Trwa wielkie koalicji składanie. Jak Polska długa i szeroka powstają koalicje, których główną cechą jest to, że są programowe. Tak przynajmniej oznajmiają ci, którzy je zawierają. Programowa koalicja polega na dobrym ułożeniu się na stanowiskach, a więc na ustaleniu kto zostanie marszałkiem, kto wicemarszałkiem, komu przypadną jakie komisje. Trzeba przyznać, że jest to dość dobry pomysł na koalicje programowe. Kwestie personalne zawsze łatwiej rozwiązać, niż ustalić jakie ma się stanowisko w kwestii integracji z Unią Europejską, jaki ma się pomysł na wybrnięcie z problemu szpitalnych długów czy zmniejszenia bezrobocia. Zresztą przydział posad, to też jest jakiś sposób na bezrobocie, zwłaszcza wśród tak zwanej klasy politycznej oraz jej krewnych i znajomych.
Nie trzeba też ustalać, jaki ma się pogląd na demokrację, co jest zajęciem kłopotliwym, wymagającym jednak pewnej dojrzałości oraz posiadania minimum zasad. Dzięki koalicjom programowym można spokojnie zabiegać np. o względy Samoobrony. Jeszcze miesiąc temu partia Andrzeja Leppera była zagrożeniem dla demokracji, a dziś działacze SLD biegną w jej objęcia tak szybko, że czasem padają w biegu. Jako pierwszy pobiegł minister sprawiedliwości i być może jego koalicja upadnie. Oto bowiem nieco bardziej powściągliwy radny Samoobrony postanowił przerwać tę dobrą passę zakładania koalicji programowych i powiedział, że jemu bliżej do PSL i Ligi Polskich Rodzin, czyli wyrzekł słowa absolutnie prawdziwe i na dodatek pozostał wierny swym poglądom pokazując, że wyżej niż posady ceni idee ożywiające jego partię. Aż strach pomyśleć, że w Lubelskiem może powstać pierwsza w Polsce i kto wie czy nie jedyna koalicja o zupełnie innym programie niż dotychczasowe. Zapewne jednak ów radny w końcu weźmie udział w rozdziale stanowisk i dołączy do licznych koalicji programowych, nie psując całości tak pięknie rozwijającego się przed naszymi oczami spektaklu.
Bywa jednak, że zawarcie koalicji programowej jest utrudnione. Oto na przykład mazowiecki sejmik zebrał się i rozszedł już po dziesięciu minutach, a koalicja programowa zaczęła się chwiać. Nie było bowiem pewności, czy Adam Struzik zostanie marszałkiem województwa, co mu się z pewnością należy, gdyż w marszałkowaniu ma już wprawę, był przecież nawet marszałkiem Senatu. Tak to jest, gdy na prosty program podziału stanowisk nałożą się względy ambicjonalne poszczególnych działaczy i nie jest ważne, czy posadę weźmie PSL jako takie, czy też PSL ze wskazaniem na Struzika.
Ciekawa odmiana koalicji programowej powstała też w Warszawie. Prezydent Lech Kaczyński całą swoją kampanię oparł na walce z rządzącym stolicą układem, który podobno był korupcyjny, co po wyborach miało zostać udokumentowane i udowodnione. Tymczasem na kilkanaście godzin przed objęciem urzędu zawiązał koalicję ze znaczną częścią układu, który obiecał zwalczyć. Tak więc w stolicy powstała koalicja antyprogramowa. Wziąwszy pod uwagę fakt, że Warszawa zawsze była samorządowym dziwolągiem z odrębnym, zmienianym przed każdymi wyborami ustrojem, z pięcioma szczeblami samorządu, z niezliczoną chmarą radnych, nie może dziwić fakt, że teraz przynajmniej koalicję ma inną od pozostałych. Jak by nie było stolica czymś się musi wyróżniać.
Taki program
Janina Paradowska, "polityka"