Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Swoje miejsce

Jolanta Zielazna [email protected]
Z dworca Ryszard przyszedł ze spodniami na zmianę i koszulą. Teraz zaczyna obrastać w przedmioty. Bezdomny do niedawna człowiek buduje sobie dom.

     Ryszard podróżował po Polsce przez kilka lat. Warszawa, Szczecin, Katowice- miast nie zliczysz. Chodził do opieki i prosił, by mu pomogli. Wszędzie mu odmawiano. Bo nie był ich. Tak mówili: - To nie nasz bezdomny. Każdy troszczy się tylko o swoich. W Gnieźnie też poszedł do opieki. Lucyna Nowak powiedziała:- Spróbujemy coś z tym zrobić.
     Ryszard, 42 lata, technolog żywienia z Gliwic, był pierwszy, który poszedł na Kawiary budować swój dom.
     Adam, technik mechanik, elektryk, 45 lat, jeszcze kilka lat temu wiódł w Gnieźnie normalne życie. Ale praca się skończyła i czynsz za służbowe mieszkanie skoczył o 200 procent. Trochę płacili, potem nie płacili, pracował, nie pracował, w końcu ich wyeksmitowano za zaległości. Na Kawiary przyszedł następnego dnia po Ryszardzie.
     Po nich przyszło wielu innych. Rozejrzeli się, popatrzyli.
     Nocują na dworcu
     Pan Józef, dziadek parkingowy, jak sam siebie nazywa, o Kawiarach owszem, słyszał. Podobno coś dla bezdomnych ma tam być. Myśli, że w Gnieźnie jest z tysiąc bezdomnych. Bo tyle wniosków o mieszkania ludzie złożyli do urzędu. Też składał, to wie. On sam bezdomny absolutnie nie jest. Mieszka ze znajomym, bo tak łatwiej. Bezdomni nocują na dworcu.
     Tysiąca bezdomnych w Gnieźnie nie ma. Renata Zielonka, dyrektor Wydziału Usług Społecznych w gnieźnieńskim ratuszu, mówi o 90 zdefiniowanych, czyli tych, o których wiedzą. Dla tej dziewięćdziesiątki nie ma żadnego schronienia. W dodatku władze miasta schroniska ani noclegowni nie chcą.
- Tam się bezdomny prześpi, może go odwsza- wią, dadzą czystą odzież, ale dalej jest nikim. To nic w życiu tych ludzi nie zmienia - mówi Zielonka.
     Będzie rewolucja
     Z Gniezna najłatwiej zobaczyć działania poznańskiej Barki - fundacji, która nie tylko w Wielkopolsce prowadzi domy dla bezdomnych życiowych rozbitków. Właśnie domy, a nie schroniska czy noclegownie. W domach ma się pokój, zadania do wykonania, jest się za coś odpowiedzialnym. I trzeba się podporządkować. Kto idzie w ciąg- musi opuścić dom.
     No to pani dyrektor Zielonka razem z wiceprezydentem Robertem Andrzejewskim objechali domy Barki na południu kraju.
- Jeździliśmy i nocowaliśmy tam - opowiada Renata Zielonka. - Budziliśmy zdumienie. Wiceprezydent w garniturze i pod krawatem, ona szybko sukienkę i szpilki zamieniła na dżinsy. - Zobaczyć to poczuć, wtedy się zrozumie - tłumaczy, dlaczego tak zrobili. - Jak wróciliśmy z tej podróży wiedzieliśmy, że będzie rewolucja. Nie chcemy noclegowni. Chcemy dom wychodzenia z bezdomności. A tego nie mogą robić urzędasy. W ten sposób miasto podpisało porozumienie z Barką i Stowarzyszeniem Kompas. Ono ma w dużej mierze sfinansować pomysł (miasto daje niewiele) i znaleźć ludzi, którzy to poprowadzą. To było w kwietniu.
     Założenie jest takie: najpierw bezdomni zbudują sobie dom, później muszą znaleźć pracę poza ośrodkiem i stanąć na własnych nogach. Powinien wystarczyć na to rok. Jak będzie trzeba dostaną trochę więcej czasu, ale to nie ma być miejsce na stałe. Dyrektor Zielonka:- Nasza koncepcja jest taka: rozwijaj się człowieku i rób miejsce następnym. Mają wrócić do społeczeństwa i normalnie funkcjonować.
     Ambitne zadanie. Ośrodki powstają, ale ludzi z nich mało odchodzi. Bo nie ma pracy, nie ma dokąd, z czasem i chęci brakuje. W ośrodku jest wygodniej.
     - Jak to wypali? Nie wiem. Poczekajmy choć rok - tonuje wątpliwości kobieta. - Przecież to dopiero początek, a już idzie świetnie.
     Własny dom
     I w ten sposób na gnieźnieńskich Kawiarach bezdomni budują sobie swoje miejsce na ziemi. Dom Reintegracji Społecznej "Kawiary", tak się oficjalnie to nazywa, którego założycielem jest Stowarzyszenie Kompas.
     Kiedyś, niedaleko schroniska dla psów, były tu miejskie ogrody. Zostały po nich zdewastowane szklarnie i spory teren zarośnięty trawą po pas. Parterowy murowany barak służył pracownikom schroniska. Od lat stał nieużywany. Teraz ma wymienione wszystkie okna, część drzwi. Widać, że trwa remont. W środku jeszcze zachowały się tabliczki: pokój dla weterynarza, pomieszczenie dla szczeniąt. Te dwa - trzy zajęte pokoje też nie wyglądają najlepiej.
     Do części szklarni wrócą kwiaty hodowane na rozsady, żeby na nich zarabiać. Będą warzywa, można posadzić kartofle. Można postawić drewniane domki dla osób o niskich dochodach (- Dwie rodziny już były i dopytywały się, czy nie znalazłoby się dla nich miejsce?), no i plac zabaw dla dzieci, na pewno. To ma być nawet w przyszłym roku. Można założyć spółdzielnię socjalną, która da pracę.
     Zejdą się na gotowe
     Pusto tu jakoś i cicho. Słychać tylko brzęk tłuczonych szyb w rozbieranych szklarniach. Przed domem pracuje trzech mężczyzn.
     Na początku zaglądało tu wielu bezdomnych. Pytali o skierowania, oglądali i.... dziękowali. Adam: - Myśleli, że tu już wszystko gotowe. Jak zobaczyli, jak tu wygląda, mówili, że przyjdą później. Jak będzie gotowe, to się zejdą.
     Gotowe ma być we wrześniu. Dla 15-20 osób.
     Więc do pracy zostało ich czterech: Ryszard, Adam, Andrzej i Jarek. Mieszka siedem osób, bo jeszcze Anna Puszko, pracownik socjalny z 6-letnim synkiem i Zbigniew Żyszkiewicz, kierownik. Czyli ci, którzy ośrodek mają tworzyć.
     Samodzielne zadanie
     To Stowarzyszenie Kompas zaproponowali Puszko i Żyszkiewicza do tworzenia ośrodka. Rekomendowali, że mają doświadczenie, bo już to robili w monarowskich ośrodkach. Ostatnio sprawdzili się w Toruniu, wcześniej byli w Rożnowicach.
     Ciekawe, jak im tam poszło?
     Hanna Miller, dyrektor Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej w toruńskim ratuszu do ich pracy nie ma zastrzeżeń.
- Pan Żyszkiewicz w lot wiedział, jak to powinno być zrobione. Największy ciężar wziął na swoje barki, największą czarną robotę zrobił - zachwala. Dzięki nim adaptacja i remont zniszczonego baraku poszły sprawnie. Dyrektor nie wie, dlaczego Ania i Zbyszek odeszli. Niewątpliwie problemem był kontakt z bezdomnymi, którzy nie chcieli podporządkować się wymaganiom Monaru, a zamieszkali na tym samym podwórku.
     W Rożnowicach niedaleko Rogoźna jest Wielkopolskie Centrum Pomocy Bezdomnym. Anna Puszko była tam aspirantem pracy socjalnej, zaczęła studia. - Jestem z niej dumny, że się uczy - mówi Marek Stefaniak, dyrektor rożnowickiego Centrum. - Zbyszek był zaopatrzeniowcem i świetnie sobie z tym radził. Widać, że do tego ma talent. To Stefaniak polecił ich do Torunia, gdy Monar szukał kogoś, kto stworzy tam ośrodek dla bezdomnych. Potem nie był zadowolony, bo problemy były.
     Puszko i Żyszkiewicz w ośrodkach spędzili kilka lat. Tych dwoje też życiowe zakręty wyrzuciły z utartych kolein. Ale znaleźli sposób na życie. Toruń to było ich pierwsze samodzielne zadanie. Odeszli, choć wydawało się, że zostaną na dłużej. - Nie było w Toruniu żadnych konfliktów - _mówi Anna Puszko. - Nie musieliśmy odejść, przynajmniej my tak uważamy. Decyzję podjęliśmy wcześniej. Mieliśmy propozycję z Kompasu, zmieniliśmy stowarzyszenie. A ośrodek zostawiliśmy zabezpieczony finansowo.
     Żyszkiewicz:
- Propozycja Kompasu to był dla nas świeży oddech, nowe wyzwanie. Trudno znaleźć człowieka, który podniesie dom z ruiny.
     Klimat tu przyjazny
     Na gnieźnieńskich Kawiarach budowanie domu idzie sprawnie. Trzeci miesiąc ta czwórka muruje, tynkuje, wymienia elektrykę. Teraz stawiają z bloczków wiatrołapy przed każdym wejściem. Dużo zrobione, ale dużo jeszcze do zrobienia.
     Materiału nie brakuje.**-
Zapraszam dyrektorów, żeby zobaczyli, jak wykorzystujemy to, co dają - mówi Zbyszek Żyszkiewicz. Właśnie skądś wrócił, przywiózł jakieś meble.
     Czterech mężczyzn powoli oswaja barak. Rozstawiają drobiazgi przyniesione przez mieszkańców Gniezna. Żeby było inaczej, domowo.
     Ryszard z dworca przyszedł ze spodniami na zmianę i koszulą. Tobołków nie nosił. Teraz przybyło mu już coś do ubrania, obrasta w przedmioty. Ma swoją łyżeczkę, czajnik, żelazko.
     Ta czwórka pracuje od rana do wieczora. Prezydent Gniezna obiecał im, że jak tu zbudują, dostaną mieszkania. Prezydent chyba słowa dotrzyma? Zbyszek obiecał, że załatwi im pracę. Na pewno załatwi, przecież tyle już załatwił.
     Adam: -
Anka i Zbyszek mają duże doświadczenie, dużą inicjatywę. Klimat tu przyjazny.
     _

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska