Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siekierezada

Dariusz Nawrocki
Nad Jeziorem Pniewskim wycięto bez zgody wójta Gąsawy 443 drzewa. Sprawcy grozi kilka milionów złotych kary. Najpierw jednak policja musi ustalić, kto nim jest.

     Właścicielem terenu nad jeziorem jest Agencja Nieruchomości Rolnych. Dzierżawi go Jacek Sobolewski . 22 marca ubiegłego roku Agencja zwróciła się do Jacka Sobolewskiego z wnioskiem o uporządkowanie terenu wokół jeziora. Chodziło o usunięcie gałęzi i wiatrołomów utrudniających powszechne korzystanie z wód. Najbardziej zainteresowani tym mieli być wędkarze.
     Dla dobra wędkarzy
     
10 lutego bieżącego roku Jacek Sobolewski złożył do gminy wniosek o zgodę na wycinkę krzewów. Powód? "Zły dostęp wędkarzy do połowu ryb" - czytamy we wniosku. Tego samego dnia urzędnik gminy Gąsawa, leśnik, dokonał oględzin tego terenu. Na podstawie jego opinii wójt Zdzisław Kuczma wydał decyzję, w której udzielił zgody na wycinkę suchych, chorych i obumarłych krzewów.
     Tymczasem, jak wykazała powołana przez wójta Gąsawy komisja składająca się z przedstawiciela starostwa, urzędu gminy oraz nadleśnictwa, z terenu wycięto 443 drzewa. Sprawą, podobnie jak wycinką drzew nad Jeziorem Godawskim, prowadzi gąsawska policja.
     - Rozmawiałem z Jackiem Sobolewskim. Zaprzecza, by wyciął jakiekolwiek drzewa - _mówi wójt. W rozmowie z nami Jacek Sobolewski potwierdził, iż o wycince drzew na tym terenie nic nie wie.
     Komisja stwierdziła, iż najmniejsze z drzew, które zniknęły z pniewskiego krajobrazu mają 7 centymetrów szerokości, a największe - 35 centymetrów. Są to olchy, buki i brzozy.
     Ukarać sprawcę
     
Wójt ukarze sprawcę, jeśli ustali go policja. Kara za centymetr ściętego drzewa wynosi od 270 złotych (za ścięcie małych drzew) do 3500 złotych (za ścięcie dużych drzew). Sprawca, jeśli zostanie ustalony, może zapłacić więc nawet kilka milionów złotych kary.
     Sprawie od początku bacznie przygląda się Stowarzyszenie Ekologiczne w Barcinie. Na miejscu reprezentuje je Zbigniew Korniluk . Wspólnie ze swoim synem "zwiedzał" z aparatem ten teren. Mają bogate zbiory fotograficzne dokumentujące łamanie prawa na terenie wokół Jeziora Pniewskiego. Na zdjęciach widać fragmenty palonych opon, pozostałości po ogniskach palonych w lesie.
     Zbigniew Korniluk i jego syn Jakub nie mają wątpliwości, że to co się działo w okolicach Pniew, przyczyniło się do tego, że w gnieździe na jednym z drzew usytuowanym między Łysininem a Pniewami, nie pojawia się już orzeł bielik. Przez lata czuł się tam dobrze. Dziś nie wraca do gniazda.
     Z informacji jakie zdobył Zbigniew Korniluk wynika, iż uporządkowanie terenu wokół jeziora teoretycznie miało pomóc w dostępie do niego wędkarzom.
- Jestem wędkarzem, więc orientuję się trochę w tych sprawach. Dziwię się więc, że powycinane gałęzie wrzucono na lód, kilka metrów od brzegu. Lód się roztopi, gałęzie osiądą na dnie, wędkarze tracić będą żyłki i haczyki, nie będą więc chyba zadowoleni - _mówi Zbigniew Korniluk. Sugeruje, że wycinka wokół jeziora miała ukrócić działalność wędkarzy łowiących ryby bez pozwolenia z Gospodarstwa Rybackiego w Łysininie.
     **

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska