniądze na wycieczkę do Częstochowy i inne dotacje. Ale w spółce nie było już zbędnych środków.
     Na początku września Centała kazał Żmudzie natychmiast zatrudnić córkę znanej działaczki "Solidarności". To życzenie jakoś udało się wykonać. Szybko okazało się, że dziewczyna jest już w zaawansowanej ciąży. Po dwóch miesiącach poszła na zwolnienie, do dziś jest na urlopie wychowawczym.
     Były też inne osobiste prośby burmistrza, których prezes nie mógł spełnić. Wieść gminna niesie, że burmistrz zdenerwował się też na Żmudę, gdy ten kolejny raz poprosił nieśmiało, by zgodził się podpisać umowę na dzierżawę laptopa, który wisiał na stanie prezesa i w razie kontroli mogłyby być kłopoty.
     Obiad po dymisji
     
W ostatnim dniu października Centała wezwał Żmudę do ratusza. Kazał mu czekać kilka godzin, potem zaś oznajmił, że musi odwołać jego zastępcę. Na oczach prezesa podpisał dymisję i kazał zawiadomić nieszczęśnika o swej decyzji. Żmuda miał dla niego znaleźć jakiś etat z z mniejszą pensją. Po południu wiceburmistrz zadzwonił do Żmudy, że za pół godziny obaj z szefem będą na niego czekać w barze w Mroczy.
     Burmistrz przyjechał swoim autem, z zastępcą, żoną i synem. Kiedy małżonka weszła do baru, z miejsca oświadczyła, że tu nie będzie się posilać. Burmistrz rzucił więc pomysł, by pojechać do podbydgoskiej karczmy "Rzym". Bawili tam do wieczora, w końcu Żmuda dyskretnie zapłacił 200-złotowy rachunek i z wiceburmistrzem wrócił do Nakła.
     Po tej imprezie Centale nagle przestały smakować wspólnie obiady z prezesem. Nagle kazał mu przygotować umowę na użyczenie laptopa. Po rozmowie z radczynią Żmuda sporządził umowę dzierżawy płatnej po 150 zł miesięcznie. Wyliczyli sobie bowiem, że w ten sposób sprzęt zamortyzuje się przez 3 lata. Gdy burmistrz doczytał się tego paragrafu, aż się zakrztusił. Kazał zastąpić go zapisem, że właściciel odstępuje od pobierania opłat. Zażądał też wystawienia wstecznej daty, z sierpnia.
     Potem Centała polecił wypisać kolejny rachunek, za zimowe opony. Dał na to 500 zł. Kosztowały wiele więcej, obsługujący spółkę wulkanizator wystawił więc burmistrzowi lipny rachunek na kwotę 500 zł. Pozostałą sumą obciążył "Wodociągi".
     Burmistrz na tropie
     
W listopadzie zaczął urzędować nowy zastępca Żmudy, człowiek burmistrza. Do prezesa docierały sygnały, że grzebie on w dokumentach i szuka na niego "haków". W końcu listopada przekazano mu wiadomość, że za dwie godziny ma się stawić na nadzwyczajnym posiedzeniu rady nadzorczej. Odwołała ona Żmudę ze stanowiska. On sam nie pojawił się jednak na posiedzeniu, a nazajutrz przesłał do firmy zwolnienie.
     Wkrótce burmistrz zwolnił Żmudę dyscyplinarnie z pracy i złożył na niego do prokuratury doniesienie karne. Wszczęto śledztwo, a przeciw byłemu prezesowi i jego odwołanemu wcześniej zastępcy skierowano do sądu akt oskarżenia. Zarzucono im, że w latach 1996-2003 działali na szkodę firmy, a straty wyrządzone przez nich m.in. przy rozbudowie nakielskiej stacji uzdatniania wody sięgają 1,2 mln zł.
     W kampanii wyborczej sztandarowym hasłem Centały stała się walka z korupcją i innymi patologiami życia publicznego. Od wiosny 2003 roku został aktywnym członkiem PiS. Rok później stracił większość w radzie, a opozycja zorganizowała nieudane referendum w sprawie jego odwołania. Burmistrz atakował przeciwników, że chcą się go pozbyć, bo walczy z zalewającą Nakło korupcją, prywatą, układami. Jako koronny przykład wymieniał właśnie sprawę Żmudy. I tylko ją, bo innych afer nie udało mu się wykryć. Chcąc poprawić ten stan rzeczy w grudniu ubiegłego roku powołał pełnomocnika do walki z korupcją.
     Prokuratorski ping-pong
     
Tymczasem minionej jesieni w mieście zaczęły krążyć pogłoski o tym, co Centała wyprawiał w "Wodociągach". Na tyle głośne, że miejscowa policja na początku listopada wszczęła w tej sprawie śledztwo. Ciąży nad nim istne fatum.
     Nakielska prokuratura poprosiła o wyłączenie. Sprawa trafiła do prokuratury Bydgoszcz Południe, ale ponieważ jej szef wcześniej kierował prokuraturą w Nakle, ostatecznie przekazano ją do prokuratury Bydgoszcz Północ. Miała nadzorować czynności prowadzone przez bydgoską policję. Wtedy dopatrzono się, że powołany przez Centałę pełnomocnik do walki z korupcją, to Krzysztof Miketyński, były naczelnik wydziału przestępstw gospodarczych bydgoskiej policji. Ten sam, który podziękował jej komendantowi za pracę, gdy zarzucono mu korupcję, co się później nie potwierdziło.
     Sprawa powędrowała więc tym razem do Inowrocławia. Akta dotarły tam dopiero w minionym tygodniu i jest nadzieja, że może teraz śledztwo ruszy z miejsca. Dobrze by było, bo w bydgoskim okręgu zostały już tylko cztery prokuratury, którym można by jeszcze przekazać sprawę.
     Ja tylko pytam
     
Burmistrz Centała oświadczył mi stanowczo, że o swych kontaktach z "Wodociągami" nie będzie ze mną rozmawiać. Przynajmniej do czasu, jak skończy się śledztwo prowadzone w tej sprawie przez prokuraturę. Dla dobra postępowania. Nie dał się przekonać żadnymi argumentami, wreszcie powiedział, że nie ma czasu, by dalej ciągnąć rozmowę.
     Nie miałem więc okazji zapytać burmistrza, dlaczego przez cały rok tolerował na stanowisku prezesa człowieka, którego sam oskarżył później o niegospodarność. Przecież już w marcu 2003 roku rada nadzorcza "Wodociągów" publicznie zarzuciła kierownictwu firmy wiele nieprawidłowości. Później powołanemu przez Centałę zastępcy prezesa starczyły zaledwie dwa tygodnie, by zebrać materiały wystarczające do odwołania Żmudy i skierowania przeciw niemu doniesienia karnego.
     PS. Personalia byłego prezesa "Wodociągów" zostały - na jego prosbę - zmienione.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska