Po co mieszać w tym, co funkcjonuje w języku od lat? - pytają nie tylko językoznawcy, jak prof. Jerzy Bralczyk, ale również same kobiety.
Dla wielu z nich urolożka brzmi jak papużka, a pilotka bardziej kojarzy się z czapką niż z kobietą obsługującą skomplikowaną mechanikę samolotu. Tak samo „niepoważnie” brzmi ginekolożka, psychiatryczka czy chirurżka. Nie ma zaś zgrzy-tu, gdy mowa o sprzątaczce, lekarce (choć do niej i tak mówimy „pani doktor’) czy nauczycielce. Zdaniem prof. Bral-czyka, język zmienia się naturalnie i nie pomogą tu żadne naciski. Lepiej więc zostawić go w spokoju.
Medialny spór o końcówki nie jest jednak wynikiem pragnienia zmiany języka tylko po to, by zająć czymś „rozhisteryzowane kobiety”. - Chodzi o miejsce kobiety w świecie - przekonuje Agata Szczęśniak, socjolożka i publicystka Oko.press, orędowniczka zmian końcówek. Bo męskie określenia zawodów kobiet powodują też usytuowanie kobiet w świecie. Język nie tylko odzwierciedla naszą rzeczywistość, ale również ją kształtuje. Każda wypowiedziana „chirurżka”, „muzykolożka” i „profesorka” przybliża nas o krok do świata, w którym kobiety wykonujące te funkcje nie są już niewidzial-ne ani przebrane za mężczyzn.
Zdaniem dr. Tomasza Markiewki, filozofa z UMK w Toruniu i publicysty „Krytyki Politycznej”, spór o końcówki jest ważnym krokiem w kierunku zmian społecznych, a te w Polsce dokonują się powoli. Nie znaczy to jednak, że są skazane na porażkę.
Kwestia przyzwyczajenia
- Jeśli chcesz zakonserwować obecny stan rzeczy, najlepszym sposobem na osiągnięcie tego celu jest przekonanie ludzi, że ten stan jest wynikiem naturalnych, spontanicznych procesów - tłumaczy dr Tomasz Markiewka. - Wiedzą o tym doskonale przeciwnicy tzw. poprawności politycznej. Nie bez przyczyny tak bardzo upodobali sobie argument o tym, że kobiety, czar-ni, geje i lesbijki są wpychani do popkultury „na siłę”. Tak samo jak ich zdaniem „na siłę” próbuje się zmienić tradycyjne role mężczyzn i kobiet. Albo wprowadza się „na siłę” żeńskie końcówki - dodaje.
Dr Markiewka uważa, że jest to granie na tej samej opozycji, którą posługują się fundamentaliści rynkowi: są rzeczy naturalne i są rzeczy „na siłę”. Słowo „pilot” jest naturalne, powstało spontanicznie, zostało dane przez Boga, ale słowo „pilotka” jest na siłę, jest wynikiem feministycznych ingerencji i politycznego przymusu. Biały bohater w filmie jest odbiciem naturalnego stanu rzeczy, czarny jest wynikiem poprawności politycznej. Przewaga mężczyzn w polityce jest naturalna, próba zmiany stosunku sił jest brutalną ingerencją oszalałych lewaków.
- Na podobnej zasadzie fundamentalista rynkowy (w wielu przypadkach będący też zagorzałym przeciwnikiem poprawności politycznej) odwołuje się do naturalności mechanizmów rynkowych, starając się w ten sposób usprawiedliwić na przykład to, że kilkadziesiąt najbogatszych osób na świecie posiada taki sam majątek co biedniejsza połowa ludzkości - dodaje dr Markiewka. Każda próba zaradzenia nierównościom społecznym byłaby jego zdaniem nieuprawnioną ingerencją w spontaniczne procesy rynkowe i naturalny stan rzeczy, a tym samym doprowadziłaby do zaburzenia „zdrowych procesów gospodarczych” i skończyłaby się „zniewoleniem” oraz zapaścią ekonomiczną.
Warto o tym rozmawiać
Coraz silniejsze znaczenie i aktywność kobiet w rzeczywistości społecznej będą więc przyzwyczajać nas do nieuchronności zmiany sposobów myślenia, też o żeńskich końcówkach.
- Nie przeszkadza mi, jak ktoś się do mnie zwraca per „pani profesor” - mówi prof. Monika Jaworska-Witkowska, pedagożka, filozofka z KPSW w Bydgoszczy i malarka. - Ale rozumiem wagę toczącego się procesu jako wzbogacania języka i zrywania z potocznymi skojarzeniami. Przemoc może dokonywać się w języku, ale nie o same końcówki chodzi, lecz o kulturowe miejsce dla kobiecości. Nie wszędzie zmiany są proste czy automatyczne. Nowa jakość języka powstanie nie na siłę ani machinalnie poprzez naginanie nazw. Ale warto o tym rozmawiać i chronić intencję wyrażanej tu troski.
