Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przecież przysięgali

Wysłuchała Maja Erdmann [email protected]
(Fot. Tytus Żmijewski)
Historia 36-letniego Jacka Woydona z Bydgoszczy spotkała się z Państwa żywą reakcją.

Wielu Czytelników chciało podzielić się z nami swoimi odczuciami w kontaktach z służbą zdrowia.

Przypomnijmy, mężczyzna przez siedem godzin krzyczał z bólu na izbie przyjęć Szpitala Uniwersyteckiego w Bydgoszczy. Dopiero po kilkunastu godzinach lekarze wykryli, że to martwica jelit. Tracił przytomność z bólu. Mimo to jeśli ktoś personelu do niego przychodził, to tylko po to, by mu powiedzieć, że nie ma histeryzować i być cicho. Dziś pan Jacek jest kaleką i zastanawia się czy wytoczyć szpitalowi proces. Zgłosiła się już do niego firma adwokacka, która chce za darmo poprowadzić jego sprawę.

Podczas dyżuru o podejściu lekarzy do pacjentów odebraliśmy dziesiątki telefonów. Rozmawialiśmy o tych dobrych i złych medykach.

Zapomnieli, co przysięgali
Zdaniem naszych rozmówców coraz więcej lekarzy zapomina o przysiędze Hipokratesa. O tym, że pacjent to też człowiek, a wybierając zawód medyka wiedzieli przecież, że będą pracować z ludźmi. Nie szczędzili słów krytyki wobec bezdusznych, zapatrzonych w procedury medyków.

Jadwiga z Bydgoszczy: - Myślę, że w Szpitalu Uniwersyteckim w Bydgoszczy pacjenci są niezadowoleni, a personel zły i sfrustrowany, bo tam jest zła organizacja pracy. Jeden lekarz, młody i niedoświadczony na dyżurze. Jak on sobie ma z tymi wszystkimi chorymi poradzić? Na dyżurach powinni być ludzie doświadczeni, najlepsi diagności.

Barbara z Bydgoszczy: - Nie można się tłumaczyć procedurami. Przecież pacjent jest ważniejszy, niż jakieś sztywne i na dokładkę nieżyciowe zasady. Każdy człowiek jest inny i wymaga indywidualnego potraktowania, a nie wbijania w procedury. No i mamy skutki urzędniczego podejścia. Biedny pan Jacek “nie chorował zgodnie z zasadami" i do końca życia będzie inwalidą. To przerażające. Ludzie ludziom zgotowali ten los, bo lekarz czy pielęgniarka to przecież też człowiek. Tak jak pacjent.
Wielu czytelników opowiadało nam nie tylko historie własne, ale i swoich dzieci. Te były wstrząsające.

Zbigniew z Torunia: - Szpital Uniwersytecki to dziwne miejsce. Pojechałam z córką i 2,5 letnią wnuczką do izby przyjęć. Dziecku trzeba było pobrać krew. Córce nie pozwolono być z małą. Ponoć takie są przepisy. Staliśmy za drzwiami i słyszeliśmy jak mała płacze, jak jest wystraszona. Pół godziny ją męczyli. W końcu wykrzyczeliśmy sobie prawo do bycia przy dziecku. Wnuczka była cała pokłuta mokra i roztrzęsiona.

Sprawą, która przewijała się w wielu telefonach, był stosunek personelu medycznego do kobiet rodzących na porodówce w Grudziądzu. Choć, zdaniem pacjentek, na innych oddziałach warunki są zgoła inne.

Joanna z Grudziądza: - Tam było strasznie. Personel opryskliwy, warunki straszne. W styczniu kaloryfery były zimne, a my pod cienkimi kocykami. O wszystko trzeba było prosić. Ale w tym samym szpitalu spotkałam się też ze wspaniałymi lekarzami. Na oddziale dziecięcym czułam się jak w innym świecie. Wszyscy uprzejmi, rozumiejący, cierpliwie tłumaczący wszystko o co rodzice pytali. Nie do porównania.

Agnieszka z Brodnicy: - Ja nie wiem co to Karta Praw Pacjenta. Wiem co wiedziałam i czego doświadczyłam na porodówce w Grudziądzu. Pamiętam młodą kobietę, która rodziła w sali przy drzwiach otwartych. Naprzeciwko była dyżurka pielęgniarek i lekarzy. Pili kawę. Kobieta strasznie się męczyła. A każdy odwiedzający żonę na oddziale mógł sobie popatrzeć jak się rodzi dzieci. To było okropne. Poniżające.

Prokurator nie nauczy etyki
Żeby zrozumieć cierpienie człowieka chorego, trzeba samemu doświadczyć złego traktowania. Wielu czytelników opowiedziało nam swoje historie, z których wynika: oprócz tego, że jest się lekarzem, trzeba być też człowiekiem. Od lekarzy, jako ludzi wykonujących zawód zaufania publicznego wymaga się bowiem trzymania najwyższych standardów etycznego zachowania.

Zygmunt z Trzemeszna: - Lekarz w Polsce jest kimś takim jak szaman. To on jest ważny i za nic ma pacjentów. Zarejestrowałem się w przychodni w Gnieźnie. Na godzinę 16.00. Musiałem się więc wcześniej zwolnić z pracy. Przychodzę, a tam 8 pacjentów przede mną. Pan doktor miał przyjmować od 15.00 przyszedł o 17.00. Zacząłem się pieklić, to sami pacjenci na mnie dziwnie patrzyli, o co mi chodzi? Przecież pan doktor ma prawo się spóźnić. A ja jakbym się spóźniał, to bym żadnej pracy nie utrzymał. Tłumaczenie, że pan doktor przecież i tak wszystkich przyjmie do mnie nie trafia.

Melania z Chodzieży: - Ja nie mogę spokojnie o takich sprawach, jak spotkały pana Jacka czytać. Mojego brata potraktowano jeszcze gorzej. Był w bardzo złym stanie. Leżał w szpitalu w Wyrzysku. Chciał by go przewieźli do Chodzieży, bo tam od dawna się leczył i mieli wszystkie jego dokumenty medyczne. Przez kilka godzin prosiliśmy o dowóz. Lekarz powiedział, żeby sobie grób kopał, a nie szpital wybierał. To wszystko słyszały jego nastoletnie dzieci. Po dwóch dobach brat zmarł. Sprawa skierowaliśmy do prokuratury. Ta nie dopatrzyła się znamion przestępstwa, tylko uchybienia natury etycznej. Od kilku miesięcy sprawa ciągnie się w kolejnych izbach lekarskich. Teraz utknęła w Bydgoszczy. I co ja mam zrobić?

Janusz z Barcina: - Nie będę skarżył lekarzy, choć powinienem. Nie wygram z nimi. To wiem na pewno - zbyt hermetyczne jest to środowisko. Moja żona miała bóle żołądka. Ale do tego dołączyły się kłopoty z sercem. Trafiła na kardiologię w Szpitalu Uniwersyteckim. Tak badano ją na serce, mimo że ją brzuch przecież bolał. Tułała się potem od szpitala do szpitala. Wszędzie lekarze patrzyli tylko na wcześniejsze diagnozy i nikt jej tego brzucha porządnie nie zbadał. Wreszcie okazało się, że cierpiała z powodu niedokrwienia jelita cienkiego. Zmarła. Gdy otworzyli jej brzuch okazało się, że całe zgniło. Wdała się sepsa. Ja wcale nie twierdzę, że gdyby moją żonę operowano wcześniej, to by przeżyła. Jednak nie mogę pogodzić się z procedurami, do których lekarze są przywiązani bardziej niż do zasady wysłuchania pacjenta. Tak było w kolejnych szpitalach w Żninie, Inowrocławiu, Bydgoszczy...

Bernard z Chełmna: - Moim zdaniem lekarze już dawno zapomnieli słów przysięgi Hipokratesa i pewnie sobie jej nie przypomną. Dlatego proponuję, by zrobić zbiórkę na bilety lotnicze. Jak chcą, niech sobie wyjadą, zostaną ci, którym naprawdę zależy na czymś więcej niż żeby zarabiać więcej.

O tych dobrych dla pacjentów
Rozmawialiśmy nie tylko o tym, co złego spotkało nas od lekarzy. Wiele telefonów było od osób, które doświadczyły, co to znaczy, gdy personel medyczny rozumie pacjenta i zdaje sobie sprawę z tego, że ich zawód to powołanie. Najwięcej pochwał zebrał Szpital Wojewódzki w Bydgoszczy i powiatowy w Świeciu.

Waldemar z Rypina: - Nie wszyscy lekarze są źli i niehumanitarni. Dwa razy leżałem w szpitalu wojewódzkim w Bydgoszczy. Pogotowie zawoziło mnie na izbę przyjęć, potem szybko trafiałem na odpowiedni oddział. Czułem się jak człowiek, a nie jak pacjent.

Jan z Bydgoszczy: - Dwa lata temu trafiłem do szpitala im. Biziela w Bydgoszczy. Nie mogłem mówić, bardzo źle się czułem. Rejestratorka nie chciała mnie przyjąć, mówiła, że trzeba skierowania od lekarza pierwszego kontaktu. Nagle jeden z lekarzy, który siedział w dyżurce wstał i stwierdził: - Nie mam co robić, więc pana zbadam. Dał mi zalecenia i jakoś do rana wytrzymałem. Zbadał mnie bezinteresownie i takich nam trzeba.

Urszula z Jeżewa: - W Szpitalu w Świeciu potraktowano mnie bardzo życzliwie. Wywichnęłam sobie staw biodrowy. Mnie masywną kobietkę sanitariusze bez słowa skargi przetransportowali do szpitala. A tam było super. Lekarze uprzejmi i uważający na to, co pacjentowi mówią, pielęgniarki wspaniałe... Nie mam słów żeby im podziękować. Bardzo po ludzku się zachowywali i to niby nic, ale dla nas pacjentów bardzo wiele.

Szczepan z Pakości: - Nie mam złych wspomnień z kolejnych pobytów w Szpitalu Uniwersyteckim w Bydgoszczy. Lekarze na oddziale chirurgii zrobili mi dwie operacje, które uratowały moje życie. Jestem im bardzo wdzięczny. Mam 92 lata i niejedno widziałem, jednak to jak pielęgniarki się mną zajęły to było wspaniałe. Były jak moje córki.

Teresa z Łabiszyna: - Moje dziecko musiało być przebadane przez specjalistę. Najpierw poszłam do Szpitala Uniwersyteckiego. Dziecko zarejestrowano na “za kilka miesięcy". Gdy poszłam prosić do kierowniczki poradni powiedziała, że może się uda szybciej przyjąć, ale gwarancji nie da. Mała miała mieć szybko zrobione badania, ale się nikt tym nie przejął. Pojechałam zaraz do Szpitala Wojewódzkiego. Tam jeszcze dziecku nie zdążyłam zdjąć płaszczyka, już się pojawił lekarz, pielęgniarka zainteresowała się nami. Szybko i bez kłopotów. To znaczy, że można.

Rozmowy przez internet
Podczas dyżuru odebraliśmy bardzo dużo listów przesłanych pocztą elektroniczną. Niektórymi sprawami zajmiemy się indywidualnie.

Emilia: - Bezduszność i arogancja spotkały nas gdy trafiliśmy z cierpiącym i umierającym ojcem do szpitala. Lekarze zbywali nas, informacji udzielali w przelocie, bardzo lakonicznie. Gdy zaczęliśmy się domagać jakichś działań, to twierdzili, że to my wymyślamy mu choroby. Brak było jedności i współpracy między lekarzami, a nasza obecność ich wyraźnie drażniła. Umierał w nocy, nas wypędzono od jego łóżka. Zachowania te uważam za niegodne pozycji lekarzy i cywilizowanych ludzi. To tragiczne wydarzenie doprowadziło mnie i moich bliskich do depresji i do dziś zastanawiamy się, co jest przyczyną takich zachowań niektórych lekarzy: rutyna, znieczulica, która może być skutkiem wykonywania tego trudnego zawodu, czy po prostu bezradność do której nie potrafią się przyznać.

Czytelnik GP: - Zanim oceni się kogokolwiek, należałoby przyjrzeć się sprawie bliżej i wysłuchać argumentów obu stron, przeanalizować wszystkie zasady, przepisy i okoliczności jej dotyczące. Pacjenci, którzy utracili zdrowie tego nie potrafią, ponieważ żal, rozpacz i poczucie krzywdy zacierają trzeźwy, obiektywny osąd faktów. Chcą oni zadośćuczynienia od losu. Każdy z nas może wskazać jakieś niemiłe doświadczenie. Najprościej wyładować swoje żale na bezpośrednich wykonawców świadczeń, bo są najbliżej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska