O, nie! Moje BMI niebezpiecznie zbliża się do punktu krytycznego, muszę ograniczyć spożycie kalorii o 250 kcal dziennie, zrobić 5 tysięcy kroków, ale nie mogę wyjść z domu, bo dzisiaj poziom dwutlenku siarki w powietrzu wzrósł do 30 procent!
Takie dylematy miewają osoby, które zbytnio zaufały mądrościom wmawianym im przez aplikacje na telefony komórkowe. - Dużo ostatnio pracuję z osobami cierpiącymi na ortoreksję - mówi psychodietetyk Ewa Szymanowska-Pawlak. - Cechuje je skłonność do perfekcjonizmu. Bywa, że przesadna. Dla nich aplikacje żywieniowe, prozdrowotne mogą być niebezpieczne, bo dają złudne poczucie kontroli nad swoim organizmem - zalecałabym ostrożność. Telefon to narzędzie, a nie trener osobisty.
Aplikacje mówią nam nawet, jak spać, dbać o wzrok oraz m.in. ile alkoholu pić, by następnego dnia móc bezpiecznie usiąść za kierownicą.
Telefon zaczyna nami rządzić.
Chcesz wiedzieć więcej? Czytaj: „Apki” pomogą żyć. I też uzależnią
Ekspert: Nie możemy się bronić przed rozwojem technologii cyfrowych