Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Torunianka, która podbiła Seul

Karina Obara [email protected]
- Bardzo podoba mi się przysłowie koreańskie: "Początek pracy jest zarazem jej połową” - mówi Iwona. - To przysłowie wiernie oddaje sposób mojego działania.
- Bardzo podoba mi się przysłowie koreańskie: "Początek pracy jest zarazem jej połową” - mówi Iwona. - To przysłowie wiernie oddaje sposób mojego działania.
Jej książki drukują w Korei Południowej, gdzie stąpa po czerwonym dywanie sławy.
Torunianka, która podbiła Seul

Wynajmują dla niej samolot, ustawiają się w kolejce po autografy. Za to w Toruniu, gdzie mieszka, niewielu wie, że ta drobna blondynka jest wielką artystką.

Iwona Chmielewska kocha Toruń. W końcu to jej miasto. Dobre do mieszkania, do wychowywania dzieci. Wychowała czworo. Matylda ma 25 lat, Jagna 21, Mikołaj 23 i Jan 14. Iwona nigdy nie opowiadała swoim dzieciom bajek. Nie za bardzo jej to wychodziło. Wolała opowiadać dowcipy. Co innego pisanie książek autorskich, do których trzeba stworzyć też ilustracje. To Iwony życie. Nie, żeby było łatwe. Miesiące myślenia, noszenia w sobie pomysłów, dojrzewania poszczególnych kart książki.
- Mama, gdy zabiera się do roboty, to tak, jakby w ciąży chodziła - przyznaje Matylda, córka Iwony. - Nie można się do niej odezwać, bo myśli, układa wszystko w głowie. Ale jak już urodzi książkę, to jest święto całej rodziny.

Iwona wydała już w Korei siedem książek. Tworzy je wszystkie w domu na dwumetrowym obszarze wyznaczonym w sypialni. Wstaje rano, włącza komputer, pije czarną herbatę. Wydaje się, że niewiele robi, ale to faza dojrzewania.

Połowa w głowie

- Bardzo podoba mi się przysłowie koreańskie: "Początek pracy jest zarazem jej połową" - mówi Iwona. - To przysłowie wiernie oddaje sposób mojego działania. Połowa pracy powstaje bowiem w mojej głowie. Pisarz nie myśli obrazem. Ja muszę pogodzić te dwie rzeczy.

Dlaczego? Bo Iwona pisze książki autorskie: "Myśl" - o tym, czym jest myśl i co się z nią dzieje, kiedy powstaje; "Zasypianka" - o tym, w co mogą się zmieniać paluszki, które wystają spod kołdry, "Dwoje ludzi" - gdzie w metaforyczny sposób opisuje związek mężczyzny i kobiety. W Polsce jej książki nie przekonały wydawców. W Seulu jest gwiazdą twórczości dla dzieci.

- Pisanie i myślenie obrazem jest bardzo trudne - przyznaje Iwona. - Ten gatunek książki w naszym kraju jeszcze się nie przyjął. Niewielu rozumie, że tekst i obraz mogą pełnić równorzędną rolę: tekst dopowiada obraz, a obraz tekst. Tego też uczę studentów na Wydziale Sztuk Pięknych. To nowe pokolenie, które uczy się, jak zrobić dobrą autorską książkę.

Natalia Karłowska pisze pracę magisterską o Iwonie Chmielewskiej. Natalia studiuje edukację artystyczną na WSP w Toruniu.
- Pani Iwona jest fenomenem, aż trudno uwierzyć, że nie doceniono jej w Polsce - dziwi się Natalia. - Jej książki przesycone są głębokimi metaforami. Za każdym razem, gdy po nie sięgam, odkrywam w nich głębsze sensy. To doskonała twórczość.

Iwona jest jednak skromna, pełna refleksji i ciepła. Niedawno otrzymała "Złote jabłko" w Bratysławie. To taki Oskar w dziedzinie ilustracji. 400 ilustratorów z 40 krajów starało się o tę nagrodę. Tylko pięciu ją dostało. Wśród nich Iwona. Niedawno też nagrodzili ją Koreańczycy - za "Niebieską skrzyneczkę, niebieską laseczkę" - najlepszą książkę przetłumaczoną na język koreański. Te sukcesy jednak są efektem wielu wyrzeczeń. Wymagają poświęcenia, cierpliwości, precyzji.
- Wściekam się czasem, że tak długo myślę nad książką, bywa że miesiącami - przyznaje Iwona. - Jakby mi się dysk czyścił, a później pstryk i już wiem, jak ma wyglądać książka. Siadam, piszę, rysuję. Nie przeszkadza mi hałas, dzień czy noc, obowiązki domowe. Robię wszystko naraz.

Inny świat
Koreańczycy odkryli ją pięć lat temu w Bolonii na targach książki. Pokazywała swoje projekty książek, które trzymała w szufladzie. Za rękę złapała ją Iiwone Lee i już nie puściła. Iiwone to tłumaczka po filologii polskiej, która teraz jest bliską przyjaciółką Iwony i załatwia wszystkie jej sprawy w Korei. Iwona nie martwi się o wydawanie książek. Przyjeżdża do Seulu jedynie na wieczory autorskie, podpisuje książki, opowiada, jak tworzy. Mówi do ludzi, którzy siedzą na podłodze, bo podczas spotkań brakuje krzeseł. Później obwożą ją po Korei Południowej samolotem, pokazują najpiękniejsze miejsca, pytają, czy jej czegoś nie trzeba, kiedy będzie następna książka, wręczają prezenty.

- Po takim pobycie w Korei ego mam wymasowane na kilka lat -śmieje się Iwona. - A w Polsce o artystach mówią: darmozjady. To boli.
W Korei Iwona spotyka jednak inny świat. Nie chciałaby zamieniać swego toruńskiego świata na koreański.

- Tam silnie działa lobby matek, które od rana do nocy organizują życie dzieciom - opowiada. - Dzieci idą do szkoły na ósmą, kończą o piętnastej, a później spędzają czas do północy na różnych zajęciach edukacyjnych. Około pierwszej w nocy odrabiają lekcje, o drugiej kładą się spać. I rankiem to samo. W porównaniu do dzieci koreańskich dzieci w Europie puszczane są samopas. Tam kładzie się większy nacisk na sukces zbiorowości, u nas na jednostkę. Nie chciałabym tak żyć. Zwłaszcza że w Seulu, w którym mieszka 20 mln osób, trzeba z miejsca na miejsce przemieszczać się metrem nawet półtorej godziny.

Po dziesięciu godzinach lotu Warszawa-Frankfurt-Seul Iwona może stąpać po czerwonym dywanie sławy. W Toruniu siada na ławce w parku i obmyśla, jak ma wyglądać kolejna książka dla dzieci - o łamaniu stereotypów pomiędzy mężczyzną a kobietą, o Europie, o Toruniu, w którym zegar na Ratuszu obrócony jest w cztery strony świata. Bo teraz koreańskie dzieci chcą poznać ukochane miasto swojej ulubionej autorki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska