Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W tyle głowy zawsze będzie Marek. Ten z kabaretu autorów "Klika"!

Redakcja
Był "gadającym zwierzęciem". Marek Sobczak z kabaretu  "Klika" ...
Był "gadającym zwierzęciem". Marek Sobczak z kabaretu "Klika" ... archiwum Gazety Pomorskiej
Był "gadającym zwierzęciem". Marek Sobczak z kabaretu "Klika" nie będzie nas już rozbawiał i "zmuszał" do refleksji. Odszedł w pełni sił twórczych.

To było latem 1977 r. Będąc stażystą w "Gazecie Pomorskiej" otrzymałem codzienne dziennikarskie zadanie. - Tematy leżą na ulicy - padło ulubione zdanie przełożonego. Na pohybel szefowi, sięgnąłem po temat "z wyższych kulturalnych sfer".

Profesorowie chcieli klikę...

W kraju gruchnęła właśnie wiadomość, że bydgoski kabaret "Klika" zdobył główną nagrodę Festiwalu Artystycznego Młodzieży Akademickiej (FAMA) w Świnoujściu. Rozmowa z jego twórcami: Markiem Sobczakiem i Antonim Szpakiem, absolwentami bydgoskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, wydała się wówczas, przynajmniej dla mnie, oczywista. Dopiero po latach, gdy nasze relacje koleżeńskie się zacieśniły okazało się, że nagroda FAMY (przede wszystkim!), ale i pierwszy prasowy wywiad udzielony "Pomorskiej", otworzyły dwójce bydgoskich kabareciarzy drzwi do wielkiej kariery.

Marka z Antkiem, studentów WSP, skojarzyli ludzie z uczelnianego klubu "Beanus". Obaj zdradzali teatralne zacięcie, bardziej jednak zaczynem do "sparowania dwójki młodych ludzi" był ich bardzo podobny temperament. - To było prawie tak, jak miłość od pierwszego wejrzenia. W mig poczuliśmy miętę. Bardziej do siebie, niż teatru. Najbardziej jednak  do wspólnego... "pajacowania" - wspomina Toni.

Ze znalezieniem nazwy dla swojej działalności artystycznej też nie mieli problemu. Pomogli "profesorowie WSP", którzy klub "Beanus" traktowali jako miejsce spotkań... klik!

W  zespole, choć indywidualnie

Teksty skeczów i piosenek pisali na początku oddzielnie. Ale na próbach toczyli, czasami, heroiczną walkę o precyzję słowa. Spierali się o duperele, co skutkowało nie raz i nie dwa  zerwaniem próby. Rozstaniem... Ale szybko wracali. Odrzucali skrajności aż do momentu, gdy nie nabrali wspólnego przekonania o przekazie danego tekstu. - Po FAMIE toczyliśmy długie Polaków rozmowy - wraca wspomnieniami Antek. -  Upić się sukcesem, czy alkoholem? Bardziej wyszło na to drugie. Ale postanowiliśmy spróbować robić kabaret. RAZEM!

Przez 37 lat

I tak było blisko przez cztery dekady. Tworzyli, założyli rodziny, zostali ojcami chrzestnymi (Marek syna Antka, Antek córki Marka). Nierozłączni, chociaż obracający się w gronie własnych przyjaciół. Po drabinie pt. Sukces wspinali się zawsze razem. O ich występy zaczęła zabiegać cała estradowa Polska, upominała się Polonia. Ich felietony zapragnęły zamieszczać: Ilustrowany Kurier Polski, ogólnopolski tygodnik satyryczny "Szpilki", Angora czy Express Bydgoski. Stali się regularnymi  bywalcami stacji telewizyjnych i rozgłośni radiowych.

Nauczyli się trudnej pracy w teamie. - Nie było dla nas  istotne, kto daje więcej tzw. wsadu. W końcu zawsze ktoś musi  gotować, a drugi przyprawiać - śmieje się Antoni.  - A nie było łatwo, bo Marek zodiakalny Wodnik miał duszę poety, nutę romantyzmu wyczuwało się w każdym niemal wersie. Popełnił kiedyś własną "Odę do wolności". Nigdy jej nie wykorzystaliśmy w naszych programach.  Mnie ciągnęło, dla odmiany, w stronę rock&rolla. Ale teksty musiały być wypieszczone, mieć nasz wspólny stempel. Inaczej lądowały do szuflady. A gdy już przytrafiła się nam wpadka, nie było wskazywania palcem winnego. Byliśmy wobec siebie lojalni. Obowiązywała odpowiedzialność zbiorowa. To nas jeszcze trwalej cementowało!

"Dyżurni satyrycy kraju"

Gdy byli w "Klice" pociągała ich najbardziej satyra polityczna. Wielokrotnie namawiani byli, przez ludzi w telewizji czy radiu, którzy zajmują się produkcją rozrywki, aby odeszli od polityki, a wtedy nie będą narzekać na brak propozycji. - Zawsze takim mędrcom powtarzałem: ja mam tylko jedną twarz. Marek też. Nie chcieliśmy być tak samo zakłamani , jak ci których krytykowaliśmy. Poza tym już po 1989 r. próbowano wmówić społeczeństwu, jakoby satyra polityczna w Polsce upadła, skończyła się -  przypomina Szpak.

Nie mieli tchórzliwej natury. Marek cenił sobie zresztą bardzo wolność słowa. Gdy była okazja ponarzekać, zawsze przy takiej okazji powtarzał: "W Polsce wolność słowa polega na tym , żeby mówić wolno, a nie, że wolno mówić". - Ale nie cierpiał z powodu alergii na cenzurę - zapewnia Toni. - Bardziej kpił z niej, bywało że nawet szydził. I  zawsze szukał fortelu, jakby panie i panów cenzorów wykiwać. Podać tą samą treść  w innej formie.

W weekend Antoni siądzie do komputera, aby napisać kolejny felieton do Angory. - Jestem pewien, że z tyłu głowy będzie Marek. Chociaż nic już tak nie będzie, jak dawniej.

Tomasz Malinowski

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto