Mors się przeliczył ... bo życie nie było zagrożone

Sprawa dotyczy wezwania do 74-letniej Ireny Słowińskiej z Żydo-wa (gmina Lubraniec), która przewróciła się i poturbowała. - Mama po upadku nie mogła stanąć i skarżyła się na bardzo silny ból- relacjonuje córka, Teresa Sło-wińska. - _Lekarz stwierdził, że jest to tylko stłuczenie i _początkowo odmówił zabrania mamy do szpitala. Komentował przy tym, że karetka przyjechała niepotrzebnie, gdyż w tym czasie mogła być wezwana do ratowania czyjegoś życia. Sugerował też, żeby zawieźć mamę do lekarza rodzinnego własnym transportem.

Ostatecznie doktor Włodzimierz D. podjął decyzję o przewiezieniu Ireny Słowińskiej do szpitala we Włocławku. Tu pacjentka przeszła zabieg wstawienia endoprotezy biodrowej. Córka ma jednak żal do lekarza, oczekuje wyciągnięcia wobec niego konsekwencji służbowych. Dyrektor pogotowia, Ewa Krysińska-Błaszczyk, twierdzi, że nie ma podstaw do karania lekarza. - Po analizie dokumentacji medycznej i przeprowadzonej rozmowie z załogą zespołu ratownictwa medycznego w rejonie Lubraniec, która udzielała pomocy Irenie Słowińskiej oraz wysłuchaniu wyjaśnień lekarza nie ma podstaw, by twierdzić że doszło do uchybień natury medycznej - mówi dyrektor. - Życie pacjentki nie było zagrożone w najmniejszym stopniu.

Z ustaleń dyrekcji wynika że lekarz odmówił jedynie zabrania do szpitala jednostki towarzyszącej, ale miał do tego prawo. Karetką może bowiem jechać tylko matka niepełnoletniego dziecka. Pogotowie Ratunkowe nie jest bowiem ani przychodnią na kółkach, ani taksówką.

Z opinii Czytelników wynika, że pracownicy włocławskiej stacji w większości wzorowo wypełniają swoje obowiązki. Na szczęście, skargi wpływają sporadycznie. Nie jest wykluczone, że w przyszłym roku w karetkach, w rejonie Lub-rańca, Kowala i Chodcza, nie będą jeździć lekarze, ale tylko ratownicy medyczni. Do tej sprawy wrócimy.