Na gorąco

Premier poleciał do Brukseli samolotem rejsowym. O tym Państwo słyszeliście od kilku dni. A wiedzieliście, po co leci: co załatwić, z kim i o czym rozmawiać? No, właśnie.

To może przypomnę: Tusk miał rozmawiać z przewodniczącymi Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej o Traktacie Reformującym UE. Nudne, prawda? Jak cała - w treści, w szczegółach - polityka. Ciekawsza jest forma: słowa, gesty...

Dlatego pewnie najwięcej słów - w kontekście wczorajszej wizyty Tuska w siedzibie UE - padło na temat wyboru samolotu. Czy to, że premier zamiast samolotu rządowego wybrał rejsowy, jest - jak twierdzi jego otoczenie - szczerym gestem, znakiem uczciwych intencji realizowania idei "taniego państwa"? Czy - jak ironizuje opozycja - to tylko taka marketingowa, wizerunkowa sztuczka pod publiczkę?
Nie wiem. Może jest trzecie wyjście: premier słyszał, jakim szmelcem są rządowe samoloty i po prostu się boi? Wprawdzie jego kolega Komorowski - jeszcze jako szef MON - mawiał, że polski pilot to i na drzwiach od stodoły poleci, ale Tusk nie chce tego sprawdzać. Od drzwi woli jednak samolot. Choćby i rejsowy. Jakoś się przemęczy.

A co do taniego państwa, oszczędności, skromności władzy, czekam na inne decyzje szefa rządu. Okazuje się np., że pan Gosiewski zostawił po sobie w Kancelarii Premiera trzynastu swoich protegowanych, którzy jako urzędnicy służby cywilnej są teraz nieusuwalni. Nie chodzi nawet o Gosiewskiego. Skoro włos z głowy mu nie spadł za peron we Włoszczowej, pewnie jest nietykalny. Idzie o sam fakt, że w ogóle miał gdzie tych swoich kolesiów poutykać. I jego następcy też będą mogli. Sprawdziłem: tylko w Kancelarii Premiera - w departamentach, biurach i sekretariatach obsługujących wyłącznie szefa rządu - pracuje(?) 530 osób! Jeśli z tym premier nic nie zrobi, nie uwierzę w żadne oszczędnościowe podróże. Uwierzę natomiast, że nowa ekipa też tylu miejsc pracy potrzebuje. W końcu nie tylko Gosiewski ma kolegów...