Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Turecki jasyr

Piotr Jasina
Alicja studiuje anglistykę, zna biegle język niemiecki i rosyjski, rozmawia po francusku i hiszpańsku. Jest tancerką i choreografem. Do Niemiec wyjechała, by zarobić parę groszy na kontynuowanie studiów. Miała pecha.

     Cudem wyrwała się z jasyru. Gdyby nie pomoc zaprzyjaźnionej Włoszki i jej znajomych Greków prawdopodobnie przepadłaby jak setki młodych Polek, które zamiast do pubów, trafiały do tureckich burdeli.
     Dobrze znała kraj za Odrą. Bywała w Niemczech wielokrotnie. Cóż mogło ją tam jeszcze zaskoczyć?
     Znajoma koleżanki
     
Pracę w tureckim pubie pod Stuttgartem (Nagold) załatwiła jej znajoma koleżanki.
     - Tamta dziewczyna pracowała tu od dwóch lat - wspomina Alicja. - Gdyby coś było nie tak, zmieniłaby przecież pracę. Zresztą przed wyjazdem sprawdziłam, czy pub istnieje i czy rzeczywiście jest pubem. Wszystko wyglądało OK. Wtedy nie wiedziałam jeszcze o istnieniu tureckich verheinów (puby o szczególnym charakterze). Umówiłam się z rodzicami, że co 3 dni będę dzwonić do domu.
     Skusiły ją zarobki - 25 euro dniówka, do tego spore napiwki. Spała w pokoju razem ze znajomą koleżanki. Pracowała w knajpie Turka, nocowała w knajpie Chińczyka. Tutaj to dość popularne.
     Barmanka po turecku
     
W ciągu dnia nic szczególnego się nie działo. Poza tym, że należało pić z klientami, bo to zwiększało obroty. Życie zaczynało kwitnąć w nocy. Zamykano drzwi, spuszczano rolety. Do pubu przychodzili wyłącznie mężczyźni. Większość była bezrobotna. Podjeżdżali autami klasy "S". Po co?
     - Nie tylko po panienki - wyjaśnia kobieta. - Oni przede wszystkim uprawiali hazard. Grali w karty i kości, oczywiście o duże pieniądze.
     Zadaniem kelnerek i barmanek było naciąganie klientów na drinki. Oni bowiem sami z siebie niewiele pili alkoholu.
     - Ja nie piję w ogóle, więc od początku miałam kłopoty - kontynuuje Alicja. - Dorabiałam inaczej. Myłam i wycierałam kubki do gry w kości. Dziesiątki, setki kubków. Za jeden dostawałam 5 euro. Zdarzało się, że w nocy udało mi się zarobić i 100 euro.
     Nocna kontrola
     
Któregoś razu wrzask i walenie pięściami do drzwi pokoju obudziły nad ranem obie kobiety. Policjanci byli z psami. Kazali dziewczynom natychmiast wynosić się z pokoju i zaczęli rewidować pomieszczenie.
     - Potraktowali mnie jak dziwkę - wspomina Alicja. - Takie kontrole-naloty Niemcy przeprowadzają właśnie w miejscach, gdzie urzędują dziwki.
     Kobiety osobnymi samochodami zawieziono na komisariat. Alicję prześwietlono na wylot. Pytano m.in. o tureckiego przyjaciela, który się nią opiekuje. Uratowała ją perfekcyjna znajomość języka, dzięki temu potrafiła szybko i wiarygodnie odpowiadać na pytania. Miała mocne argumenty: pieniądze, (które już zarobiła) na koncie, potwierdzenie ze Stuttgartu, że uczyła się tam tańca. To sprawiło, że wersja o podróżowaniu po Niemczech przemówiła do policjantów. Nie mogła jednak wrócić do Nagold.
     Freund po turecku
     
Kolejną pracę podjęła w Leonbergu. Całe noce grano w karty i kości o duże pieniądze lub liczne drinki. Obcowała w międzynarodowym towarzystwie kobiet. Pracowały tu Litwinki, Rosjanki, Łotyszki, Rumunki. Każda miała "freunda". Zwykle był to żonaty facet, który organizował im wolny czas.
     - Musiałam na krótko wrócić do domu, by podpisać się na liście bezrobotnych - dodaje Alicja. - Właściciel zgodził się i zapewniał, że będę miała gdzie wrócić. Kiedy to zrobiłam, pracy już nie było, a ja byłam bez pieniędzy.
     Krótkie spacery z klientami
     
Teraz już rozumie, że sytuacja była ukartowana. Właściciel natychmiast znalazł jej kolejną knajpę. Tym razem w Ditzingen. Pracowała na parterze, mieszkała na piętrze.
     - Dali mi czas, żebym oswoiła się z sytuacją, żebym dojrzała do roli dziwki - komentuje. - W końcu uznano, że czas na zdecydowane działania. Próbowano zmusić mnie do ubierania wyzywających ciuchów. Miałam robić nocny makijaż, chodzić z gośćmi na spacery, wyjeżdżać z klientami. Załapałam, o co chodzi. Widziałam, jak dziewczyny wyjeżdżały i nigdy nie wracały. Odmówiłam.
     Za krnąbrność zabrano jej paszport, inne dokumenty, komórkę i nie otrzymywała już pensji. Żadnych drzwi nikt nie zamykał, ale przydzielono jej anioła stróża.
     Droga przez mękę
     
Tutaj już nie myła kubka za 5 euro. Tutaj za darmo szorowała gołymi rękami podłogi, prała ręcznie wielkie lniane obrusy, ręczniki, ścierki. Myła ubikacje. Pozwalano jej co trzy dni zadzwonić do domu, ale kontrolowano, co mówi. Wolno jej było odbierać telefony. Ale Rosjanka znająca nieźle polski kontrolowała rozmowy pilnując, by Alicja nie powiedziała za wiele.
     - Terroryzowali mnie psychicznie - wspomina. - Niby coś mogłam zrobić, ale zawsze stał przy mnie goryl. Ciągle powtarzano mi, że moje ręce mogą być gładkie i piękne, a wszystko zależy ode mnie. A ja nie chciałam się puszczać za żadne euro. Za to dostawałam coraz cięższe prace. Nie chciałam martwić rodziców, bałam się iść na policję, bo pracowałam nielegalnie, nie miałam pieniędzy ani dokumentów, koszmar.
     W końcu, stosując fortele udało jej się nawiązać kontakt z Włoszką, koleżanką od serca, którą poznała jeszcze w szkole baletowej w Stuttgarcie.
     Masz kłopty?
     
Nie od razu mogła powiedzieć, co się dzieje. Bała się mówić wprost, że trafiła do naganiacza dziwek. W końcu zaczęła mówić o rzeczach abstrakcyjnych. Na pytanie "co słychać?", odpowiadała że nie ma książki itd. To zaniepokoiło włoską przyjaciółkę. Umówiły się na kolejny telefon. Tym razem rozmawiały po angielsku.
     - Jakie szczęście, że znam języki - przyznaje dziewczyna. - Pokrótce opowiedziałam, w jakie bagno weszłam prosząc o pomoc.
     Wyglądałam jak kurwiszon
     
Jedyne, co przyszło im do głów, to sprytnie opracowana ucieczka i jakiś fortel dla zmylenia przeciwnika.
     Alicja powiedziała Turkowi, że już nie wytrzymuje i poddaje się. Zrobi wszystko, by to zmienić. Następnego dnia została już "zagospodarowana".
     Wymalowała paznokcie na karmin, z rzęs zrobiła firanki, włosy podpięła tak, że odsłaniały kark. I tylko na szyi kokietowały filuterne loczki. Krótka spódniczka, odkrywająca zgrabne nogi.
     - Szpilek nie ubrałam - dodaje. - Ale i tak wyglądałam jak prawdziwy kurwiszon.
     Podobnie zresztą jak trzy inne dziewczyny, z którymi Alicja czekała cierpliwie na dalszy przebieg wydarzeń.
     Przed północą przyjechali dwaj Turcy. Wzięli jedną z nich do auta i odjechali. Alicja usiłowała dowiedzieć się, dokąd. Jej wścibska ciekawość tylko rozsierdziła mężczyznę.
     - Nawet chciał mi przywalić, ale nie uderzył, coś go wstrzymało. Może bał się, że z pokiereszowaną twarzą będę mniej warta - _snuje opowieść nasza bohaterka.
     Musiałam zemdleć
     
Alicja wsiadła w następnej kolejce. Nie wiedziała, dokąd jedzie. Naprawdę zaczęła się bać, gdy samochód oddalał się od miasta. Chciała być jak najbliżej osiedla, czuła się bezpieczna przy Niemcach. Auto krążyło, aż w końcu zatrzymało się na przedmieściach Stuttgartu. Weszli do tureckiej verhein. W pobliżu był Mc Donald s. Zależało jej, by być blisko miejsc, w których przebywa dużo Niemców.
     
- Poczułam w sobie aktorkę, w końcu na scenie też występowałam - opowiada. - _Najpierw zasłabłam, pot oblał mi czoło. Musiałam być przekonująca, bo kiedy pobiegłam do ubikacji, nikt za mną nie poszedł. Tak byli zajęci dyskusją, ile mam kosztować, że nie zauważyli, jak się wymknęłam. Uciekłam do Mc Donald sa. Stąd zadzwoniłam do mojej Włoszki i niecierpliwie czekałam, kiedy po mnie przyjedzie.
     Turcy zorientowali się jednak, że Alicja uciekła. Poszli jej śladem. Zauważyła ich wcześniej. Szybko wbiegła do ubikacji. Stąd przez okno wydostała się na parking niemal wprost pod koła... samochodu przyjaciółki.
     Grecy nie lubią Turków...
     
Dalej już sprawy potoczyły się błyskawicznie. Włoszka przebywała w środowisku Greków. Ci nie przepadają za Turkami. Natychmiast się skrzyknęli i zrobili najazd na turecką ferajnę, w której przebywała Alicja. Pięciu rosłych mężczyzn szybko przekonało właściciela, by oddał dziewczynie wszystkie dokumenty i ubrania.
     - Nie dostałam tylko zarobionych ciężką pracą pieniędzy - dodaje. - Ale ja już nie chciałam niczego. Byle jak najszybciej wyjechać. Nigdy nie myślałam, że konflikty narodowościowe mogą kiedyś uratować moją głowę.
     ---
     Co znaczą te słowa
     
Te same słowa w języku niemieckim mają niekiedy różne znaczenie. Szczególnie w "biznesie rozrywkowym".
     DIE BEDIENUNG - w lokalu niemieckim znaczy obsługę kelnerską. Przyjmowanie zamówień, podawanie dań i napojów, przyjmowanie pieniędzy za rachunki. W knajpie tureckiej ma znaczenie szersze: panienka do towarzystwa, nabijająca rachunki, barmanka, która im więcej pije, tym lepiej
     DAS LOKAL - lokal, w którym gra się w karty, ale nie na pieniądze. Zamykany jest najpóźniej o 1 w nocy, w weekendy trochę później.
     DIE KNEIPPE - zwykła knajpka, do której przychodzą ludzie, którzy nie chcą wydawać za dużo pieniędzy na wypad do restauracji. Czysto i przyjemnie jest w knajpach niemieckich, greckich, włoskich
     TURKISCHE VERHEIN - knajpa tylko dla mężczyzn, gdzie gra się w karty. W dzień na napoje, w nocy na grube pieniądze. Oczywiście goście to bezrobotni, ale żonaci mężczyźni obarczeni gromadką dzieci, mający ochotę na każdą kobietę.
     DER FREUND - przyjaciel. Dziewczyna obracająca się wśród Turków już po tygodniu ma freunda, czyli Turka z którym sypia i który daje jej pieniądze. Kiedy wyjdzie to na jaw, dziewczyna może stracić pracę. Nie jest już bowiem atrakcyjna i "do wzięcia".
     GEHEN - iść na spacer, ale dla dziewczyny pracującej w TURKISCHE VERHEIN nie kończy się na przechadzce.**

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska