Jeszcze w poniedziałek wieczorem Daniel Pańczyszyn, rzecznik lęborskiej policji zapewniał, że ta sprawa niedługo się wyjaśni. Jeśli doniesienia potwierdzą się, to 35-letnia kobietą, która miała zabić własne dziecko, zajmie się prokuratura. Faktycznie. Zgodnie z zapewnieniami rzecznika, wszystko wyjaśniło się, ale nie tak jak zapowiadał wstrząsający anonim, który w piątek dotarł do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowej Wsi Lęborskiej. Ktoś informował, że Katarzyna Robczyńska, mieszkanka gminy, urodziła i pozbyła się własnego dziecka. O sprawie zawiadomiono media, w tym podobno także ogólnopolską stację telewizyjną. "Ona ma czwórkę własnych dzieci. Urodziła piąte i je zakopała... zabiła. Mieszkańcy wiedzieli, że jest w ciąży. Przecież to widać, jak się zmienia, chodzi. W zeszłym tygodniu okazało się, że w ciąży już nie jest, nie ma brzucha. To gdzie jest dziecko? Kaśka dziś się przyznała, pokazała, gdzie je zakopała" - brzmiał donos.
Wkracza GOPS i policja
GOPS o sprawie powiadomił policję, która jeszcze w piątek razem z pracownikami opieki rozmawiała z kobietą. - Zaprzeczyła wszystkiemu. Wyjaśniła nam, że jest chora. Zależało nam na zaświadczeniu od lekarza - wyjaśnia krótko Wanda Formela, kierowniczka GOPS-u.
Ryszard Witke, wójt gminy, zapewniał, że tę rodzinę zna. W anonim trudno mu było uwierzyć. Policja zabrała się ostro za pracę. Powołano nawet specjalną 10-osobową specgrupę funkcjonariuszy, która m.in. poszukiwała zakopanego ciała.
Do redakcji napływały kolejne anonimowe informacje. Niemal na gorąco relacjonowano, co dzieje się pod domem Katarzyny: "że jest policja, że funkcjonariusze po cywilnemu zabierają ją i jej chłopaka Michała".
Okoliczni mieszkańcy mieli gotową wersję o dziecku znalezionym niedaleko polnej drogi, choć partner kobiety w rozmowie ze znajomym zarzekał się, że to wszystko nieprawda.
Wkracza lekarz
Działania policji nie ograniczyły się tylko do rozmowy z Katarzyną. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, musiała się poddać badaniu ginekologicznemu.
- W sytuacji tak poważnych zarzutów nie było innej możliwości - wyjaśnia Daniel Pańczyszyn, rzecznik lęborskiej policji. - Ta pani badaniu poddała się dobrowolnie. To było w jej interesie.
Lekarz stwierdził, że ponad wszelką wątpliwość kobieta w ciąży nie była. Tajemniczy informator nie dowierzał, ale spuścił już z tonu.
- Coś podobnego, to dlaczego ona była taka gruba? - zadaje retoryczne pytanie.
- Bo mam problem ginekologiczny - zdradza "Głosowi" Katarzyna. - Wszystko zaczęło się jakiś miesiąc temu. W nocy krwawiłam, rano spieszyłam się do pracy, a akurat pralka mi się popsuła. Brudną pościel zaniosłam do szwagierki. Poprosiłam, żeby wyprała, no i się narobiło.
- Z Michałem jesteśmy od dwóch lat, ale nie mieszkaliśmy razem - opowiada załamana. - Od kilku miesięcy szukaliśmy mieszkania, w którym byśmy zamieszkali z moimi dziećmi. Znaleźliśmy je blisko rodziców Michała, przeprowadziliśmy się. Wtedy ludzie zaczęli gadać, że się ukrywam, uciekam. Wszystko się zgadzało, krew, jakiś worek znaleziony na polu ze szczątkami zwierzęcia. Ja jestem smukła, blada, wychudzona. Schudłam od tego wszystkiego. Do przystanku mam dwa kilometry, ubierałam więc się ciepło, kilka bluz, więc ludziom się wydawało, że byłam w ciąży.
Wkracza środowisko
Winą za całe zamieszanie obarcza swoją rodzinę, w tym najbliższą. - Grozili mnie, że mnie zniszczą - mówi pani Katarzyna.
- Myślałam, że już wszystko przeżyłam, a tu jeszcze takie coś. Ludzie wytykają mnie palcami, gdy wsiadam do busa, którym jeżdżę do pracy. W samochodzie rozmowy milkną, kierowca patrzy na mnie spod byka.
Najbardziej pani Katarzynie szkoda jednak dzieci, które to wszystko muszą oglądać. Zwłaszcza policję, która zabiera mamę. - Boją się, że mnie zamkną do więzienia, a one trafią do domu dziecka. Muszę wysłać ich do psychologa. Nie wiem, czy łatka morderczyni nie zostanie mi przypięta na dłużej - dodaje.
Boi się też o pracę, bo szef już się pytał, czy ma szukać kogoś na jej miejsce - denerwuje się kobieta.
Kobieta jeszcze nie wie, czy będzie dochodziła swoich praw. - Teraz nie jestem w stanie o tym myśleć
- mówi.
Murem za Katarzyną stoi rodzina pana Michała. - Katarzynę znam od dziecka - mówi jego matka.
- Traktuję ją jak własną córkę. To, co ją spotkało, to wielka krzywda. Ludzie ciągle o tym mówią. Teraz chcemy, by to wszystko ucichło i żeby Katarzyna się uspokoiła. Ma ona na szczęście wsparcie mojego syna. W poniedziałek, gdy zabierano ją na badania, też pojechał. Ci, którzy wymyślili te plotki, powinni się nie tylko wstydzić, ale i za to odpowiedzieć. Tu zwykłe przepraszam nie wystarczy.
Żaneta Paszkowska, psycholog ze Słupska: - z jednej strony to dobrze, że społeczeństwo czuwa i interesuje się tym, co się wokół nich dzieje. Uczulają nas na to media. Z drugiej trzeba być bardzo ostrożnym. Kiedy nie ma się mocnych argumentów, to nie można formułować tak poważnych zarzutów.
Imię i nazwisko bohaterki artykułu zostało zmienione.
Jak działają te procedury? (komentarz)
Skrzywdzono kobietę. Matkę i jej dzieci. Odarto z prywatności i intymności. Z jednej strony mamy ludzi, być może wyczulonych na to, co dzieje się za ścianą po głośnej sprawie z Wejherowa. Być może wpadli na pomysł, w jaki sposób zniszczyć spokojne życie nowo tworzącej się rodziny. Jeśli ta plotka miała być formą zemsty, to była to zemsta skuteczna. Za którą ktoś jednak powinien odpowiedzieć.
Z drugiej strony mamy stróżów prawa, którzy z marszu użyli najcięższych metod: przesłuchanie, przeszukanie, wysyłanie na badanie ginekologiczne. Czy musiało dojść aż do tego? Czy nie można było jakoś inaczej zweryfikować informacji? Zgotowano kobiecie piekło. Policjanci twierdzą, że nie mieli innej możliwości. Na pewno?
Sylwia Lis
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?