Na gorąco

     Przyznam się, że myślałem tak: kłótnie wokół wyjazdu prezydenta do Moskwy mamy z głowy, bo padły (w sensie dosłownym) argumenty przeciwników udziału w uroczystościach. A okazało się raz jeszcze, że homo jest sapiens: jak się zaprze, to wymyśli.
     Otóż ktoś przeanalizowal listę zaproszonych do Moskwy i dostrzegł na niej kilku dyktatorów - białoruskiego Łukaszenkę, koreańskiego Kim Dzong Ila i Turkmenbaszę (z Turkmenistanu, oczywiście). No i czy w takim towarzystwie powinien obracać się nasz prezydent? - zmartwiło się o Kwaśniewskiego kilku ludzi, dotąd o troskę wobec niego nie posądzanych. A potem doradziło i jemu, i innym prezydentom nie będącym dyktatorami, aby wobec tyranów jakoś się w tej Rosji postawili.
     Chyba tylko my mamy takie problemy, bo nie słyszałem, aby obecnością w Rosji trzech króli zamartwiały się Stany, Anglia czy Francja. Pewnie, że Łukaszenka i pozostali nie są facetami z naszej bajki, ale - chyba, że coś mi umknęło - to nie Korea, Białoruś, czy Turkmenistan wywołały II wojnę. Doszło za to do mnie, że od tego ostatniego chcemy kupować gaz, żeby uniezależnić się od rosyjskiego.
     Oczywiście: prezydent winien się umieć zachować wobec satrapów. Mógłby - witając się z nimi - spluwać przez lewe ramię. Albo ich kopać po kostkach.
     Ojczyzna na niego patrzy.
     **