Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przed nożem były słowa. I nienormalna norma języka, jakim posługują się politycy i hejterzy

Karina Obara
Karina Obara
W dobie rzeczywistości internetowej zamach na prezydenta stał się też przedmiotem licznych komentarzy wygłaszanych w emocjach w czasie walki o jego życie - mówi dr Marcysiak. - Nie liczyłbym na zmianę języka polityków, ponieważ nigdy nie były wyciągane żadne konsekwencje ich haniebnych wypowiedzi.
W dobie rzeczywistości internetowej zamach na prezydenta stał się też przedmiotem licznych komentarzy wygłaszanych w emocjach w czasie walki o jego życie - mówi dr Marcysiak. - Nie liczyłbym na zmianę języka polityków, ponieważ nigdy nie były wyciągane żadne konsekwencje ich haniebnych wypowiedzi. archiwum
Opinie Prezydent Paweł Adamowicz został zaatakowany w kulminacyjnym momencie WOŚP. Czy po tragicznym wydarzeniu w Gdańsku zmieni się język polityki? Jakie wnioski wyciągnąć możemy z niedzielnego wieczoru?

Tuż przed „światełkiem do nieba”, w Gdańsku 27-latek, który niedawno wyszedł z więzienia, zaatakował nożem na scenie prezydenta Pawła Adamowicza. „Halo, halo. Nazywam się Stefan W., siedziałem niewinnie w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz” - krzyczał ze sceny, zanim obezwładnili go ochroniarze - wynika z filmów, na których zarejestrowano zdarzenie.

Ta tragedia poruszyła nie tylko Polaków, którzy dość mają języka nienawiści i brutalizacji debaty publicznej. Polska znalazła się na czołówkach światowych gazet. Niestety, nie jest to powód do dumy. Może być to jednak powód do głębokiej refleksji i zmiany. Tym razem niepozorowanej. - Kto inspiruje do wzajemnej walki, koniec końców pociąga za sobą ofiary, pociąga burze - tak o tragicznym wydarzeniu z Gdańska powiedział abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański i przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.
Paweł Adamowicz był od dawna atakowany, pojawiały się o nim dziesiątki materiałów w TVP, Młodzież Wszechpolska rok temu wystawiła mu alt zgonu za to, że gotów był przyjmować uchodźców. Po brutalnym ataku na niego posłanka Krystyna Pawłowicz oskarżyła o wszystko Jerzego Owsiaka, portal wpolityce.pl też utrzymuje podobny ton. Oliwy do ognia dolały wczorajsze okładki prawicowych gazet.

- „Na początku było słowo...” Wszyscy, bez wyjątku, powinniśmy o tym pamiętać! - powiedziała politolog prof. Anna Siewierska-Chmaj po tym, jak zobaczyła okładkę „Do rzeczy”: Wojciech Cejrowski ma w lufie pistoletu flagę UE. I tygodnik „Sieci” z okładką, na której widzimy sędziów i tytuł: „Rozgrzana kasta”.

Nienawiść na sprzedaż

Prof. Ewa Marciniak, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że język polityki po tragicznym wydarzeniu w Gdańsku, zmieni się na język współczucia, refleksji, zadumy, taki, jaki na co dzień mógłby i powinien charakteryzować polityków, ale będzie to trwało krótko. Niewykluczone, że stanie się podobnie, jak po śmierci Jana Pawła II.

- Po tygodniu wszystko wróci do normy, tyle tylko, że polska norma jest nienormalna - ocenia prof. Marciniak.
Profesor w swojej ocenie nie jest odosobniona. Wielu komentatorów wysuwa postulat, aby w przyszłym roku podczas WOŚP zbierać pieniądze na pomoc szpitalom psychiatrycznym. Stan zdrowia psychicznego rodaków, biorąc pod uwagę dominujący w debacie publicznej język nienawiści i hejtu, nie napawa optymizmem. Jeśli do tego dodać, że sami psychiatrzy ubolewają, że nie są w stanie przyjąć wszystkich potrzebujących pomocy, widać, że problem jest coraz większy.

- Język polityki zmienił się tylko na chwilę, gdy wszyscy doznali wstrząsu, może z małymi wyjątkami, jak posłanka Krystyna Pawłowicz, która obwinia Owsiaka za to, co się stało i za dzielenie społeczeństwa - mówi prof. Marciniak. - Polska „norma” języka polityków obfituje bardzo silnie w negatywnie zabarwione emocje: kpiny, szyderstwa, inwektywy, które nie mają nic wspólnego z debatą publiczną. Politycy muszą się różnić, bo tak wygrywają lub przegrywają wybory. Muszą być w sporze politycznym, ale od sporu politycznego do wrogości jest daleka droga. Nasi politycy nie potrafią się spierać. Do tego trzeba używać argumentów intelektualnych, merytorycznych. Łatwiej więc wzbudzać negatywne emocje niż operować wiedzą. Tak rodzi się wrogość.
Zdaniem prof. Marciniak społeczeństwo przyzwyczaiło się do ostrego języka polityków i za dużo politykom wybacza.

- Podlegamy zjawisku odwrażliwienia - dodaje prof. Marciniak. - Zbyt duża częstotliwość oglądania i słuchania wrogich wypowiedzi powoduje, że przestajemy na nie reagować jak na coś nienormalnego. Najlepiej byłoby nie zapraszać do programów TV polityków, którzy skaczą sobie do oczu, ale media w tym gustują, bo to napędza oglądalność. Zastanówmy się wszyscy, gdzie my jesteśmy i co robimy, bo czegoś gorszego, niż się stało, nie można sobie już wyobrazić.

Dr Hubert Stys z WSB w Toruniu, ekspert ds. bezpieczeństwa, uważa, że język nienawiści, którego natężenie obserwujemy w sferze publicznej od co najmniej 10 lat, niestety, ale musiał zebrać, prędzej czy później, okrutne żniwo.
- Brutalizacja języka, pobicia na tle rasowym, generują impulsy dla osób zagubionych, które w tak gęstej atmosferze nie radzą sobie ze swoimi emocjami - mówi dr Stys. - Nie mamy się co łudzić, politycy posługujący się językiem okrutnym, robią to świadomie. Niektóre środowiska doszły do przekonania, że sięgnięcie po władzę uda się jedynie przy stosowaniu brutalnych zagrywek, ostrych i efekciarskich ataków słownych. Wątpliwe, by z takiego języka szybko zrezygnowano. Może na krótką chwilę do szafy będą schowane partyjne buldogi, ale już wkrótce dwie kampanie wyborcze. I incydent z Gdańska będzie rozgrywany na wszelkie możliwe sposoby, a przeciwnicy oskarżani o monstrualne zbrodnie.

Zdaniem dr. Stysa na pewno wraz z atakiem na prezydenta Adamowicza skończyła się pewna epoka – od 30 lat nie doświadczaliśmy ataków fizycznych na czołowych dygnitarzy, a ci spokojnie potrafili się przechadzać w tłumie bez ochrony.
- Żyliśmy w kokonie, który teraz pękł - dodaje dr Stys. - Armia ochroniarzy wokół polityków, która zapewne stanie się jednym z elementów reakcji na zdarzenie, będzie burzyła poczucie komfortu i bezpieczeństwa. I nie ułatwi funkcjonowania naszego życia publicznego.

Dramat nas wszystkich

Dr Tomasz Marcysiak, socjolog z WSB w Bydgoszczy jest przekonany, że osobisty dramat prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, to dramat wszystkich Polaków.

- W dobie rzeczywistości internetowej zamach na prezydenta stał się też przedmiotem licznych komentarzy wygłaszanych w emocjach w czasie walki o jego życie - mówi dr Marcysiak. - Nie liczyłbym na zmianę języka polityków, ponieważ nigdy nie były wyciągane żadne konsekwencje ich haniebnych wypowiedzi. Walka z tym zjawiskiem jest o tyle trudna, że wielu polityków czuje wsparcie wyborców, często posługując się językiem, który jeszcze bardziej rozwścieczy opozycję i wzmocni w chamstwie swój elektorat. Nie ma czasu na refleksję, na chwilę zadumy nad tym, co się stało, a już najmniej nad człowiekiem, który dokonał tej zbrodni, niemal natychmiast przypisując mu oczywiste intencje zbrodni politycznej. Z jednej więc strony słyszymy, że to wina policji, która całą swoją energię wyczerpała na ochronie miesięcznic smoleńskich, z drugiej, że twórca idei WOŚP jest temu winien, bo to on wzbudza negatywne i złe emocje. Jedyne co przychodzi mi w tej chwili do głowy to słowa Witkacego, który pisząc o rezygnacji z logiki i upadku sensu w wypowiadanych słowach zwraca uwagę na liczne w tym sprzeczności. Sens, pisze Witkacy, jest bezsilny, więc ludzie zamiast mówić – bredzą, jak „plotkujące baby i umysłowe leniuchy”.

Po ataku na prezydenta w całej Polsce wyruszyły na ulice milczące wiece przeciwko przemocy. Ale na ile „sprawa prezydenta” jest w stanie zmienić język, jakim posługują się politycy i my wszyscy?

Dr Michał Wróblewski, socjolog i filozof z UMK uważa, że w dłuższej perspektywie trudno wyobrazić sobie, że cokolwiek w dyskursie publicznym zmieni się na lepsze.

- Niestety, najgorsze przed nami - mówi. - Nauczeni przykładem debat po wypadku w Smoleńsku, nie powinniśmy oczekiwać od polityków zbyt wiele. A musimy pamiętać, że czekają nas dwie kampanie wyborcze, które i bez tragedii w Gdańsku toczone byłyby w kontekście silnego sporu politycznego.

Jakie wnioski wyciągnąć możemy z niedzielnego wieczoru?
- Przede wszystkim trzeba ustalić okoliczności tego wydarzenia. W jaki sposób uzbrojony mężczyzna zdołał wejść na scenę i ugodzić nożem prezydenta jednego z największych polskich miast? Chciałbym, żeby oprócz języka i temperatury debaty politycznej kwestią zasadniczą w dyskusji , jaka się teraz toczy były normy i zasady bezpieczeństwa - dodaje dr Wróblewski. - Obrzucanie się inwektywami w internecie czy traktowanie adwersarza politycznego jak śmiertelnego wroga to nic pozytywnego i być może stanowi ważny kontekst tragedii, jaka wydarzyła się w Gdańsku. Ale nie powinniśmy zapominać, że żyjemy w kraju, w którym procedury bezpieczeństwa, delikatnie rzecz ujmując, nie zawsze są najważniejsze. Zamach na prezydenta Adamowicza w brutalny sposób nam o tym kolejny raz przypomniał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Przed nożem były słowa. I nienormalna norma języka, jakim posługują się politycy i hejterzy - Gazeta Pomorska

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska