Sąd na pijanych?

Prezes mogileńskiego sądu rejonowego Mirosław Oliwa przyznaje, że zanim sądy 24-godzinne ruszyły sędziowie wiedzieli, jakich spraw będzie najwięcej.

Sąd dla nietrzeźwych

Przez miesiąc funkcjonowania przyspieszonego trybu w Mogilnie odbyło się jedenaście rozpraw. Aż dziewięć to przypadki jazdy po pijaku (rowerami i samochodami). Sąd rozpatrywał dwa przypadki jazdy mimo orzeczonego zakazu. Jedna osoba nie dość, że prowadziła nietrzeźwa to jeszcze okazało się, że ma sądowy zakaz jazdy. Sądy 24-godzinne miały być, teoretycznie, biczem na chuliganów. Nie tylko w Mogilnie okazało się, że stają przed nim najczęściej rowerzyści , którzy wybierają się w trasę po kieliszku. W mogileńskim sądzie odbyła się tylko jedna rozprawa o naruszenie nietykalności cielesnej.

Odkąd istnieją "szybkie" rozprawy - sędziowie muszą pełnić dyżury. Jednak jak podkreśla prezes Mirosław Oliwa nie dezorganizuje to pracy sądu.

- To kwestia organizacji pracy. W dni powszednie wyznaczeni sędziowie mają dyżury od godziny 8.00 do 16.00, w soboty, niedziele, święta są to dyżury "pod telefonem" - mówi sędzia Oliwa.

W efekcie dyżury nie utrudniają normalnej pracy sądów.

Szybko i kosztownie

Ale szybkie rozpatrywanie spraw kosztuje. Wiele pieniędzy i pracy. Dziś trudno mówić o skutkach finansowych, ale w skali roku może się nazbierać w jednym sądzie nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych - kosztują obrońcy skazanych, sędziom trzeba zapłacić za dyżury.

- Trzeba pamiętać także o tym, że zanim oskarżony stanie przed sądem całe postępowanie musi przeprowadzić policja i prokuratura - mówi Mirosław Oliwa. - I jeszcze trzeba pamiętać, że osoby, które są wezwane na przykład jako świadkowie w tych sprawach muszą się zgłaszać, bo od tego zależy skuteczność sądów 24-godzinnych.