Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie mają już siły walczyć o godne życie

Iwona ROJEK [email protected]
Henryk Czernecki: - Chciałbym jeszcze kilka lat pożyć w lepszym zdrowiu, marzę o tym, żeby moi bliscy nie cierpieli biedy, bo ja nie mogę już im niczego zapewnić. To są moje świąteczne życzenia.
Henryk Czernecki: - Chciałbym jeszcze kilka lat pożyć w lepszym zdrowiu, marzę o tym, żeby moi bliscy nie cierpieli biedy, bo ja nie mogę już im niczego zapewnić. To są moje świąteczne życzenia. Fot. Łukasz Zarzycki
Regina i Henryk Czerneccy z Huty Podłysica koło Bielin obawiają się, że najbliższe święta nie będą dla nich wesołe. W domu zagościły choroba i bieda, małżonkowie rozpaczają, że nie mają już siły walczyć o godne życie, są załamani.

Możemy pomóc

Wszyscy, którzy mogliby pomóc rodzinie są proszeni o wpłacanie nawet drobnych kwot na konto Regina Czernecka, Huta Podłysica 30, Bank Spółdzielczy Daleszyce Górne, oddział w Bielinach, 95 8485 0009 3010 0263 2000 0001, lub o kontakt telefoniczny pod numerem 41-312-71-22.

- Mąż, który zachorował na nowotwór krtani bierze leki ratujące życie, ja leki ratujące psychikę, która mi całkiem wysiadła - opowiada 53-letnia kobieta. - W tej całej masie nieszczęść już nie wiem kim mam się opiekować, czy mężem, czy dziećmi, czy pomyśleć choć trochę o sobie, bo mnie też wysiadło całkiem zdrowie przy tylu utrapieniach. Mam guzki na tarczycy i silną nerwicę żołądka, serca, lękową, zaczynam bać się życia, które stało się dla nas tak bardzo ciężkie. Z trudem udaje mi się przeżyć dzień od rana do wieczora, żeby nie płakać, łzy same cisną się do oczu. Ale nie mogę się tak rozklejać, wiem, że muszę udawać choć trochę silniejszą osobę, przed dwunastoletnim synem Karolem, który też ma wszystkiego dosyć. Patrzy na nas jak na nieszczęśników, a jemu też nie jest lekko. Pół roku temu złamał nogę, najpierw raz, potem drugi raz w tym samym miejscu, od września nie wstaje, nauczycielki przychodzą uczyć go do domu. Groziła mu martwica, potem kalectwo, nie wiem kiedy stanie na własnych nogach, a ja muszę opiekować się jeszcze ciężko chorym mężem.

BIEDA W KAŻDYM KĄCIE

Obydwoje małżonkowie najwięcej czasu spędzają w skromnej, zimnej kuchni. Pani Regina nastawiła wodę na zalewajkę, mówi, że zaraz obierze ziemniaki i to będzie cały obiad. Siedzą z mężem na chwiejących się krzesłach. 58-letni pan Henryk odsuwa obrus i pokazuje rozpadający się stół. Wstaje i daje mi znak ręką, żebym za nim poszła. - Tu naprzeciwko kuchni miała być łazienka, ale niestety nie ma jej za co zrobić - mówi kobieta. - Na marzeniach się skończyło. Dom nie wykończony, ze starych okien wieje, pieniędzy brakuje nawet na jedzenie.

- Nawet nie myślimy o świętach, choince, prezentach, potrawach świątecznych - mówi ze smutkiem pani Regina. - Teraz jesteśmy cali skupieni na tym, żeby przeżyć każdy kolejny dzień. Żeby przetrwać ciężką zimę. W życiu bym nie przypuszczała, że spotka nas taki los.

Kobieta opowiada, że wychowali sześcioro dzieci, trójka już się wyprowadziła z domu i też zmagają się z codziennością, nie mogą im pomóc. Oni całe życie ciężko pracowali w gospodarstwie. Nigdy się nie oszczędzali, żeby wyżywić dzieci, kupić im ubrania, książki do szkoły trzeba było wręcz harować od świtu do zmierzchu. Myśleli, że uda im się odpocząć w starszych latach, wierzyli, że nadejdzie lepszy ustrój, będzie im lżej, dzieci będą miały pracę. A tu życie stało się coraz trudniejsze, ciężko znaleźć zatrudnienie, dodatkowo przyszły choroby.

- U męża wszystko zaczęło się od chrypki, potem zaczął się dusić, nie mógł oddychać - wspomina. - Lekarz rodzinny skierował go najpierw do laryngologa, a potem na onkologię. Diagnoza była porażająca - nowotwór krtani. Jest po operacji, ale rak dał przerzuty do węzłów chłonnych. Guz z prawej strony zajął połowę szyi. Czekają go naświetlania, coraz trudniej jest mu walczyć o życie. Najgorzej załamał się, gdy stracił głos. - Bardzo cierpi z tego powodu, że nie może nam nic powiedzieć, że stał się bezużyteczny - mówi pani Regina. - Co chwilę bierze zeszyt i pisze coś na kartce, ale to dla niego bardzo trudne.

Na potwierdzenie swojej tragedii pan Henryk wybucha płaczem. Synowie dopowiadają, że tata ma straszne bóle, nie pozwalają mu spać, bardzo cierpi. Po chwili do tej rozpaczy swojego małżonka dołącza żona. Też nie może powstrzymać się od płaczu. - Ja też powinnam iść na operację ginekologiczną, ale nie mam jak, bo nie mogę zostawić domu, jestem na końcu jak ten kulawy pies - wpada w rozżalenie.

- Mężowi trzeba robić co trochę opatrunki, ostatnio jak nie miałam z czego to pocięliśmy prześcieradło. Potrawy też może jeść tylko płynne, innych nie przełknie. Opieka nad wszystkimi zajmuje mi wiele godzin, lekarka radzi, żebym dobrze odżywiała Karolka, żeby noga się skleiła, a skąd mam brać na dobre jedzenie. Mam już w sobie takie lęki, że jak tylko oddalę się nawet niedaleko od rodziny, to zaraz wydaje mi się, że stanie się z nimi coś strasznego. Tak mi się zrobiło po tych wszystkich przeżyciach. Syn Grzesiek w czasie rżnięcia sieczki stracił palce u jednej ręki, pozostałe ma przykurczone, ale pomaga nam ile się da. Jak ja wychodzę z domu, to on musi być przy ojcu i bracie.

MARZĄ O ZDROWIU

Czerneccy narzekają, że na chwilę obecną brak im jakichkolwiek powodów do radości. Na życie w sumie mają miesięcznie 700 złotych na pięć osób. Trzech synów mieszka z nimi. - Mąż razem z rentą i zasiłkiem pielęgnacyjnym dostaje 314 złotych, a ja mam 160 złotych renty na kwartał plus rodzinne - wylicza. Tyle co może pomaga im Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Bielinach, ostatnio wsparli ich też wolontariusze z akcji "Szlachetna paczka", ale to nie rozwiązało poważnych, codziennych problemów.

Muszą zapłacić 1000 złotych za przyłącze, bo inaczej odetną im wodę - nie mają z czego. Regina Czernecka mówi, że dom budują już 26 lat i nie udało im się skończyć, bo zawsze były inne, ważniejsze potrzeby, a to musieli rozbudować, stodołę, oborę, szopę, utrzymać dzieci i na dom nie starczało już funduszy.

Dopytuję rodzinę czego im najbardziej potrzeba. - Nie mamy za co kupować leków, opału, jest trochę długów, bo musieliśmy brać jedzenie i węgiel na zeszyt - dusi z siebie pani Regina. - Łazienki też chyba nigdy już nie urządzimy, bo nie ma na to pieniędzy. Najmłodszy Karolek marzy o komputerze, choćby używanym. - Wszyscy koledzy już je mają, a ja po całych dniach siedzę w domu, bardzo martwię się zdrowiem taty i mamą, może choć trochę przy komputerze oderwałbym się od tego smutnego życia - ma taką nadzieję. - Chciałbym mieć też lepszą wersalkę, bo ta jest już stara.

Pytam też kilka razy pana Henryka co jemu sprawiłoby radość. Długo myśli i w końcu pisze w zeszycie: dyktafon. Tę niecodzienną prośbę tłumaczy żona. - Mąż bardzo lubi słuchać muzyki ludowej w radiu, kiedyś śpiewał i tańczył w zespole, pewnie chciałby ją sobie nagrywać i słuchać potem w łóżku - zastanawia się. - A ja marzę tylko o zdrowiu, bo jak ono jest, to jest wszystko - mówi o swoich pragnieniach. Takie jest moje największe marzenie, żebyśmy mogli jeszcze ze sobą pobyć trochę na tym świecie, bo nie ma przecież nic ważniejszego od miłości do bliskich, zdrowia i życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie