Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W każdej kobiecie jest coś z wiedźmy

Rozmawiała: Monika Smól
Rozmowa z Anną Koprowską -Głowacką, pisarką z Chełmna

- W wieku 40 lat może pochwalić się pani ośmioma wydanymi książkami. Przypuszczała pani kilkanaście lat temu, że wyjdzie ich tyle spod pióra?
- Szczerze mówiąc, nie przypuszczałam. Pisząc pierwszą z nich, nawet nie podejrzewałam, że w ciągu sześciu lat będę autorką ośmiu wydanych książek, jednej oddanej do wydawcy i kolejnej w przygotowaniu. Nie sądziłam też, iż będę laureatką kilku nagród.

- Większość książek osadzona jest w naszym regionie - jest pani lokalną patriotką? "Legendy i podania Ziemi Chełmińskiej", "Czarownice z Pomorza i Kujaw", "Legendy i opowieści z czasów wojen polsko-szwedzkich", "Duchy, zjawy i ukryte skarby województwa kujawsko- pomorskiego" i "Duchy, zjawy i ukryte skarby województwa pomorskiego" - związane są z naszymi ziemiami.
- Myślę, że tematyka książek związana jest przede wszystkim z ukończoną przeze mnie podyplomowo polityką regionalną. Poza tym, legendy i podania są elementem naszego dziedzictwa kulturowego, które warto odkryć na nowo i zachować dla przyszłych pokoleń. Kiedyś to właśnie poprzez takie opowieści przekazywano wydarzenia z przeszłości oraz dawne tradycje,wierzenia.

Czytaj: Na Pomorzu i Kujawach też palono czarownice

- Jakiego typu legendy można znaleźć w pani książkach? Jakie prawdy życiowe stara się pani pokazać?
- W moich książkach zawarte są najprostsze, a zarazem najważniejsze prawdy życiowe, jak: miłość, honor, odwaga, niezłomna wiara, czy wierność wobec ideałów. Są to także opowieści, gdzie dobro i zło jest wyraźnie od siebie oddzielone, zaś otaczający ludzi świat jest pełen symboli i cudownych zdarzeń. Czasem jednak pojawiają się takie, które pokazują wydarzenia z innej perspektywy niż ta, jaką znamy współcześnie, zaś religie - ta stara i nowa - przenikają się wzajemnie. W "Legendach z Kociewia i Borów Tucholskich" można na przykład odnaleźć dawne przekonania, że duchy z natury widziały nie tylko dzieci i zwierzęta, ale także osoby urodzone w maju, a godzina duchów to wcale nie północ. Wiele z nich przedstawia też historyczne wydarzenia i choć są one często otoczone aurą niezwykłości, wzbogacone towarzyszącymi im cudami, to jednak ich sens pozostaje niezmieniony. Wiara w to, że zło powinno być ukarane, a dobro nagrodzone, wielokrotnie przebrzmiewa w tych opowieściach. W końcu ludzie kochają baśnie, podania i legendy właśnie za uniwersalne wartości, jakie możemy odnaleźć na ich kartach.

- Czy to, co wówczas było ważne dla ludzi ma wartość ponadczasową, jest najważniejsze także współcześnie? Czy jednak na przestrzeni wieków priorytety się zmieniały?
- Legendy powstawały w innych czasach, więc siłą rzeczy odzwierciedlają to, co wówczas było najważniejsze dla ludzi. Na przykład w "Legendach z Żuław i Dolnego Powiśla" często przebrzmiewa echo dawnych dziejów, gdy na tych terenach zamieszkiwali potomkowie osadników z Holandii. Siłą rzeczy pozostawili tutaj coś więcej, niż tylko budownictwo i umiejętności, a mianowicie wartości, jakimi kierowali się w życiu. Z biegiem lat wrosły one w świadomość mieszkańców, stając się częścią sposobu patrzenia na świat także innych osób. Jeśli jednak przyjrzymy się tym wartościom bez zbędnej dziejowej otoczki, przekonamy się, iż są ponadczasowe. Któż z nas nie chciałby wierzyć w dozgonną miłość zdolną pokonać nawet śmierć, zwycięstwo dobra nad złem, czy prawdy, dla których warto walczyć do końca?

- Czego najczęściej podania dotyczą i o czym opowiadają?
- Są bardzo różnorodne. Można odnaleźć w nich echa dawnych zdarzeń i zapomnianych wierzeń, cudowne interwencje aniołów, duchy błąkające się po zamkach, zapomnianych cmentarzyskach i na rozstajach dróg, zaklęte księżniczki, zaginione skarby czekające odkrycia i diabły namawiające do złego. Znajdujemy też całą paletę ludzkich zachowań: od honorowych postępków godnych rycerzy, poprzez miłość silniejszą od śmierci, aż po chciwość pchającą człowieka do zdrady najwyższych ideałów. Są one udziałem zarówno biednych parobków, jak i pysznych możnych czy duchownych. Jedno jest pewne - z wielu opowieści wynika najważniejsze przesłanie: warto być porządnym i uczciwym człowiekiem, na przekór dążeniom do sukcesu za wszelką cenę.

- Czy opisane zdarzenia mają odbicie w faktach historycznych czy to podania bez autentycznego tła historycznego?
- W większości podania i legendy mają odbicie w faktach historycznych. Widać to zwłaszcza w "Legendach krzyżackich" i "Legendach i opowieściach z czasów wojen polsko- szwedzkich". Czytelnik odnajdzie w nich znane mu z historii wydarzenia i bohaterów. W pozostałych książkach też znajdują się opowieści oparte na rzeczywistych zdarzeniach. Wszak był to niegdyś sposób na przekazywanie z pokolenia na pokolenie zdarzeń, które miały szczególne znaczenie dla konkretnych miejscowości. Często dodawano do nich elementy cudowności, ubarwiano je o fikcyjne szczegóły. Wystarczy jednak poszukać wnikliwie, a znajdzie się w nich przysłowiowe ziarno prawdy.

- Jak to się stało, że zaczęła pani pisać?
- Pisałam już w dzieciństwie - wierszyki i bajki o zwierzętach. Później zaczęłam pisać dłuższe opowieści, ale do przysłowiowej szuflady lub dla wąskiego kręgu znajomych. W 2008 roku spróbowałam swoich sił w ogólnopolskim konkursie literackim. Zdobyłam nagrodę i tak zaczęła się moja prawdziwa przygoda z pisaniem. Pierwszą książkę wysłałam do wydawnictwa pełna wątpliwości, czy zostanie wydana.

- Co zajmuje najwięcej czasu przy tworzeniu książki?
- Najwięcej czasu zajmuje zbieranie materiałów. Trzeba bowiem dotrzeć do najważniejszych źródeł, dokonać wstępnej selekcji, tłumaczeń i - w przypadku podań i legend - wyboru najciekawszych opowieści.

- Gdzie znajduje pani inspirację?
- W dawnych materiałach etnograficznych, w historii i w otaczającym nas świecie.

- Zdaje się, że lubi pani starożytność, renesans - skąd to zainteresowanie?
- Owszem, te dwie epoki są najbliższe mojemu sercu. W starożytności zakochałam się dzięki mitom, trylogii Haliny Rudnickiej o dwóch królach Sparty: Agisie i Kleomenesie oraz książkom prof. Aleksandra Krawczuka. Natomiast słabość do renesansu przyszła nieco później wraz z fascynacją odkryciami geograficznymi, konkwistą, rodem Habsburgów, dziejami Hiszpanii oraz Niderlandów. Poza tym, renesans to czas odrodzenia antyku. Twórcy wzorowali się przecież na Grekach i Rzymianach, do łask powróciły języki klasyczne. Zatem to jakby powrót do korzeni.

- Gdzie szuka pani materiałów?
- W przypadku legend, materiałów szukam głównie za pośrednictwem bibliotek cyfrowych. Współczesna technologia jest po prostu niezastąpiona, gdyż trudno byłoby mi jeździć po bibliotekach całego Pomorza i siedzieć w czytelniach, w poszukiwaniu źródeł etnograficznych. Obecnie wystarczy jedno kliknięcie, a ma się dostęp do materiałów udostępnianych przez biblioteki niemal całej Polski. Dzięki temu mogę sama decydować o tym, w jakim czasie przeglądam teksty.

- Niewielu czytelników wie, że jest pani osobą niepełnosprawną. Jak radzi pani sobie z ograniczeniami wynikającymi z choroby, które pewnie wpływają na proces twórczy? Trudno, zmagając się z chorobami, wyznaczać sobie kolejne cele czy to - na przekór - jeszcze bardziej motywuje do działania?
- Niepełnosprawność dotyczy wyłącznie moich ograniczeń fizycznych, nie planów na przyszłość. Nie będę zaprzeczać, że ma ona duży wpływ na proces twórczy. Po pierwsze ograniczenia natury fizycznej często uniemożliwiają mi proste dotarcie do miejsc, które bym chciała odwiedzić. Po drugie zmęczenie wynikające z choroby niekiedy ogranicza czas, jaki mogę poświęcić pracy twórczej. Z biegiem lat wypracowałam sobie schemat, starając się dostosować do wymogów organizmu. Nie da się ukryć, że w tym wypadku słuchanie organizmu i jego potrzeb to podstawa. Czy trudno wyznaczać sobie kolejne cele? Są dni, że jest ciężko i wątpi się w ich realizację, ale człowiek upadnie siedem razy, ale osiem razy musi się podnieść - i tak jest też ze mną. Gdy trudno jest wszystko ogarnąć, robię sobie przerwę, aby wszystko jeszcze raz przemyśleć. Przychodzi kolejny dzień i biorę się do pracy z większą motywacją, bo przecież ma cel. Wciąż istnieją stereotypy, w których osoba niepełnosprawna nie powinna się udzielać i najlepiej, by zaszyła się w domu, nie pokazując swojego "kalectwa". Czasem zastanawiam się jednak, czy aby właśnie takie myślenie nie jest swoistym "kalectwem". My przecież jesteśmy tacy sami, mamy tylko więcej ograniczeń i trudności w realizowaniu celów. Niepełnosprawność nie oznacza wykluczenia. Ma jednak Pani rację. To motywuje, by iść pod prąd i przełamywać kolejne stereotypy.

- Czy można którąś z książek potraktować jak swoisty przewodnik dla turysty, który chce pójść szlakiem miejsc niezwykłych, poszukać cieni błąkających się na granicy życia i śmierci lub dotknąć magii miejsc, które owiane są tajemnicą?
- Owszem, cykl "Duchy, zjawy i ukryte skarby" powstał jako przewodnik dla turysty, który chce odkryć niezwykłe miejsca, spotkać się z duchami przeszłości, być może uratować zaklętą księżniczkę lub odkryć zaginione skarby. Wystarczy potraktować obie książki jako drogowskaz, by trafić w najbardziej znane miejsca i zafundować sobie ciekawą "wycieczkę z duchami", a przy okazji odkryć piękne i unikatowe zakątki województw kujawsko- pomorskiego i pomorskiego. Obie książki zostały zresztą dostrzeżone i nagrodzone na Targach Książki Kaszubskiej i Pomorskiej "Costerina" w Kościerzynie. W planach mam kontynuację cyklu, obejmującą województwo zachodniopomorskie. Myślę, że niejeden znudzony leżeniem na plaży wczasowicz, chętnie zobaczy pobliskie niesamowite miejsca, naznaczone obecnością zapomnianych zjaw i wciąż otoczone aurą niezwykłości - nawet, jeśli część z nich ukryta jest wśród gęstej roślinności.

- Jakie skarby w naszym województwie wciąż są nie odkryte?
- Ukrytych skarbów jest w naszym województwie dostatek: zarówno tych diabelskich, które należy najpierw odczarować, jak i tych pozostawionych przez Szwedów czy Francuzów. W książce znalazły się tylko niektóre, musiałam bowiem dokonać selekcji. Wśród wielu miejsc można by wymienić choćby Bobrowniki, Chełmżę, Górzno, Julianowo, czy Wąbrzeźno. Co ważne, wiele z tych skarbów można zdobyć dopiero po odprawieniu specjalnych rytuałów, które mają odstraszyć stojące na straży diabelskie moce. W wielu opowieściach znajdujemy echo zaginionych zamków i kościołów, z którymi pod ziemię zapadły się niezwykłe skarby. Za przykład może nam tu posłużyć choćby świątynia w Rówienicy. Skarby znaleźć można nie tylko na terenie dawnych zamków, jak Człuchów, czy Chojnice, ale także w Prabutach, Puzdrowie, Kwidzynie.

- Jakie mroczne postaci, duchy i zjawy z kujawsko-pomorskiego warte są bliższego poznania?
- Jak niemal w każdym zakątku kraju, także w województwie kujawsko- pomorskim podania wspominają o posępnych duchach, błąkających się pośród nocy i szukających wybawienia. Mamy tu do czynienia z duchami zakonnic, jak np. w Bąkowie, jeźdźcami bez głowy w Płużnicy, zjawą zdrajcy w Radzikowie, czy rusałkami w Skępem. Nie brakuje zaklętych panien, jak te z Unisławia, Górzna czy Sadłowa oraz demonicznych postaci z dawnych wierzeń - na przykład utopców z Bieńkówki i wąpierzy z Kałdusa. Wszystkie są intrygujące.

- Gdzie w naszym województwie i w sąsiednim pomorskim natkniemy się na białe damy, duchy rycerzy?
- Jest ich dużo. Warto wspomnieć o białych damach z Bydgoszczy, Wąbrzeźna, Radzynia Chełmińskiego, Chmielna, czy Kartoszyna. W wielu miejscach natknąć się można na duchy rycerzy, m.in. w Dzierzgoniu, Duninowie, Starogardzie Gdańskim, Malborku, Gniewkowie, Brodnicy, czy Chełmnie. W podaniach i legendach ożywają postacie z naszej dawnej wiary, jak choćby topielice i rusałki oraz duchy morskich rabusiów, zagubionych żołnierzy, czy chciwych karczmarzy. Warta uwagi jest rudowłosa piękność z Łeby, która od wieków wodzi mężczyzn na pokuszenie.

- Jakich magicznych wydarzeń świadkami byli nasi przodkowie żyjący w tym regionie?
- Dla nich wszystko, czego nie potrafili sobie wytłumaczyć było magiczne: począwszy od anomalii pogodowych, poprzez błędne ogniki pojawiające się nad bagniskami, pomory bydła, aż po choroby, które przychodziły niespodziewanie pozbawiając sił zdrowego dotąd człowieka. Niespodziewane wydarzenia najprościej było wytłumaczyć efektem stosowania magicznych praktyk. Echo tych przekonań przebrzmiewa jeszcze w stwierdzeniach, że drzewa podpalonego przez piorun nie powinno się gasić, a w miejscach, gdzie ukazują się błędne ogniki znajdują się zakopane skarby.

- Gdzie w regionie sądzono czarownice? Za co dostawały najsurowsze kary i jakie?
- Procesy czarownic odbywały się niemal wszędzie. Nie były to wyłącznie duże miasta, lecz nawet wioski. Do najczęstszych oskarżeń należało rzucanie uroków, sprowadzanie nieszczęść, zadawanie chorób, zamienianie dzieci, odbieranie krowom mleka, psucie pogody, wróżenie i czary miłosne. Nawet zawód akuszerki był zawodem podwyższonego ryzyka. Wszak taka akuszerka mogła oddać duszę noworodka diabelskim mocom. Podejrzane były zielarki. Nie trzeba było parać się magią, by zostać oskarżonym i stanąć przed sądem. Czasami wystarczył zwykły donos zazdrosnej sąsiadki. Kary zaś były różne. Zdarzały się pojedyncze przypadki uniewinnienia, ale najczęściej proces kończył się uznaniem winy czarownicy i jej skazaniem. Jeśli była to grzywna lub wyświecenie, ofiara mogła odetchnąć - zachowywała życie. Niestety, najczęściej była to kara śmierci na stosie.
- Najsłynniejsze procesy czarownic z Kujaw, Pomorza?
- W 1638 roku w Chełmnie, podczas jednej tylko egzekucji, spalono poza murami miasta aż dziewięć kobiet. Katarzyna Paprocka oskarżona o czary w 1638 roku w Bydgoszczy przyszła na świat w Chełmnie i tu też po raz pierwszy wyszła za mąż. Przez kilka lat mieszkała na Rybakach. Z całą pewnością do najgłośniejszych procesów należały ten pięknej szlachcianki Sydonii von Borck z 1620 roku w Szczecinie, dwórek księżnej Anny de Croy: Scholastyki i Rungi ze Słupska w 1651 roku, żony pisarza miejskiego Jadwigi Wujtowicz z Bydgoszczy w 1659 roku, Katarzyny Zimmermann ze Słupska w 1701 roku, Barbary Zdunk z Reszla w 1811 roku. Mnie poruszył proces Anny Glade z Grudziądza z 1568 roku, która stanęła przed trybunałem, gdzie sędzią był jej własny syn.
- Jakie zachowania mogły zdemaskować potencjalną czarownicę? Podobno na stos skazywano te pyskate, plotkary, demonstrujące niezależność i zajadle broniące własnego zdania. Można podejrzewać, że gdyby praktyk tych nie zaniechano to współcześnie chodziłoby po ziemi niewiele kobiet?
Pociągnąć za sobą oskarżenie o czary mogło narażenie się sąsiadce, zrażenie do siebie kogoś z otoczenia, wystarczyło być niepokorną kobietą, umiejącą bronić swojego zdania.
- Praktycznie każde nietypowe zachowanie mogło pociągnąć za sobą oskarżenie o czary. Wystarczyło narazić się sąsiadce, bądź zrazić do siebie kogoś z otoczenia. Niekoniecznie trzeba było parać się wiedzą tajemną, czy choćby sztukami dywinacyjnymi. Katarzynę Zimmermann ze Słupska o czary oskarżył aptekarz, tylko dlatego, że znała się na ziołach i często o skuteczniej potrafiła pomóc w cierpieniu. Ma pani rację, umiejętność bronienia swojego zdania była równie niemile widziana. Wszak od kobiet oczekiwano pokory i uległości, a nie demonstrowania własnej niezależności. Jeśli jeszcze do tego taka kobieta miała wokół siebie osoby niechętne, mogła liczyć się z oskarżeniem. A od niego do skazania było już bardzo blisko. W istocie, gdyby wciąż obowiązywały dawne prawa, chyba i my skończyłybyśmy na stosie. Warto zaznaczyć, że zdarzały się procesy mężczyzn. I oni bywali oskarżani o stosowanie czarów. Niemniej zdarzało się to o wiele rzadziej, gdyż byli często potrzebni na dworach możnych jako alchemicy czy astrologowie. Poza tym, to kobietę uważano za bardziej podatną na wpływ wszelkiego zła.
- To prawda, że kiedyś magia była częścią dnia codziennego, stosowaną przez wszystkich? Jakie magiczne praktyki, nieświadomie, uprawiamy wszystkie do dziś?
- Owszem. Magię stosowali wszyscy: zwykli mieszkańcy wsi i miast, dostojnicy. Człowiek stanowił część natury, łatwiej dostrzegał swoją łączność z jej cyklami. Zaś magia była tylko jednym z elementów łączących go ze światem pozazmysłowym. Widzę, że pani doczytała już, iż pracuję właśnie nad kolejną książką, którą jest "Magia ludowa Pomorza i Kujaw". To prawda, z jednej strony odcięliśmy się od magicznych praktyk, z drugiej uciekamy się do nich nieustannie i nieświadomie. Są one częścią tradycji wpisanych w świąteczne obchody, czy elementem codziennych zajęć, choćby niewinny zwyczaj stawiania miotły przy drzwiach wejściowych, zawiązywanie czerwonej wstążeczki, by ktoś nie zauroczył, welon panny młodej, obsypywanie nowożeńców drobnymi monetami, sprzątanie w domach przed świętami, wianki wieszane na drzwiach, podkowy. Na każdym niemal kroku spotykamy się z magicznymi praktykami.
- Podpisze się pani pod stwierdzeniem, że w każdej kobiecie jest coś z prawdziwej wiedźmy?
- Podpiszę się, a jakże. W końcu każda z nas ma w sobie "to coś", co łączy nas z cyklem natury i sprawia, że bliższa jest nam intuicja niż twarda logika. Każda kobieta jest zależna od faz księżyca.
- Słowo "wiedźma" nacechowane jest obecnie negatywnie, a nie zawsze tak było. Kiedyś oznaczało osobę, która wiedziała więcej niż inni. To negatywne nacechowanie wynika z tego, że współcześnie mądre, pewne siebie kobiety nadal budzą postrach?
- Wiedźmą rzeczywiście określano osobę, która miała wiedzę większą aniżeli inni i używała jej, by pomagać. Niegdyś wiedźmy budziły szacunek i uznanie, zwracano się do nich w przypadku kłopotów, chorób, by udzieliły rady. Na przestrzeni dziejów nazywano je różnie: matuchami, ciotami, Dianami, babami jagami, malforkami i szeptuchami. Dopiero w XIII w. w Europie rozpoczęło się prześladowanie podejrzanych o uprawianie czarów. Od tego czasu słowo czarownica lub wiedźma zaczęło budzić prawdziwą grozę. Apogeum prześladowań nadeszło w wiekach XVI, XVII i XVIII. Obecnie samo słowo nie zatraciło dawnych negatywnych cech. Zbyt mądre i pewne siebie kobiety zawsze budziły strach, niezależnie od czasów, w jakich żyły. I pewnie tak już pozostanie. Trudno będzie odczarować słowo wiedźma.
- Czy użalanie się nad losem czarownic jest słuszne? Były całkiem niewinne?
- Należy współczuć kobietom, które zapłaciły najwyższą cenę za wiedzę, niezależność i odwagę. Jeżeli nawet uciekały się do magicznych praktyk, to rzadko kiedy czyniły to, by wyrządzić komukolwiek szkodę. Najczęściej sięgały po tego typu praktyki, by ulżyć komuś w chorobie, zdjąć rzucony urok, czy odszukać zaginiony przedmiot. Owszem, nie brakło osób, które przeklinały kogoś w gniewie lub robiły wszystko, by mu zaszkodzić. Jednak czy aby wyrządzić komuś krzywdę musiały być czarownicami? Bardzo często bywało tak, że to te "porządne i bogobojne" kobiety oskarżały sąsiadkę, której nie lubili, zajmującą się np. zielarstwem o czary tylko po to, by się jej pozbyć. W kim zatem szukać wówczas winy?
- Wspomniała Pani kiedyś o domowych sposobach pozbywania się negatywnej energii i dawnych tradycjach wpisanych obecnie w świąteczne ceremonie.
- Do najbardziej popularnych metod można zaliczyć wiosenne porządki, które były jednym z najsilniejszych rytuałów oczyszczających. W rzeczywistości to nic innego, jak dawne wymiatanie negatywnych energii i pozbywanie się z domu wszelkich złych mocy. Niegdyś gospodynie bieliły nawet ściany, by oczyścić mieszkanie. My współcześnie mówimy o tzw. pamięci ścian. I to właśnie ją w ten sposób starano się usuwać. Ważne jest także mycie okien - wszak wpadające przez nie światło słoneczne nie tylko oświetla pomieszczenia, ale niesie ze sobą szczęście i dostatek, usuwając resztki negatywnych energii pozostałych w ścianach. Zatem nie jest przypadkiem, że wszystkie "nawiedzone domy" kojarzą się nam z opustoszałymi budynkami zasnutymi pajęczynami i pokrytymi wieloletnim kurzem. Poza tym, do dnia dzisiejszego na Matki Boskiej Zielnej udajemy się do kościoła, by poświęcić bukieciki kwiatów i ziół. W niektórych miejscach sporządza się z nich później wianuszki, które zawieszone na drzwiach mają chronić gospodarstwo przed wszelkim złem. Podobną rolę wciąż spełniają gałązki brzozy zrywane z ołtarzy po przejściu procesji Bożego Ciała. To jedno z najbardziej magicznych drzew i od tysiącleci pełni rolę ochronną. Podobnie jest z wierzbowymi witkami, które poświęca się podczas Niedzieli Palmowej. Stanowiły one ochronę przeciwko czarom i miały zapewnić zdrowie domownikom i zwierzętom.
- Czego mogą spodziewać się czytelnicy? Pisze pani podobno dwie powieści. O czym one będą?
- Pracuję nad wspomnianą "Magią ludową Pomorza i Kujaw". Planuję trzecią część "Duchów, zjaw i ukrytych skarbów" dotycząca województwa zachodniopomorskiego. Także powieści są jednym z moich kolejnych celów, ale odsuniętych w czasie. Ot, nie mogę powiedzieć, jak hiszpański król Filip II, że "Czas i ja to jedno". Mam jednak nadzieję, że w końcu je napiszę. Jedna osadzona jest u schyłku Cesarstwa Zachodniorzymskiego i skupia się wokół cesarza Walentyniana III oraz jego siostry Justy Gratii Honorii. Fabuła wiąże się zaś z domniemanym dzieckiem cesarskiej siostry. Nie zabraknie więc historii, sensacji, miłości, spisków i walki o władzę oraz wątku religijnego. Drugą powieść osadziłam zaś w XVI w., w czasie podboju państwa Inków przez Hiszpanów. Główną bohaterką jest fikcyjna Leonor, lecz czytelnik odnajdzie tam wiele postaci znanych z historii. Wśród nich, poza doskonale znanymi: Francisco Pizarro, Pedro de Valdivia, Inca Atahuallpa, Manco Inca, pojawią się mniej znani, jak choćby młodsi bracia zdobywcy Peru: Juan i Gonzalo, Juan de Acosta, czy Diego de Centeno. Poza krwawymi zmaganiami, najpierw o imperium Inków, a później o władzę nad nim, znajdzie się miejsce na miłość i przygodę. W planach pozostaje powieść o jednej z pomorskich czarownic, może powstanie w pierwszej kolejności.
- Dużo pani czyta? Kogo i co najchętniej?
- Od dzieciństwa czytam dużo. To zasługa mojej mamy, która zawsze zabierała mnie do księgarni i już jako małej dziewczynce pozwalała wybierać bajki z serii "Poczytaj mi mamo". Książki zawsze były w domu i nie wyobrażam sobie bez nich życia. Każda lektura zaś nas wzbogaca - nawet taka, którą przeczyta się tylko jeden raz. Jako niepoprawna miłośniczka przeszłości uwielbiam powieści historyczne. Do ulubionych należą książki C.W. Gortnera, P. Gregory, T. Kinkel, A. Borchardt oraz cykl M. Druona "Królowie przeklęci", do którego wracam z przyjemnością. Mam słabość do książek o rozwoju duchowym, czasem sięgam po powieści obyczajowe. Współpracuję też z kilkoma wydawnictwami, dla których piszę opinie o książkach.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska