Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sensacje sprzed lat. Mieszkaniec Inowrocławia został uznany za zmarłego. A on rozpoczął nowe życie w Ameryce!

Piotr Strachanowski
Alfons Wiącek z żoną Barbarą, synem Wojciechem i teściową Walerią Wojkowską na fot. z ok. 1942 roku
Alfons Wiącek z żoną Barbarą, synem Wojciechem i teściową Walerią Wojkowską na fot. z ok. 1942 roku Archiwum GP
Przypominamy niezwykłą historię, opisaną w "Gazecie Pomorskiej" w grudniu 2012 r. Mieszkaniec Inowrocławia przeżył wojnę w obozie, a potem słuch po nim zaginął. Bliscy go opłakali, uznając za zmarłego. Tymczasem niedawno okazało się, że... mieszkał w USA, gdzie założył nową rodzinę!

Czy losy zacnej rodziny kupieckiej mogły potoczyć się inaczej, gdyby Niemcy nie wyrazili zgody na zamianę przepustek dwóm przymusowym robotnikom jadącym do domu na Boże Narodzenie 1944 r.? Na to pytanie dziś już nikt nie odpowie…

25 sierpnia 1902 r. 25-letni Bolesław Wojkowski, poznaniak z Jeżyc, otworzył w Inowrocławiu przy Fryderykowskiej 38 (teraz "Królówka" nr 12) magazyn bławatów i garderoby męskiej.

Był to czwarty polski interes tej branży w mieście, wtedy zdominowanej przez Niemców i Żydów. Pracowitość i dewiza: "wielki obrót - mały zysk" zapewniły Wojkowskiemu klientelę. Mnożył majątek, inwestował w kupiectwo także w Poznaniu. Potem Wojkowscy w willi "Łowiczanka" przy al. Sienkiewicza mieli też pensjonat z restauracyjką dla kuracjuszy. Senior rodu nie ograniczał się do spraw zawodowych.

Od czasów zaborowych działał w organizacjach narodowych, przewodził "Sokołowi", wraz z żoną Walerią byli honorowymi rodzicami fundowanego sztandaru dla 59 pułku piechoty. Mocno udzielał się w życiu politycznym, stawiając na ruch endecki (w swym domu podejmował generała Hallera).

Bolesław zmarł przedwcześnie w 1933 r., miał wtedy 56 lat. Interes kupiecki wraz z jego odejściem nie upadł, teraz główną rolę przejął syn Bogdan. Inny z synów - Leszek inwestował w kupiectwo w Gdyni. Wojkowscy mieli w sumie sześcioro dzieci, jedna z córek - Barbara - w 1935 r. wyszła za mąż za Alfonsa Wiącka, pochodzącego z Krasnegostawu magistra ekonomii, absolwenta Wyższej Szkoły Handlowej w Poznaniu, który pracował na ważnym stanowisku w Urzędzie Skarbowym. W 1937 r. urodził się im syn Wojciech, zaś w sierpniu 1939 r. Alfons Wiącek otrzymał dokument, że z 1 września będzie awansowany na naczelnika "skarbówki" w Kartuzach.

Wojna przekreśliła te plany, jak i wszystkie inne rodzinne zamierzenia. Utracili majątek, jednak Waleria wraz z córką i wnukiem uchronili się przed wysiedleniem i do końca wojny mieszkali kątem w Inowrocławiu. Bogdan i Leszek siedzieli w oflagu (byli oficerami rezerwy, ten pierwszy bronił z 59 pp Warszawy, drugi walczył na Oksywiu). Alfons do 1943 r. był zatrudniony jako pomocnik w dawnym sklepie swego teścia, teraz już będącym "własnością" treuhändera. Potem wysłano go na roboty do Rzeszy, do obozu pracy pod Oranienburgiem. Nie miał najgorzej, raz i drugi Niemcy puścili go na krótki urlop.

- Ostatni raz tata przyjechał na Boże Narodzenie roku 1944 i był z nami do 3 stycznia -
wspominał syn Wojciech Wiącek. - Wymienił się wtedy z kolegą, kawalerem, który dostał przepustkę na jazdę do domu już w styczniu 1945 r. i szczęśliwie doczekał tu ofensywy rosyjskiej. Cóż mogę dziś powiedzieć: szkoda, że Niemcy pozwolili wtedy tacie zamienić termin urlopu, może gdyby przyjechał później życie potoczyłyby się inaczej…

Dobiegła końca wojna, do Inowrocławia wracali uwolnieni z obozów. Rodzinę ogarniał niepokój, bo w kolejnych grupach nie było Alfonsa. - Czekaliśmy z nadzieją, ale żadnych wieści nie było - mówi Wojciech Wiącek.

- Mama próbowała szukać tatę przez PCK, ale bez skutku. Opłakiwaliśmy go, tłumacząc sobie, że zginął gdzieś w drodze i nawet nie ma grobu. Mama już z nikim się potem nie związała, zmarła w 1977 r., ja żyłem z przeświadczeniem krzywdy, że zabito mi ojca. I tak lata mijały. W 2011 r. podjąłem jeszcze jedną próbę w PCK. Po kilku miesiącach otrzymałem pierwszą odpowiedź, a w 2012 r. przyszły kolejne pisma i w każdym z nich było coraz więcej informacji. W międzyczasie mój syn, mając wskazówki z PCK, szukał też w internecie. I teraz wiem już dużo. Ale czy ta wiedza dziś, kiedy mam 75 lat, była mi potrzebna? Może lepiej było pozostawić nasze losy takimi jakie się nam wydawały? Nie wiem i już się nie dowiem, co się stało, jakie były motywy? Żal we mnie narasta i smutek, ale nic poza tym. A już uchowaj Boże, bym miał osądzać i jakieś wyroki wydawać. Od tego są już inne trybunały, to jest sprawa między Panem Bogiem a ojcem… -mówił Wojciech Wiącek.

Z zebranych dotąd informacji wynika, że Alfons Wiącek od końca wojny do 1 sierpnia 1946 r. przebywał w Stuttgarcie w obozie "dipisów" (od ang. displaced person; obozy przejściowe dla uwolnionych z niewoli, którzy nie wracali od razu do swych ojczyzn). 22 sierpnia tego roku wypłynął statkiem "Marine Perch" rejsem z Bremy do Nowego Jorku. Zamieszkał w Brooklynie, potem na Manhattanie, w Yonkers i Madison, nazywał się Alphonse "Al" Wiacek i w dokumentach zmienił datę urodzenia z 1907 na 1914 r.

Ożenił się z Amerykanką Alexandrine Johnston, mieli synów Roberta i Charlesa i kilku wnuków. Pracował w dziale sprzedaży Stern Brothers, potem w dziale reklamy gazety "Herald Statesman". Należał do Kościoła Metodystów, udzielał się w ruchu masońskim.

Zmarł 4 października 2004 r., jego żona Alexandrine - 27 grudnia 2011 r. Pochowani są na Somerset Hills Memorial Park w Madison.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska