- Złożyliśmy apelację od wyroku Sądu Rejonowego w Radziejowie, zarzucając mu naruszenie przepisów prawa procesowego - mówi mec. Tomasz Bączykowski, obrońca Tomasza Studzińskiego. - Naszym zdaniem wyrok został wydany, mimo iż nie wyjaśniono wszystkich, istotnych dla sprawy okoliczności, wynikających między innymi z opinii biegłych z zakresu ruchu drogowego. Zaniechano wyjaśnienia treści notatki urzędowej, sporządzonej na miejscu zdarzenia przez policję, całkowicie pominięty został fakt, iż ofiara wypadku znajdowała się w stanie upojenia alkoholowego.
20 maja 2009. Tomasz Studziński prowadzi ciężarowego Mana, należący do jego ojca, Tadeusza, siedzącego obok kierowcy. Wracają ze Zaniewa, gdzie dokonywali rozładunku drewna, używając dźwigu, zamontowanego na samochodzie. Zanim ruszyli w drogę powrotną do domu, dokładnie sprawdzili, czy ramię i podpory dźwigu zostały prawidłowo zabezpieczone.
Pogoda jest dobra, nie pada, samochód - co potwierdzą późniejsze opinie biegłych - porusza się z prędkością, dozwoloną na tym odcinku drogi. W Rybinach kierowca widzi rowerzystę, jadącego przed nim. Wrzuca kierunkowskaz, wyprzedza mężczyznę jadącego na rowerze, całą szerokością swego pojazdu przekraczając pas jezdni. Ociera się nawet o gałęzie drzew, rosnących po lewej stronie drogi.
Pan Tomasz widzi w lusterku, że rowerzysta, którego przed chwilą wyprzedził, leży na poboczu. Zatrzymuje się, biegnie do niego. Leżący mężczyzna jest przytomny, ma skaleczoną rękę, obok znajduje się przewrócony rower.
Studzińscy wzywają policję i pogotowie, karetka zabiera rowerzystę do szpitala. Policja robi oględziny. Sprawdzają, co uwzględnione jest w notatce służbowej, że podpora wysięgnika dźwigu jest wsunięta pojazd i nie wystaje poza pojazd. Na samochodzie Studzińskich, który był dokładnie oglądany, nie stwierdzono jakichkolwiek śladów, świadczących, że ich pojazd dotknął rowerzysty. Sprawa wydawała się prosta, ale kilka dni później rowerzysta zmarł w szpitalu.
Tomasz Studziński został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci rowerzysty. Jednym z powodów były zeznania Andrzeja K., który z pewnej odległości był świadkiem zdarzenia. Stwierdził on, że rowerzysta został zahaczony prawą podporą dźwigu. Tymczasem z opinii biegłych Adama Stępczyńskiego i Grzegorza Pęcherzewskiego z Ozorkowa, poprzedzonej wizją lokalną i stosownymi wyliczeniami, jednoznacznie wynika, że w podanych przez siebie okolicznościach i przy panujących wówczas warunkach, świadek Andrzej K. nie mógł w ogóle widzieć prawej podpory Mana. Znajdował się on bowiem na swym polu, jadąc ciągnikiem w odległości około 70 m od drogi. Zdaniem biegłych nie mógł widzieć prawej strony Mana.
Sąd Rejonowy w Radziejowie uznał Tomasza Studzińskiego za winnego. Młody mężczyzna, wcześniej nie karany i cieszący się w swoim środowisku bardzo dobrą opinią,. został skazany na półtora roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Sąd wymierzył mu także grzywnę w wysokości 2,5 tys. złotych, orzekł zakaz prowadzenia pojazdów z wyłączeniem kategorii A i B na okres dwóch lat. Skazany ma zapłacić 10 tys. złotych na rzecz krewnych ofiary.
Ktoś przeoczył ważne fakty
Wyrok nie jest prawomocny, w grudniu do Sądu Okręgowego wpłynęła apelacja. - Pominięto ważne fakty, jak choćby ten, że zmarły mężczyzna był w chwili zdarzenia pod znacznym wpływem alkoholu - przypomina mecenas Tomasz Bączykowski.
Wynik nadania etanolu we krwi dal wynik 2,1 promila. W dodatku Czesław U., nawet gdy był trzeźwy, miał ograniczoną zdolność ruchową. Był osobą niepełnosprawną, niezdolną do samodzielnej egzystencji, być może dlatego, wystraszony przez wyprzedzającą go ciężarówkę, po prostu się przewrócił. - Ta zraniona ręka, czyli obrażenie, którego można było doznać podczas upadku, była zaraz po zdarzeniu jednym śladem, że coś się zdarzyło - mówi Tomasz Studziński. Pokazuje kolejną opinię biegłych, sugerującą, że gdyby doszło do zaczepienia rowerzysty przez wysięgnik dźwigu, to rowerzysta, razem ze swym pojazdem, zostałby "przeciągnięty" w kierunku jazdy ciężarówki.
Tomasz Studziński czuje się skrzywdzony. Wierzy, że Sąd Okręgowy uchyli wyrok, który nazywa skrajnie niesprawiedliwym i rzetelnie przeanalizuje sprawę.
- Żal mi człowieka, który zginął, żal mi jego bliskich - mówi Czytelnik. I zapewnia, że on sam nie miał z tą śmiercią nic wspólnego.