Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina zmarłego 48-latka z Widzewa twierdzi, że w trumnie połamano mu nogi! Miał 196 cm wzrostu, wyglądał jakby nie miał szyi

LB
Żona, matka i córki zmarłego 48-letniego mieszkańca Widzewa twierdzą, że ich bliski leżąc w trumnie nie miał szyi. Jego nogi zaś były nienaturalnie wygięte - tak jakby ktoś je złamał. Mężczyzna miał 190 cm wzrostu, ważył ok. 130 kg. Natomiast trumna w której był umieszczony miała 196 cm długości (od wewnątrz). Dziś przed sądem zeznawali właściciele firmy pogrzebowej.

Chcą aby psycholog raz jeszcze wypowiedział się na temat, jaki wpływ na przeżywanie żałoby przez kobiety bliskie zmarłemu mógł miec fakt nienaturalnego ułożenia ciała w trumnie.

Psycholog, który rozmawiał z żoną, matką i córkami zmarłego w swojej opinii napisała, że okoliczności nienaturalnego ułożenia w trumnie ich bliskiego spotęgowały u kobiet żałobę. Ale zdaniem właścicieli firmy pogrzebowej taka opinia jest zbyt ogólna. Chcą aby biegła ją uściśliła.

Zeznający w sądzie jeden ze współwłaścicieli firmy twierdził, że pracownicy przygotowujący do pochówku ciało zmarłego nie zgłaszali mu aby zmarły potrzebował większej trumny, bo nie zmieści się w standardową. Jak twierdził, nigdy w swojej kilkunastoletniej pracy w branży pogrzebowej, nie musiał zamawiać do kremacji trumny większej niż standardowa, nawet jeśli organizował pochówek zmarłych ważących ok. 150 kg. Taka trumna, mierzona w środku, ma 196 cm długości.
- To niemożliwe aby zmarłemu połamano kości nóg lub kręgosłupa szyjnego. Takich rzeczy się nie robi - mówił przed sądem.
Z jego zeznań wynika, że ułożenie poduszki pod głową zmarłego mogło spowodować, że w trumnie wyglądał jakby nie miał szyi.
Poduszka jest standardowym wyposażeniem trumny, a jest w niej po to, aby zmarły nie miał w trumnie głowy odchylonej do tyłu i aby miał zamknięte usta.

Z jego zeznań wynikało również, że jeśli zmarły byłby na siłę wciśnięty w trumnę do kremacji, to tej nie udałoby się umieścić w trumnie drewnianej, w której umieszcza się trumnę kremacyjną na czas pożegnania zmarłego z rodziną.
Zeznający w sądzie drugi ze współwłaścicieli firmy zeznał, że o roszczeniach rodziny zmarłego dowiedział się dopiero półtora roku po pogrzebie gdy otrzymał pismo przedprocesowe.

Przypomnijmy

Tak wstrząsającej sprawy w łódzkim sądzie nigdy wcześniej nie było. Wdowa, dwie dorosłe córki i matka zmarłego 48-letniego mieszkańca Widzewa pozwały o zadośćuczynienie firmę pogrzebową. Są przekonane, że ciało ich bliskiego w trumnie nie wyglądało naturalnie – zmarły wyglądał tak jakby nie miał szyi, a nogi od kostek po palce stóp miał nienaturalnie wygięte do środka. Ich zdaniem kości zostały połamane aby potężnego mężczyznę (mierzącego 190 cm i ważącego ponad 130 kg ) zmieścić w zbyt małej dla niego trumnie do kremacji. Zdaniem żony łodzianina w ten sposób odebrano panu Andrzejowi poczucie godności, a jego bliskim zgotowano dodatkową traumę.

Śmierć przyszła z zaskoczenia

Pan Andrzej zmarł nagle we własnym domu. Organizację pogrzebu rodzinie powierzyła firmie z której usług korzystała trzy lata wcześniej, gdy żegnano teściową zmarłego. Zgodnie z ostatnią wolą mężczyzny jego ciało miało być poddane kremacji, a urna z prochami złożona do grobu rodzinnego na cmentarzu komunalnym na Zarzewie. Na ostatnie pożegnanie, które tradycyjnie odbywa się przed spopieleniem ciała, przyszło ponad 20 osób z najbliższej rodziny. Poza żoną, córkami, siostrą i matką, były też ciotki i szwagrowie łodzianina.

– Gdy spojrzałam na męża leżącego w trumnie uderzyło mnie, że jest w nią nienaturalnie wciśnięty: nie ma szyi, a jego broda opiera się na klatce piersiowej na wysokości mostka – opowiada wdowa. - W pierwszym odruchu poluzowałam mu krawat, a następnie chcąc rozpiąć koszulę chyba oderwałam guziki pod szyją. Dopiero po chwili zobaczyłam, że z jego nogami na wysokości kostek też stało się coś złego – wyglądały tak, jakby ktoś powyginał je do środka. Widać było, że mąż zwyczajnie się w tej trumnie nie mieści – jego nienaturalnie ułożona głowa i stopy opierały się o jej krawędzie. Byli zaszokowani, ale nikomu nie przyszło do głowy aby zrobić mężowi zdjęcie w trumnie.
Po zakończonym pożegnaniu ciało pana Andrzeja trafiło do kremacji. Następnego dnia urnę złożono do grobu.
– Zastrzeżenia co do ułożenia ciała w trumnie po raz pierwszy przekazałam pracownicy firmy pogrzebowej, która skontaktowała się ze mną kilka dni po pogrzebie w sprawie faktur – dodaje kobieta. – Powiedziała, że jeśli tak było, to jest jej bardzo przykro i mnie przeprasz.

Dopiero półtora roku po pogrzebie, po zakończeniu żałoby, wdowa postanowiła wrócić do sprawy niegodnego jej zdaniem pochówku. Wtedy też jej radca prawny skierował pismo z uwagami dotyczącymi pogrzebu do firmy odpowiedzialnej za pochówek. Nie uzyskał odpowiedzi. Po rodzinnej nardzie najbliższa rodzina zdecydowała się skierować sprawę do sądu.
„Obdarty z godności”

– To co zrobiono z jego ciałem tkwi głęboko we mnie, w córkach też. I ciągle wraca. Mąż był bardzo dumnym człowiekiem, a do trumny został przygotowany jak rzecz, a nie jak człowiek. Mam poczucie, że w ostatnim momencie na ziemi obdarto go z godności – opowiada dalej wdowa. – Postawiłam sobie za punkt honoru doprowadzić tę sprawę do końca. Może wtedy to co się stało przestanie do mnie wracać. Cały czas analizuję rozprawę w sądzie. Przypominam sobie, jak adwokat w moim imieniu pyta przedstawiciela firmy pogrzebowej o to, jak wygląda przygotowanie ciała do pochówku. Dowiedzieliśmy się, że jest myte i ubierane w dniu kremacji. Ale co się dzieje gdy coś jest nie tak, na przykład zmarły jest zbyt potężny aby zmieścić się do standardowej trumny? Na to pytanie nikt nam nie potrafił odpowiedzieć. W sądzie wszyscy pracownicy firmy pogrzebowej odpowiadali jak wyuczeni, że trumny mają 196 cm długości. Żaden nie potrafił powiedzieć, ile mają szerokości – wspomina kobieta.
Zdaniem mecenas Marii Wentlandt-Walkiewicz, której kancelaria reprezentuje rodzinę zmarłego, sprawa jest oczywista.
– Jeśli sposób przebiegu pogrzebu, a więc nieodpowiednie ułożenie ciała w trumnie mogło rodzić ból, traumę i potęgować żałobę bliskich zmarłego, to jest to naruszenie dóbr osobistych – mówi adwokat o podstawie prawnej pozwu .
Monitoring już nie pomoże

Przedstawiciel firmy pogrzebowej, którego w styczniu zapytaliśmy o opinię, zaprzecza aby ciało zmarłego łodzianina było ułożone w trumnie tak, jak opowiada o tym rodzina. Jest oburzony faktem, że żona, córki i matka zmarłego domagają się po 15 tys. zł zadośćuczynienia.

- Jeśli zdaniem rodziny coś było nie tak, to mogli to zgłosić pracownikom firmy podczas kremacji, a my byśmy to poprawili – mówi. – Tymczasem pierwsze pismo od rodziny zmarłego wpłynęło do nas dopiero półtora roku po pogrzebie.
W salach w których odbywają się pożegnania – jak twierdzi przedsiębiorca – jest monitoring. Nagrania są niszczone po upływie miesiąca od kremacji. To, na którym można było obejrzeć ostatnie pożegnanie łodzianina, już dawno nie istnieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Rodzina zmarłego 48-latka z Widzewa twierdzi, że w trumnie połamano mu nogi! Miał 196 cm wzrostu, wyglądał jakby nie miał szyi - Express Ilustrowany

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska