- Na mityngu Pedro’s Cup wystąpił pan w niecodziennej dla siebie roli.
- Nawet bardzo niecodziennej. Bawiłem się w komentatora sportowego i przyznam szczerze, że nigdy nie sądziłem, że może być to takie trudne.
- Rozumiem, że był to pana debiut?
- Tak, ale niech mnie pan tylko nie pyta, jak wypadłem. To był straszny stres. Te słuchawki, mikrofony... Czasem nie wiedziałem gdzie jestem, na co patrzeć, a co najgorsze - nie słyszałem, co mówię. Jak ochłonę, to obejrzę nagranie i pewnie będę się śmiał z wpadek.
- Czyli zdobywanie medali i bicie rekordów jest łatwiejsze od pracy komentatora?
- Zdecydowanie tak. Poza tym bardzo dziwnie ogląda się zawody z trybun. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Przyznam szczerze, że w pewnym momencie pomyślałem sobie, że ucieknę ze stanowiska i wystąpię w konkursie. Wtedy Ryan (Whiting - przyp. P.S.) nie miałby ze mną tak łatwo (śmiech).
- Nie było panu żal, że nie startuje pan w Pedrosie?
- Nie, czasem trzeba odpocząć od startów i skupić się na treningach. Odpuściłem sobie sezon halowy, bo chcę się dobrze przygotować do mistrzostw świata w Daegu. Dobry występ na tej imprezie jest moim priorytetem w tym sezonie.
Jak pan ocenia bydgoskie zawody?
- Jak zwykle świetna atmosfera, dużo ludzi - jak to w Bydgoszczy. Fajnie, że przyjechało tyle gwiazd. To była fantastyczna promocja dyscypliny. Szkoda, że Uchow nie pobił rekordu. Wtedy dopiero byłyby emocje.