Z poważnego problemu zaczyna się robić kabaret. Jeśli dalej zapętlimy się w tych wszystkich nazwiskach, oznaczeniach i symbolach, to opublikowanie listy Wildsteina może skutkować jednym z dwóch zdarzeń: albo wszyscy się pozabijamy, albo mrugniemy do siebie okiem i zaczniemy się śmiać.
Osobiście wolałbym to drugie rozwiązanie, bo temat faktycznie wymyka się spod kontroli. Zamiast rzetelnej dyskusji i usprawnienia dostępu do teczek, mamy internetowe sprawdzanie nazwisk i snucie niczym nieuzasadnionych oskarżeń wobec osób, których nazwiska są na liście. Ba! Zdarza się, że najsłynniejszy w tej chwili wykaz staje się elementem rozgrywek politycznych (szkalowanie wójta wywieszaniem plakatów z informacją, że jego nazwisko jest na liście!) lub załatwiania porachunków sąsiedzkich (anonim z pogróżkami, że jeśli pan X się nie odczepi, to uprzejmy sąsiad roześle listę Wildsteina do mieszkańców całej wsi).
Oczywiście problem jakoś trzeba rozwiązać, bo lista już jest. Pytanie tylko co robić? Wiem jedno - na pewno nic więcej już nie ujawniać - przynajmniej w internecie. Wówczas dopiero by się działo...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?