Na gorąco

Parlament Europejski wzywa "sprzedawców detalicznych do płacenia godziwej ceny producentom i jednocześnie do dostarczania konsumentom żywności po rozsądnych cenach". Czytając unijną rezolucję aż się popłakałam. Ze śmiechu. Już widzę jak właściciel straganu, poznawszy treść apelu, obniży ceny. Że pośrednik, który od lat zarabia na tym, co rolnicy wyprodukują, zechce gospodarzowi zapłacić więcej... Takie apele można między bajki włożyć.

W prawdziwym życiu jest tak: rolnik produkuje tanio, a w sklepach żywność jest droga, coraz droższa. Wielu handlowców i pośredników uwielbia złe wiadomości. W minionym roku, zaraz po fali przymrozków, znacznie podrożały jabłka w sklepach. Handlowcy tłumaczyli - owoców nie będzie. Przesadzili. Z cenami też.

W tym roku wszystkiemu mają być winne pszczoły. Konkretnie - waroza i inne owadzie choróbska. Słyszałam już w różnych mediach (nawiasem mówiąc dziwię się niektórym kolegom - dziennikarzom, że tak łatwo dają się wykorzystywać przez siewców złych informacji) zapowiedzi ogromnych podwyżek cen miodu, pustek w sadach. Rzekomo pszczółki w ogóle nie zapylają kwiatów na drzewach. A prawda jest inna - łańcuszek pośredników sprzedających żywność wydłuża się.

Kiedyś sadownik przywoził do warzywniaka na przykład tonę wiśni. Klienci ustawiali się z wiaderkami i po kilku godzinach towaru nie było. Dziś właściciel warzywniaka potrzebuje najwyżej kilku skrzynek wiśni. Pojedzie po nie do hurtowni.

W Brukseli pewnie o tym nie wiedzą, ale wielu sklepikarzy rolników widuje tylko w telewizji. A rynkiem rządzi marża, która rośnie i ma się coraz lepiej. Jest bardziej niebezpieczna niż waroza i wszystkie klęski nieurodzaju razem wzięte.