Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piekło zamiast rodziny

GK24; Marzena Sutryk [email protected]
Elżbieta S., tak jak jej mąż, jest w koszalińskim areszcie policyjnym. Przyznała się do znęcania nad dzieckiem.
Elżbieta S., tak jak jej mąż, jest w koszalińskim areszcie policyjnym. Przyznała się do znęcania nad dzieckiem. Fot. Piotr Czapliński
5-letnia Roksana przeżyła gehennę. Jej rodzice zastępczy przyznali się wczoraj przed prokuratorem, że znęcali się nad dzieckiem.

Kto może zostać rodziną zastępczą?

Kto może zostać rodziną zastępczą?

Wymogów jest kilka: niekaralność, unormowane warunki mieszkaniowe, stałe źródło dochodu (w przypadku małżeństw przynajmniej jednego z opiekunów), dobry stan zdrowia umożliwiający opiekę nad dzieckiem, odbycie szkoleń organizowanych przez ośrodki adopcyjno-opiekuńcze. Chętni, którzy spełnią te wymogi, dostają status rodziny zastępczej. To nie oznacza, że od razu trafiają do nich dzieci. Do tego potrzebna jest decyzja sądu. Potem rodzina przechodzi pod kuratelę powiatowych ośrodków pomocy rodzinie. Te są zobowiązane do kontrolowania oraz wypłacania im pieniędzy. Niestety, powiaty między sobą nie wymieniają danych, nie przekazują nazwisk tych, którzy jako rodzice zastępczy się nie sprawdzili.

Dziewczynka trafiła do koszalińskiego szpitala.

Małżonkowie 34-letnia Elżbieta S. i 37-letni Roman S. z podkoszalińskiego Manowa przyznali się wczoraj, że bili dziewczynkę pasem, a otwarte rany posypywali solą. Do tego podawali dziewczynce przesolone posiłki i ograniczali napoje. Dlatego, że dziecko... sikało w majtki.

- Mówili, że nie mogli sobie z tym problemem poradzić - powiedział nam wczoraj prokurator Grzegorz Klimowicz. - Obojgu postawiliśmy zarzut znęcania ze szczególnym okrucieństwem, za co grozi do 10 lat więzienia.

Sprawa wyszła na jaw dzięki błyskawicznej interwencji pracowników pomocy społecznej w Manowie. - Dostałam sygnał od mieszkańca wsi, że dziewczynka ma na buzi liczne siniaki, że wygląda na bitą - mówiła nam wczoraj Genowefa Pelikan, kierownik ośrodka pomocy. - Pojechałam razem z policją. Zażądałam, by kobieta pokazała dziecko. Była pijana. Stawiała się, ale w końcu pokazała nam dziewczynkę. Malutka był przestraszona, z posiniaczoną buzią.

Elżbieta S. miała 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Jej męża nie było w domu. Policjanci odnaleźli go godzinę później, też był pijany - wydmuchał 2,5 promila. Oboje zostali zatrzymani. W domu przebywali jeszcze 11- i 12-letni rodzeni bracia Roksany, a także 8-letni chłopiec, biologiczny syn S. Wszyscy chłopcy trafili do pogotowia opiekuńczego albo rodzin zastępczych.

5-latka dochodzi do siebie w koszalińskim szpitalu, na oddziale chirurgii dziecięcej. Została otoczona fachową opieką. - Trafiła do nas ciężko pobita - mówi ordynator Elżbieta Szymańska. - Jest bardzo przestraszona. Badania wykazały, że na szczęście nie ma wewnętrznych obrażeń. Niestety, ślady na ciele wskazują, że mogła być też wykorzystywana seksualnie. Dziś to zbadamy.

Dziewczynka razem z braćmi trafiła do rodziny zastępczej po decyzji sądu w Kętrzynie w woj. warmińsko-mazurskim. - Małżeństwo S. dowiedziało się, że w tamtejszym domu dziecka jest rodzeństwo potrzebujące opieki - informuje Ryszard Gąsiorowski, rzecznik prokuratury w Koszalinie. - Zabrali je na próbę na Boże Narodzenie. Potem złożyli wniosek, że chcą być rodziną zastępczą. 14 marca zapadła decyzja.

- Podczas wczorajszych przesłuchań nie kryli, że prowadzą rodzinę zastępczą dla zarobku - dodaje prokurator Klimowicz.

W Manowie niewiele o S. wiadomo. - Przeprowadzili się z Koszalina w styczniu do nowego domu - słyszymy od mieszkańców. - Na pozór normalna rodzina, ona nie pracowała, zajmowała się dziećmi, on miał dorywcze roboty. Dzieci normalne, zdrowe. Dom ładny i zadbany.

Dziś przesłuchiwani będą bracia Roksanki. Natomiast prokuratura wystąpi z wnioskiem o areszt.

Rozmowa z Mirosławą Zielony, dyrektorem Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Koszalinie

Nasz komentarz

Jak to się mogło stać? Jeśli zapytać, jak w teorii wygląda sposób doboru i weryfikacji rodziców zastępczych, to nikomu nic nie można zarzucić. W praktyce okazuje się jednak, że wszystko zależy od decyzji jednej osoby, która chce mieć problem z głowy.

- Jak to się stało, że dzieci trafiły do tej rodziny zastępczej?

- Ci ludzie mieli status rodziny zastępczej, ale przed przydzieleniem im dzieci chcieliśmy przyjrzeć się im bliżej. Gdyby mieszkali w Manowie dłużej, to wiedzielibyśmy o nich wszystko. A tak po prostu dowiedzieliśmy się, że dzieci, decyzją sądu w Kętrzynie, już u nich są. Nie mieliśmy na to żadnego wpływu.

- Czyli o losie tych dzieci zdecydowała jedna osoba, w tym wypadku sędzia?

- Tak, jedna osoba na posiedzeniu niejawnym. Ten przypadek pokazuje, że system jest nieszczelny. W Kętrzynie po prostu ktoś pozbył się kłopotu.

- Naszych pracowników socjalnych u tej rodziny nie było?

- Byli raz. Mamy obowiązek zrobić wywiad przed wypłaceniem pieniędzy. Ale podczas tego wywiadu nic nie wskazywało, że może dojść do takiego dramatu. Dobrze rokowało także to, że matka tej pani również prowadzi rodzinę zastępczą. Niepokoić mógł fakt, że ci ludzie bardzo walczyli o pieniądze. Nie dostali tyle, ile się spodziewali i zaskarżyli naszą decyzję do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Przegrali. Ale nasze wstępne podejrzenia, że chodzi im o zarobek, to zbyt mało, by próbować odebrać im dzieci.

- Na czym polegają wywiady, jakie robią pracownicy socjalni?

- To cykliczne spotkania, na podstawie których pracownik socjalny ma wypełnić określony druk. Najwięcej miejsca ma na wnioski i obserwacje. Musimy też zobaczyć dziecko.

- Czy wywiad ogranicza się jedynie do rozmowy z opiekunami, ewentualnie z dziećmi? Pracownik nie musi rozmawiać np. z sąsiadami, żeby zweryfikować to, co mówią zastępczy rodzice?

- Najczęściej ogranicza się do rodziny. Choć niewykluczone są inne kontakty, np. z nauczycielami.

- Czy gdybyście zauważyli, że w tej rodzinie źle się dzieje, to na wasz wniosek sąd zabrałby dzieci z Manowa?

- Odebranie dzieci z rodziny zastępczej nie jest takie proste. Mieliśmy jeden taki przypadek, ale poprzedzony wieloletnim zbieraniem dowodów na to, że dzieciom dzieje się krzywda. Dlatego będziemy dążyć do tego, by stworzyć "czarną listę" rodziców zastępczych. Musi powstać jedna ogólnopolska baza danych. Wtedy nie będzie dochodziło do takich dramatów.

Rozmawiała: Sylwia Zarzycka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska