Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera tygodnia: "Batman" - czyli stara historia na nowo i na poważnie (recenzja)

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Materiały prasowe

Ludzie są z gruntu źli. A nawet, jak trafią się ci nieliczni dobrzy, to albo paskudnie na tym wychodzą, albo zło ich w końcu pożera... No a źli ludzie mogą zbudować tylko złe społeczeństwo, pełne niegodziwości i nierówności. I wtedy pozostaje tylko zemsta na świecie, który oferuje nam wyłącznie traumy. Z takim nihilistycznym do bólu postrzeganiem doczesności przez głównego herosa wkraczamy w mrok nowego „Batmana” – mocno zaskakującej przypowieści, jak na superbohaterskie wygibasy. I my, i Batman ostatecznie dostrzegamy sposoby wyjścia z tej matni. Jedne dobre, inne złe.

Cóż, z kinem superbohaterskim mi bardzo nie po drodze. Ba, w ogóle nie rozumiem, jak dorośli ludzie mogą się fascynować tym całym „uniwersum” z facetami w rajtuzach, bujającymi się na pajęczynach. Jasne, Batman był zawsze trochę inny, ale tym razem jest inny kompletnie. Bo oglądamy rasowy kryminał bardzo noir, z solidnym wkładem psycho i socjo. I gdyby to całe batmanowe wdzianko zastąpić normalnym garniturkiem, to dostalibyśmy mocny film, gdzieś w okolicach „Siedem” pana Finchera zmiksowanego z „Jokerem”. Ale że jest i wdzianko, i są gadżety, to jest też superbohaterstwo, choć wyjątkowo nieprzesadne.

Tak więc wszystko zaczyna się gdzieś w środku całej ballady – bo historię rodziny Wayne’ów poznajemy później i w wersji short. Gotham City to miasto grzechu, korupcji i bandyterki, a jedyną nadzieją owieczek w krainie wilków jest mściciel, grasujący w stroju nietoperza. Kiedy zamordowany zostaje burmistrz, jeden z policmajstrów prosi Batmana o pomoc. I zaczyna się drobiazgowe śledztwo, żeby dopaść seryjnego mordercę, wymyślającego dziwaczne zagadki i królującego w necie, gdzie swoimi streamami ściąga podobnych sobie wykluczonych i społecznie niewidzialnych.

Zacznijmy od plusów filmu, bo tych jest znacznie więcej. Przede wszystkim nowego „Batmana” zrobiono na poważnie, bez mrugania okiem i żarcików dla rozluźnienia. W warstwie psycho film buduje jednorodną postać Batmana – Bruce’a Wayne, bogacza i odludka, który zamknął się w traumie i odreagowuje zemstą na wszystkim, ale który potrafi też się zmienić. W warstwie socjo jest jeszcze ciekawiej – mamy tu społeczeństwo zapadające się w sobie, kiedy zło okazuje się silniejsze i atrakcyjniejsze od dobra. I na końcu tej drogi jest albo krwawa rewolta wykluczonych, albo realna zmiana fundamentów. Do tego kapitalna jest forma. Ponure, nocne miasto wieżowców, w którym ciągle leje, wpędza nas w psychiczną duchotę, muzyka – i motywy batmanowe, i Nirvana – gra ze scenografią, a wszystko podkręca operatorska robota, szczególnie cudeńka ze światłem i mrokiem.

No a minusy? Wcale nie ta trzygodzinna długość, bo znosimy ją bez bólu, choć w godzinie trzeciej film robi się bardziej superbohaterski, co mu nie służy. Na siłę rozgrywane są też relacje uczuciowe między głównymi bohaterami. No i nie wiem, co na tę batmanową rewolucję zwolennicy opcji komiksowej… W sumie niewiele. Aż sam nie wierzę, że piszę to o filmie, w którym gania facet przebrany za nietoperza.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Premiera tygodnia: "Batman" - czyli stara historia na nowo i na poważnie (recenzja) - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska