Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Heliodor K. znów w sądzie

(my)
Profesor Heliodor K. i jego obrońca w bydgoskim sądzie. Te schody wiodą w dół.
Profesor Heliodor K. i jego obrońca w bydgoskim sądzie. Te schody wiodą w dół. fot. archiwum / Jarosław Pruss
Profesor Heliodor K. i doktor Maciej Ś. znów w sądzie - tym razem jakoś świadkowie w procesie o odszkodowanie, którego zażądał ich były pacjent od Szpitala Uniwersyteckiego im. Jurasza.

www.pomorska.pl/bydgoszcz

Więcej informacji z Bydgoszczy znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz

Stanisław Ratuszny, który teraz żąda zapłaty od szpitala, był oskarżycielem posiłkowym w głośnym procesie Heliodora K. i Macieja Ś., lekarzy oskarżonych o łapownictwo. Pod koniec 2007 roku sąd wymierzył profesorowi K. karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć, sześciu lat zakazu zajmowania kierowniczych stanowisk w służbie zdrowia i 200 tys. zł grzywny, a Ś. (za przyjęcie od żony pacjenta 500 złotych) miał zapłacić 1000 zł grzywny. Pół roku później karę dla profesora Heliodora K. zmniejszył nieznacznie sąd apelacyjny.

Proces neurochirurgów trwał dwa lata. Pierwszemu śledczy zarzucali przyjęcie łapówek od 18 pacjentów - w sumie prawie 60 tys. zł. Stanisław Ratuszny, inwalida ze Szczecina, który uległ wypadkowi w stoczni, oskarżył go -oprócz brania łapówek (gotówki i mięsa) także o wszczepienie gorszej jakości implantów kręgosłupa, miast kupionych za pieniądze ze stoczniowego funduszu socjalnego. Implanty miały się poluzować w krótkim czasie po operacji. Zdaniem Ratusznego zaskutkowało to dalszym pogorszeniem jego stanu zdrowia. Po zakończeniu procesu karnego wystąpił o odszkodowanie od szpitala.

Nieoficjalnie, bo ani sąd, ani pełnomocnicy stron nie chcieli nam udzielić informacji na ten temat, dowiedzieliśmy się, że Stanisław Ratuszny zażądał od lecznicy blisko dwóch milionów złotych. Wczoraj w sądzie przesłuchano Heliodora K. i Macieja Ś. Profesor K. tłumaczył, że pacjent kupił cztery implanty, z których podczas operacji wykorzystano jedynie dwa. - Dwa pozostałe, także tytanowe, trzeba było zamienić na mniejsze, bo mogły rozsadzić kręgi - tłumaczył neurochirurg.
Całkiem inną wersję wydarzeń przedstawił doktor Ś., kiedyś prawa ręka profesora.

- Istnieje taka możliwość, że implanty pana Ratusznego pomieszały się z implantami, używanymi przez ortopedów. To są takie same pręty, takie same śruby, ta sama firma. Nawet narzędzia do ich wkręcania były takie same - zeznał Maciej Ś.

Podczas rozprawy doszło do niewielkiego incydentu. Profesor Heliodor K. oburzył się, że mecenas Agnieszka Lange-Marcinkowską, reprezentującą Stanisława Ratusznego, mówi do niego per "pan". Dwa razy zwracał jej na to uwagę, a kiedy zapominała mówić do niego "panie doktorze" lub "panie profesorze" prosił o powtórzenie pytania.

Proces nie jest nawet na półmetku. Swoje opinie muszą przedstawić biegli lekarze. Stanisław Ratuszny zastrzegł, że nie mogą pracować w szpitalach w Bydgoszczy, Łodzi i Szczecinie, gdzie się leczył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska