Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsze przy padlinie są kruki, później myszołowy. Bielik pojawia się ostatni

Rozmawiał ADAM WILLMA [email protected] tel. 56 61 99 924
- Zdarzyło mi się ciągnąć sanki z 20 kilogramami porcji rosołowych. Nie ma jednak jak "dziczyzna" - Daniel Pach poznał zwyczaje orłów, a one jego. Tolerują się.
- Zdarzyło mi się ciągnąć sanki z 20 kilogramami porcji rosołowych. Nie ma jednak jak "dziczyzna" - Daniel Pach poznał zwyczaje orłów, a one jego. Tolerują się. fot. Daniel Pach (photopach)
Jeśli raz spróbowałeś, nie sposób odpuścić. Poznajesz nowe zachowania, widzisz te ptaki w nowych sytuacjach. Zaczynasz dostrzegać ten wspaniale uregulowany mechanizm natury. Rozmowa z Danielem Pachem- fotoreporterem.
Obiektyw fotografa przyrody kosztuje tyle co średniej klasy auto
Obiektyw fotografa przyrody kosztuje tyle co średniej klasy auto fot. Edyta Pach

Obiektyw fotografa przyrody kosztuje tyle co średniej klasy auto
(fot. fot. Edyta Pach)

- Skąd orły pod Toruniem?
- Wiosna i latem robiłem wypady nad Wisłę, żeby uchwycić te miejsca o świcie, kiedy opadają mgły. Kiedyś zauważyłem ptaki przypominające orły, ale upewniłem się dopiero po lekturze kilku książek. To była para bielików. Wcześniej nie przyszło mi do głowy, że kilka kilometrów od centrum Torunia zobaczę bieliki.
Jedno sprostowanie - bielik, w tym ten z godła, wcale nie jest orłem. Pochodzi z odrębnej podrodziny orłanów, co oczywiście nie umniejsza jego urody.

- Podobno "nora" nad Wisłą stała się twoim drugim domem.
- To działa jak narkotyk (śmiech). Jeśli raz spróbowałeś, nie sposób odpuścić. Poznajesz nowe zachowania, widzisz te ptaki w nowych sytuacjach. Zaczynasz dostrzegać ten wspaniale uregulowany mechanizm natury. Teraz idę już "na pewniaka", wiem, że prędzej czy później pojawi się w swoim rewirze. Wychodzę z domu około godz. 5, aby po szóstej być na miejscu. Poznałem już obyczaje tych zwierząt. Najpierw do padliny przylatują kruki, zwołują się nawzajem. Niektóre chodzą wokół, inne przysiadają i skubią padlinę, jeszcze inne krążą wokół.
Dopiero gdy przekonają się, że teren jest całkowicie bezpieczny, zaczynają żer. Wystarczy jednak niepokojący szelest, a nawet odciski śladów wokół łupu, aby kruki zrezygnowały z uczty. Jeśli kruk dostrzeże mnie w pobliżu, przez kilka dni nie przyleci w to miejsce. To niezwykle inteligentne zwierzę.

- Po krukach przylatują bieliki?
- Następne w kolejce są myszołowy. Te od razu siadają i dziobią. Ale tylko do pewnego czasu. W pewnej chwili myszołów zaczyna zachowywać się dziwnie, trochę jak skarcone dziecko, które przeskrobało, ale udaje, że wszystko jest w porządku. To jest bardzo zabawny widok, ale poważny sygnał. W końcu myszołów zastyga i kręci tylko łbem. To znak, że w pobliżu jest bielik.

- Przegania myszołowa?
- Wcale nie. Myszołów sam ucieka, choć ja jeszcze z mojej kryjówki pod korzeniami wierzby nie dostrzegam bielików. One nigdy nie siadają bezpośrednio przy padlinie. Najpierw lądują kilkadziesiąt metrów dalej na drzewie. Nie ma wątpliwości, że to bielik, bo gałąź aż się pod nim ugina. Później przylatuje drugi i oba zaczynają krążyć wokół martwego zwierzęcia. W pewnym momencie siadają na ziemi kilkadziesiąt metrów od łupu i powoli podchodzą. Dopiero, gdy zaczynają jeść, można rozpocząć robić zdjęcia, bo bieliki są tak czujne, że nawet dźwięk migawki w aparacie potrafi je spłoszyć.

- Koczowanie na śniegu wymaga sporego samozaparcia.
- Najpierw trzeba dojść na miejsce kilka kilometrów po śniegu. Gdy śnieg jest głęboki, po kilkunastu minutach jesteś mokry od potu, ciąży ci dwadzieścia kilogramów sprzętu i sanki z 20 kilogramami odpadów rosołowych. Nie pomaga nawet bielizna "oddychająca". Dlatego przebieram się na miejscu w ciepłą odzież, wkładam wojskowy zimowy kamuflaż. Któregoś dnia wiozłem dodatkowo na sankach padlinę. Gdy dotarłem na miejsce, byłem tak wyczerpany, że nie miałem siły porąbać mięsa. Po powrocie do domu sam nie mogłem uwierzyć, że w tak krótkim czasie straciłem 5 kilogramów.

- Orły to doceniły?
- Niestety nie (śmiech). Tego dnia nie pojawił się ani jeden. Ale nauczyłem się cierpliwości. Gdy było cieplej, brałem ze sobą książkę, ale przy -30 C - czytanie to żadna przyjemność. Nawet w najcieplejszej odzieży zaczynasz w końcu zamarzać. Znalazłem na to patent. Kupowałem przed wyjściem duże cmentarne znicze. Taki płomyk daje już tyle ciepła, że można wytrzymać. Gorzej, że zamarza sprzęt - silniki w obiektywach odmawiają posłuszeństwa, więc ostrość trzeba ustawiać ręcznie. Aparat jest oszroniony od pary. Mrozy zniszczyły mi już dwa telefony komórkowe.

- Żadnego innego człowieka nie ma w okolicy?
- Nikogo. I to jest piękne. Zauważyłem, że moje ślady zaczęły wykorzystywać zwierzęta. Przetarłem im szlaki. Jesienią największą przeszkodą byli wędkarze, zwłaszcza młodsi, którzy nie potrafią uszanować ciszy.

- Co takiego jest w bielikach, że tak cię pochłonęły?
- Żeby to zrozumieć, trzeba je zobaczyć na własne oczy, dlatego zaprowadziłem w to miejsce żonę. To niesamowity widok oglądać ptaki, których rozpiętość skrzydeł sięga 2,5 metra, a gdy przysiądą, są wielkości owczarka. Gdy przelatuje nad tobą orzeł, masz wrażenie jakby przelatywała lotnia. Ale widziałem też jak kilka zgranych kruków potrafiło odgonić tego kolosa od padliny.

Zimą bielik poluje głównie na dzikie kaczki i gęsi. To jest bardzo zmyślny rodzaj łowów. Dwa, trzy orły zaczynają latać wokół kaczki, która chowa się pod wodę. Czekają cierpliwie, aż kaczka się zmęczy i dopiero wtedy atakują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska