Na gorąco

     Stawiam dolary przeciw orzechom, że gdyby bydgoskich radnych zapytać, co sądzą o integracji ich miasta z Toruniem, wówczas usłyszlibyśmy, że tak, że oczywiście, jak najbardziej. A problem tkwi w szczegółach, niewidocznych gdy pianę bijemy ogólnie. Bo gdy przechodzimy do konkretów, zaraz zaczynają się schody i głęboki wstręt do oddania choćby guzika, a cóż dopiero całej wyższej uczelni. Mniejsza o to, że wcale nie zniknie z Bydgoszczy, mniejsza że nikt nie odbierze jej ani kadry, ani studentów, ani wszystkiego co AM ma, mniejsza iż bardzo potrzebuje wsparcia większego, bogatszego i - co tu ukrywać - prężniejszego ośrodka naukowego. Dla wielu okazuje się być ważniejszym prosty fakt p o s i a d a n i a uczelni z przymiotnikiem "bydgoska" w nazwie. Gdy im tego zabraknie, to...
     No, właśnie, co się wtedy stanie? Nie potrafię dostrzec negatywnych konsekwencji tego, że jeden z najlepszych uniwersytetów w kraju, m ó j uniwersytet, będzie teraz także w m o i m mieście. Nie wierzę, iż Bydgoszcz nagle straci na znaczeniu, bo to, które ma, nie bierze się z faktu ulokowania tutaj wcale nie nazbyt silnej Akademii Medycznej. Myślę, mam nadzieję, że ta fuzja da początek rzeczywistemu, a nie dotąd tylko pięknie deklarowanemu b y c i u r a z e m obu miast.
     Chyba, że integrację chcemy sprowadzić do wąskiej ścieżki rowerowej między Bydgoszczą a Toruniem.