Sam lokal istniał w tym miejscu dokładnie dwadzieścia lat. Jego właściciel Andrzej Smeja, działał w tej branży trzy lata dłużej.
- Ale od trzech miesięcy musiałem dokładać do interesu. Chciałem robić remont, ale jak usłyszałem plotki, że mają pojawić się dwie nowe dyskoteki po wakacjach w Świeciu, to stwierdziłem, że walka mi się już nie opłaca - tłumaczy Smeja.
Przeczytaj także: Rozboje w dyskotece "Stokrotka" w Świeciu, policja szuka świadków
Nie opłaca się
Mimo popularności wśród młodzieży, prowadzenie Stokrotki nie było najbardziej intratnym interesem.
- Płacę blisko 6 tysięcy złotych za dzierżawę miesięcznie, a mieści się w lokalu maksymalnie 400 osób. Dla porównania, w modnym Kokocku płacą 800 zł za wynajem miesięcznie, a wchodzi tam 2000 osób. Rachunek jest więc prosty - tłumaczy Smeja. - To nie wszystko. Lwią część zysku trzeba było przeznaczać na opłaty dla takich organizacji, jak ZAiKS.
Zobacz także: Nauczyciel wf-u pracuje jako DJ
Prezes chciał pomóc
Były plotki, że interes upada, bo prezes Spółdzielni Mieszkaniowej podniósł czynsz za dzierżawę. - To nieprawda. Dariusz Zawadziński to bardzo kontaktowy człowiek. Jak dowiedział się o moich problemach, to nawet dostałem 10-procentowy upust. To jednak nie wystarczyło.
Zdaniem właściciela, powodem spadku obrotów jest fakt, że wielu młodych wyjechało za granicę, a może też to, że społeczeństwo ubożeje i nie ma ani środków, ani ochoty na zabawę. - DJ-e, którzy grają u mnie, mówią, że tak samo jest w innych dyskotekach. Wszędzie coraz mniej ludzi.
Co teraz będzie robił Andrzej Smeja? - Pójdę na dłuższy urlop, po raz pierwszy po ponad dwudziestu latach. A potem pomyślę. Może otworzę dyskotekę gdzieś pod miastem? Co innego stary Smeja umie robić?
Bójki i dobre wspomnienia
Jak lokal zapisał się w pamięci świecian? Z pewnością, z jego zamknięcia cieszą się okoliczni mieszkańcy, którzy byli zmuszeni do wysłuchiwania nocnych krzyków i awantur wracających z imprezy. Wielu Stokrotkę kojarzy pewnie tylko przez bójki, jakie toczyły się pod lokalem. - Raz kopnęli mnie w twarz, jak schodziłem po schodach na zewnątrz. Zaczęliśmy się szarpać, ale zaraz przybiegł ochroniarz i nas rozdzielił. Obok przejeżdżała furgonetka policyjna i jakoś rozeszło się po kościach - mówi Radek, 22-letni mieszkaniec Sulnowa.
Wspomina również Michał, 23-letni świecianin, obecnie na Wyspach Brytyjskich: - Burdy były, ale był to pierwszy poważny klub, w którym byłem i poczułem się dorośle. Wielu nastolatków zaczynało od tego klubu swoją przygodę z imprezami. Teraz to już nie będzie to samo miasto...
Czytaj e-wydanie »