Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oczko w głowie

Hanka Sowińska
Jeden skok i przegrywają życie. Bywa, że chcą je sobie odebrać, bo nie mogą się pogodzić z kalectwem. Tylko dzięki wysiłkom lekarzy i ogromnym sumom wydanym na leczenie (ponad 100 tys. zł) udaje się ich uratować.

     Ofiary skoków do wody. Każdego roku jest ich kilkaset. Trudno o dokładne dane, bo policja nie prowadzi oddzielnej statystyki. Aby zapobiec nieszczęściu Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji po raz trzeci zainicjowało kampanię "Płytka wyobraźnia to kalectwo". - Chcemy uświadomić młodym ludziom, którzy są najczęstszymi ofiarami brawury nad wodą, jak wielkim zagrożeniem są nieprzemyślane skoki do wody. Co roku, w czasie wakacji, dochodzi do wielu tragedii. Stąd nasza kampania, która ma ostrzec i zapobiec nieszczęściu - informuje Piotr Pawłowski, szef Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji.
     Sam jest ofiarą młodzieńczej brawury. W 1982 r. skoczył do wody po raz ostatni. Dziś mówi: - Nie wiedziałem, czym to może się skończyć. Byłem z kolegą, kąpaliśmy się w rzece, która akurat w tym miejscy była bardzo płytka. Skoczyłem i uderzyłem głową o dno. Jak wielu młodych ludzi żyłem w przekonaniu, że owszem, coś się może stać, ale to nie tragedia. Zrośnie się, wyjdę ze szpitala i wszystko będzie dobrze. Tak mi na początku mówiono: "Poleży pan tydzień, dwa, w najgorszym przypadku miesiąc i wróci do domu". Odnalezienie się w nowej sytuacji bardzo dużo mnie kosztowało. Z tego powodu ta kampania jest moim oczkiem w głowie.
     Prof. Jerzy Kiwerski ze Stołecznego Centrum Rehabilitacji w Konstancinie, gdzie trafia najwięcej osób z uszkodzonym kręgosłupem twierdzi, że większość tragicznych skoków odbywa się na niestrzeżonych kąpieliskach. Ich ofiarami są najczęściej ludzie w wieku13-25 lat.
     Od ośmiu lat ofiary skoków do wody znajdują specjalistyczną pomoc w Klinicznym Oddziale Paraplegii Pourazowej 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy. - Zanim trafią do nas, przechodzą operacje neurochirurgiczne, potem są leczeni w oddziale intensywnej opieki medycznej. To nie koniec. Czeka ich wielotygodniowa rehabilitacja. Nierzadko dochodzą jeszcze komplikacje w postaci zapalenia płuc, zakażenia dróg moczowych i odleżyny. W sumie leczenie jednego skoczka do wody kosztuje ponad 100 tys. zł rocznie. Do tego trzeba doliczyć zakup wózka inwalidzkiego, materacy i poduszek przeciwodleżynowych oraz innego sprzętu zaopatrzenia ortopedycznego, a także koszt adaptacji mieszkania. Są jeszcze koszty niewymierne, psychospołeczne - mówi ppłk dr n. med. Stanisław Sosnowski, kierownik Klinicznego Oddziału Paraplegii Pourazowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska