Na gorąco

Stało się. Wczoraj premier Tusk oficjalnie już ogłosił, że wśród 12 polskich metropolii będzie też aglomeracja bydgosko-toruńska. A to oznacza, że dwa nasze miasta, które przez blisko 700 lat częściej rywalizowały ze sobą niż współpracowały, mają teraz utworzyć jeden organizm.

Zanosi się na małżeństwo z rozsądku. Bo historia (już w XV wieku w Toruniu zakazywano sprzedawania w szynkach bydgoskiego piwa, bo było tańsze od miejscowego; nie wspominając o kłótniach o stolicę województwa) pełna jest wzajemnych pretensji i nieporozumień.

Rozsądek jednak mówi, że razem będziemy mieli większą siłę przebicia. Na przykład polityczną. Bo w kraju nad Wisłą wciąż ważniejsze od tego czy ma się rację (patrz tama w Nieszawie, czy drugi most w Toruniu) jest "do kogo ma się dojście". Wspólnymi siłami bydgosko-toruńskich parlamentarzystów, którzy zamiast wydzierać dla swoich miast pieniądze, działać będą dla całej aglomeracji, na pewno uda się więcej "wyrwać" w Warszawie.

Ale nie tylko. Bo i Bruksela powstawanie metropolii popiera. I zapowiada, że na ich rozwój (drogi, komunikacja) będzie miała pieniądze. I jak tylko będziemy potrafili o te pieniądze powalczyć, to może do nas popłynąć rzeka euro.

To, czy 28 maja będziemy już za kilka lat wspólnie świętować, zależy tylko od nas. Od tego, czy będziemy potrafili wznieść się ponad uprzedzenia i zaszłości. I razem skorzystać z finansowej szansy, jaką metropoliom stwarza Unia Europejska. Byśmy mogli z dumą mówić o sobie, że mieszkamy w Dwumieście. Tak jak dziś ze swojego Trójmiasta dumni są mieszkańcy Wybrzeża.